"Budda", Roman Giertych i "Grażynka" © East News, Instagram

"Mówił, że będę skończony, jeśli nie odpuszczę". Jak Roman Giertych chciał przejąć sprawę "Buddy"

Roman Giertych domagał się przesłania mu dokumentów sprawy dotyczącej pary słynnych youtuberów, w której formalnie go nie było - wynika z ustaleń Wirtualnej Polski. Groził też innym adwokatom i podawał nieprawdziwe informacje, że jest obrońcą osoby, która nie chciała, żeby jej bronił. Tak wynika ze skargi szczecińskich adwokatów, którą rozpatruje Rzecznik Dyscyplinarny Izby Adwokackiej w Warszawie. WP dotarła do dokumentów w tej sprawie.

Kamil "Budda" Labudda to jeden z najpopularniejszych, a zarazem najbogatszych polskich youtuberów. Jego kanał obserwuje 2,5 mln osób. Dzięki organizowanym przez niego loteriom, w których można było wygrać m.in. luksusowe samochody, zarobił przynajmniej kilkadziesiąt milionów złotych i zdobył sławę. Sympatię fanów zyskał też akcjami charytatywnymi - takimi jak choćby wrzuceniem 100 tys. zł do puszki podczas finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.

Aresztowanie gwiazdy YouTube

To, co przyniosło "Buddzie" sławę i pieniądze, przyniosło też kłopoty.

W październiku ubiegłego roku w głośnej akcji Centralnego Biura Śledczego Policji Kamil Labudda, jego partnerka Aleksandra "Grażynka" Krcha i kolejnych kilka osób, zostali zatrzymani na polecenie Zachodniopomorskiego Wydziału Zamiejscowego Prokuratury Krajowej.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Giertych ma zgodę Tuska? "Daje na to glejt"

Śledczy zarzucili im, że unikali płacenia należnych podatków. Jak? Sprzedając losy na loterię w pakiecie z e-bookami, odprowadzali 5 proc. podatku VAT, zamiast 23 proc. Czyli - w ocenie śledczych - oszukiwali fiskusa.

Do tego doszły zarzuty udziału i kierowania grupą przestępczą oraz prania brudnych pieniędzy. Według prokuratury kwota, którą miał łącznie obrócić "Budda" i jego koledzy, to 126 mln złotych. W trakcie czynności zabezpieczono mienie należące do podejrzanych na łączną kwotę około 140 mln złotych, w tym 51 samochodów, takich marek jak: Lamborghini, Mercedes, Rolls-Royce, Audi, BMW, Toyota, Nissan. Zabezpieczono też nieruchomości podejrzanych i 77 mln zł na kontach bankowych.

"Niewiarygodne, co wyszło na jaw!"

"Budda" i "Grażynka" są z Krakowa, ale ich sprawa trafiła do Szczecina, więc ze względów logistycznych to tam para wynajęła większość obrońców. Głównymi obrońcami "Buddy" byli Mateusz Mickiewicz (on akurat z Warszawy) i Krzysztof Tumielewicz ze Szczecina. "Grażynki" z kolei Kacper Stukan, także ze Szczecina. Nie udało się im zapobiec aresztowaniu klientów.

Tydzień po zatrzymaniach, do których doszło 14 października, kolejne media zaczęły podawać informację, że do obrony youtubera i jego partnerki dołączają tuzy warszawskiej palestry - mecenas i jednocześnie poseł Roman Giertych oraz mecenas Jacek Dubois.

Tytuły materiałów z tamtego okresu: "Giertych wchodzi do sprawy Buddy", "Budda siedzi w areszcie. Przed sądem Kamila L. ma bronić mecenas Giertych", "Znany prawnik będzie bronił Buddę. Niewiarygodne, co wyszło na jaw!".

Skąd w ogóle taki wniosek? Giertych przedstawiał się już nawet i wypowiadał jako obrońca partnerki "Buddy".

"Czekam na to, aż łaskawie prokuratura wyrazi zgodę na widzenie. I uważam, że wstrzymywanie takiej zgody jest sprzeczne z prawem człowieka" - mówił w rozmowie z Natalią Kamińską z portalu Natemat.pl.

Od kilku dziennikarzy usłyszeliśmy, że to sam Giertych dzwonił do nich, informując, że będzie bronił "Grażynki", i próbował inspirować publikacje na ten temat.

Ale Giertych ani Aleksandry Krchy, ani Kamila Labuddy nigdy nie bronił.

Jak wynika z ustaleń Wirtualnej Polski to, co wydarzyło się w tamtych dniach wokół tej sprawy, jest dziś przedmiotem postępowania dyscyplinarnego wobec Romana Giertycha.

Jest też przedmiotem sporu o niewyjaśnione rozliczenia dotyczące adwokackiego wynagrodzenia.

Najpierw było grzecznie. Potem były groźby

Pismo wysłane 18 listopada 2024 r. przez trójkę szczecińskich adwokatów jest zatytułowane: "Zawiadomienie o możliwości popełnienia deliktów dyscyplinarnych" i na kilku stronach opisuje zachowania Romana Giertycha. Według autorów działania mecenasa powinny zakończyć się ukaraniem dyscyplinarnym.

W oparciu o ten dokument oraz rozmowy z jego autorami, a także innymi osobami zaangażowanymi w sprawę, odtwarzamy wydarzenia z jesieni ubiegłego roku.

Jak ustaliliśmy, zaczęło się od wiadomości, którą Roman Giertych wysłał 21 października do adwokat Katarzyny Walukiewicz, jednego z pełnomocników Aleksandry Krchy. Tu ważne wyjaśnienie - "Grażynkę" na tym etapie reprezentował wspomniany już Kacper Stukan, a także Katarzyna Walukiewicz i Marta Kowalińska.

Zgodnie z polskim prawem podejrzany nie może mieć więcej niż trzech obrońców. Dlatego Giertych skontaktował się z mecenas Walukiewicz. Najpierw poprosił ją o usunięcie się ze sprawy lub udzielenie mu substytucji, czyli zastępstwa. Dzięki temu mógłby za nią bronić partnerki "Buddy".

- Początkowo zaproponował, żebym udzieliła mu substytucji, bo on ma większe doświadczenie. Twierdził też, że działa na prośbę rodziny klientki - relacjonuje mecenas Walukiewicz.

Adwokatka odmówiła spełnienia prośby Giertycha, wtedy miał zmienić ton.

- Zaczął pytać, kim ja w ogóle jestem, że w tej sprawie występuję. Twierdził, że on bardzo nie chce tego robić, ale może to zrobić i być może będzie musiał zrobić tak, że za parę minut mnie w tej sprawie nie będzie. Odpowiedziałam, że jest pasywno-agresywny. Nie zrozumiał, co to znaczy i żebym mu wytłumaczyła znaczenie tych słów - opowiada mecenas Walukiewicz.

Rozmowa skończyła się tym, że obrończyni skontaktuje się z klientką i po rozmowie z nią podejmie ewentualnie dalsze kroki. Co ważne, rozmowa odbyła się, gdy Giertych już przedstawiał się w mediach jako obrońca Aleksandry Krchy.

- Odebrałam to jako próbę wymuszenia. Czułam się zagrożona i czułam, że są podważane moje kompetencje - mówi dziś Katarzyna Walukiewicz.

Z naszych informacji wynika, że Giertych w rozmowach z innymi adwokatami, ale także dziennikarzami, wskazywał na powiązania jednego z adwokatów ze sprawy "Buddy" z PiS. Zapewne chodziło o fakt, że mecenas Kacper Stukan broni Dariusza Mateckiego, posła PiS, który jest podejrzany o sprzeniewierzenie pieniędzy pochodzących z Funduszu Sprawiedliwości oraz fikcyjne zatrudnieniem w strukturach Lasów Państwowych.

Moje konto u Romana Giertycha

Prokuratura w Szczecinie dostała pismo wysłane w imieniu Romana Giertycha. Skoro nie był obrońcą, to w jakim charakterze to robił?

Jak potwierdziliśmy w prokuraturze, do kontaktu pomiędzy Giertychem a prokuraturą doszło 22 października 2024 r. Jak informuje Wirtualną Polskę prokurator Katarzyna Calów-Jaszewska z Prokuratury Krajowej, do zachodniopomorskiego pionu PK "wpłynął wniosek adw. Krzysztofa Pawlaka działającego z substytucji adw. Romana Giertycha stanowiący zgłoszenie udziału w sprawie w charakterze obrońcy podejrzanej Aleksandry K.".

Jak potwierdza Calów-Jaszewska, "wniosek zawierał załącznik w postaci upoważnienia do obrony podejrzanej, podpisany przez osobę trzecią". Pod koniec października (dokładnie 30 października) prokuratura odpowiada. "Liczba ustanowionych przez podejrzaną Aleksandrę K. obrońców w tej sprawie nie pozwala, w świetle art. 77 kpk, na ustanowienie kolejnego obrońcy".

I tu pojawia się kolejny wątek, który jest przedmiotem skargi szczecińskich adwokatów na Romana Giertycha.

W skardze jest to opisane dość enigmatycznie:

"W dniu 18 października 2024 roku przyjął [Roman Giertych - red.] od nieustalonych osób upoważnienie do obrony Aleksandry Krchy i zgłosił się jako jej obrońca w sprawie (...) przed Prokuraturą Krajową". Ale okoliczności tego wątku są bardzo ciekawe i warto opisać je szczegółowo.

Gdy mecenas skontaktował się z prokuraturą i zadeklarował jako obrońca "Grażynki", dostał informację, że jest już trzech obrońców. I miejsca dla niego brak.

- Zaczął więc nas obdzwaniać, że mamy mu dać substytucję. Bo jak nie, to on sprawi, że nie będzie nas w ogóle w tej sprawie. Zwykle takie rzeczy załatwia się grzecznie, prośbą, normalną rozmową. A on zadzwonił, powiedział, że jest obrońcą klientki i żąda substytucji - opowiada mecenas Kacper Stukan.

Stukan nie przestraszył się gróźb adwokata-polityka. Zlekceważył też jego SMS z następnego dnia z prośbą o kontakt. Kilka godzin później na skrzynkę pocztową kancelarii Stukana przyszedł e-mail podpisany przez matkę "Grażynki". Obrońcy Aleksandry Krchy przekonują, że na tym etapie doskonale wiedzieli, iż matka ich klientki nie korzysta w ogóle z komputera.

- Tymczasem w e-mailu ta pani napisała, że wypowiada mi pełnomocnictwo, którego udzieliła mi jej córka i żąda przesłania w ciągu dwóch godzin wszystkich dokumentów w sprawie na jej adres mailowy (skrzynka w domenie, z której korzysta kancelaria Roman Giertycha - red.) - opowiada Kacper Stukan.

Co ciekawe plik PDF, załączony do wiadomości, miał skrupulatnie usunięte właściwości, które zawierały informacje o autorze, miejscu oraz dacie wytworzenia. Została wyłącznie informacja, że skan zrobiono za pomocą aplikacji "Notes iOS", czyli powstał na urządzeniu od firmy Apple.

Kilka minut później na telefon mecenasa przychodzi kolejna wiadomość SMS. Roman Giertych pisze w nim: "Dowiedziałem się, że matka klientki wypowiedziała panu upoważnienie na podstawie ustnego pełnomocnictwa do wypowiadania upoważnień".

Czyli - według wiadomości i twierdzeń Giertycha - "Grażynka" przed zatrzymaniem ustnie przekazała matce, że ta może decydować o jej pełnomocnikach.

Stukan odpisuje warszawskiemu koledze, że to chyba żart i nieporozumienie. Giertych odpowiada, że nie ma z tym nic wspólnego i jest to samodzielna decyzja mamy pani Aleksandry.

Szczecinianin dzwoni do matki swojej klientki, która zapewnia, że e-mail należy do niej i to ona go używa. Podkreślmy, to skrzynka pocztowa kancelarii mecenasa Romana Giertycha. I tylko do kancelarii należy, nikogo innego.

Adwokat Stukan nie poddaje się naciskom Giertycha. Informuje o wszystkim prokuraturę i jedzie do "Grażynki" do aresztu śledczego. Kobieta kategorycznie zaprzecza, żeby dawała matce pełnomocnictwo do czegokolwiek, a na wydrukowanym e-mailu swojej matki pisze: "Nie potwierdzam" i sygnuje to własnoręcznym podpisem. Jak opisuje mecenas, w rozmowie z nim klientka dodaje też, że nie wierzy, żeby jej matka zrobiła skan pisma i wysłała go e-mailem, bo po prostu nie umie robić takich rzeczy.

Roman Giertych odpuszcza sprawę, przestaje wysyłać pisma. Matka "Grażynki" też przestaje wysyłać e-maile z adresu kancelarii posła.

300 tys. za obronę, której nie było

Równolegle do sprawy Kamila "Buddy" Labuddy próbuje dołączyć mecenas Jacek Dubois, często współpracujący z Romanem Giertychem.

- Rozmowy trwały, ale zakończyły się finalnie niepowodzeniem. W wyniku czego nie przystępuję do tej sprawy i zaznaczam, że nie jestem i nie będę reprezentantem pana Kamila L. - przekazał "Przeglądowi Sportowemu" Dubois.

Tu pojawia się wątek finansowy. Z naszych informacji wynika, że to kolega "Buddy" znany jako użytkownik Instagrama "Kamil z Ameryki", bez jego wiedzy i zgody, postanowił sfinansować wynajęcie adw. Dubois i Giertycha. W związku z tym przelał pośredniczącemu w transakcji adwokatowi z Warszawy Marcinowi Kaczmarkiewiczowi równowartość ok. 300 tys. zł. Do Dubois i Giertycha trafiło po 150 tys. zł. Ile ostatecznie u nich zostało - nie wiemy.

Gdy zapytaliśmy Jacka Dubois, czy był pełnomocnikiem "Buddy", a jeśli tak to w jakim okresie, adwokat odpisał, że "kwestia pełnomocnictwa objęta jest tajemnicą adwokacką". Gdy zauważyliśmy, że według prokuratury Dubois nigdy nie był pełnomocnikiem Labuddy, wystarczyło 65 minut, żeby tajemnica adwokacka przestała obowiązywać - w kolejnych wyjaśnieniach i wiadomości.

"Byłem ustanowiony w tej sprawie i pełnomocnictwo zostało złożone w prokuraturze. Podjąłem działania obrończe. Podejrzany, wybierając inną linię obrony, nie potwierdził pełnomocnictwa" - napisał godzinę później adwokat Jacek Dubois.

W grudniu 2024 r. sąd uchylił areszty "Buddzie" i "Grażynce". Para wyszła na wolność. A kolega "Buddy" "Kamil z Ameryki" przez polskiego pośrednika zażądał od adw. Kaczmarkiewicza pieniędzy, które trafiły do Dubois i Giertycha, twierdząc, że przecież nie byli obrońcami aresztowanych influencerów. Jak słyszymy od osób znających kulisy rozliczeń, znani adwokaci potrącili za swoje usługi co najmniej kilkadziesiąt tysięcy złotych, więc do zwrotu pełnej kwoty nie mogło dojść.

W tym wątku w marcu do szczecińskiego Wydziału Zamiejscowego Prokuratury Krajowej trafiło zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa "przywłaszczenia pieniędzy przeznaczonych na obronę Kamila L. i Aleksandry K. złożone przez obywatela polskiego w imieniu spółki z siedzibą w USA". Zawiadomienie przekazane zostało do Prokuratury Okręgowej w Warszawie - wynika z informacji WP.

"Praca poświęcona obronie została całkowicie rozliczona" - przekazał nam mec. Jacek Dubois. Roman Giertych również poinformował, że rozliczył się z pieniędzy przekazanych mu na obronę. Żaden w odpowiedziach wysłanych WP nie wspominał o kwotach.

Nie można tak tego zostawić

Szczecińscy adwokaci napisali na Romana Giertycha skargę do Rzecznika Dyscyplinarnego Izby Adwokackiej w Warszawie.

- Uznaliśmy, że nie można tak tego zostawić. Czułem, że koleżanki są przerażone, przecież Roman Giertych wprost im groził. Mnie mówił, że będę skończony, jeśli nie odpuszczę - opisuje sprawę adwokat Kacper Stukan.

W skardze czytamy też:

"Podczas rozmowy z jednym z obrońców podejrzanej adwokat Giertych literalnie wskazał, że jeżeli nie zostanie udzielona mu substytucja, to on samodzielnie wypowie upoważnienie do obrony aktualnym obrońcom, bo jak deklarował, ma takie możliwości.

Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że to adwokat Roman Giertych postanowił zostać obrońcą podejrzanej, niezależnie od jej woli i podjął w tym celu szereg nieetycznych czynności. W sprawie o tak medialnym i budzącym społeczne zainteresowanie charakterze wprowadzanie opinii społecznej w błąd (przez profesjonalnego obrońcę) jawi się jako tym bardziej sprzeczne z obowiązującymi adwokatów zasadami".

Adwokaci zostali już w tej sprawie przesłuchani przez Rzecznika Dyscyplinarnego Izby Adwokackiej w Warszawie, ale żadne decyzje nie zapadły.

Zapytaliśmy rzeczniczkę warszawskiej Okręgowej Rady Adwokackiej, czy w ostatnim czasie wpłynęły wnioski o wszczęcie postępowania dyscyplinarnego wobec Romana Giertycha? Jeśli tak - kiedy, na czyj wniosek i czego dotyczyły?

"Od początku roku 2025 r. wszczęto trzy postępowania, w tym jedno ze skargi z 2024 r., postępowania są w toku. W zakresie drugiej części pytania podtrzymuję dotychczasowe stanowisko - nie udzielamy odpowiedzi na pytania dotyczące danych osób lub stron postępowania" - odpisała nam adw. Maria Sankowska-Borman, rzeczniczka prasowa ORA.

- Zawiadomieniem dotyczącym niewłaściwych zachowań adwokata musi zająć się rzecznik dyscyplinarny właściwej okręgowej rady adwokackiej. Jako prezes Naczelnej Rady Adwokackiej nie wypowiadam się w takich sprawach. To kompetencja rzeczników dyscyplinarnych - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Przemysław Rosati, prezes NRA. Sprawy nie komentuje szerzej.

Aleksandra Krcha - znana jako "Grażynka" - przekazała nam, że szanuje naszą pracę, ale nie chce się wypowiadać na temat Romana Giertycha. Kamil "Budda" Labudda również odmówił komentarza.

Roman Giertych w przesłanej odpowiedzi nie odniósł się do pytań o swoje zachowanie wobec obrońców Aleksandry Krchy, nie wyjaśnił ile i za co właściwie zainkasował pieniądze w tej sprawie. Napisał też, że miał upoważnienie do obrony. W dalszej części maila obrażał i atakował redakcję Wirtualnej Polski (całość poniżej).

***

Poniżej pełna treść odpowiedzi Romana Giertycha:

"Zawarte w Pańskich pytania sugestie jakobym działał w imieniu kogokolwiek bez stosownego upoważnienia do obrony podpisanego przez upoważnioną zgodnie z kpk osobę są fałszywe i stanowią jednocześnie kolejną próbę naruszenia dóbr osobistych. W sprawie, o którą Państwo pytacie zostało podpisane stosowne upoważnienie do obrony przez osobę z najbliższej rodziny, co zgodnie z przepisami ogólnymi w sytuacji aresztowanego jest wystarczającym umocowaniem.

Kłamliwa jest też sugestia jakoby po zakończeniu współpracy z w/w nie nastąpiło rozliczenie pomiędzy stronami. Rozliczenie takie nastąpiło i osoby, które były jego stroną (a także nikt inny) nigdy nie formułowały żadnych roszczeń z tego tytułu.

Kampania, którą prowadzicie Państwo przeciwko mojej kancelarii jest próbą podważenia renomy i dobrego imienia mojej firmy. Najprawdopodobniej ma to związek z faktem, że do dwóch lat reprezentuję pana Tomasza Mraza, który wskazywał na relacje o charakterze przestępczym pomiędzy redakcją WP.PL, a Funduszem Sprawiedliwości. Jedną z okoliczności takiej przestępczej działalności było umieszczenia płaconych z tego Funduszu kwot na Państwa firmę za artykuły podpisywane przez fikcyjną postać Krzysztofa Suwarta, który w rzeczywistości był pracownikiem Ministerstwa Sprawiedliwości. Artykuły te wychwalały ministra Ziobrę, jego żonę Patrycję Kotecką i innych prominentnych działaczy PiS. Redakcja WP.pl nigdy nie przeprosiła ani nigdy nie potwierdziła tożsamości Suwarta.

Państwa działania poprzez docieranie do różnych osób, które mogą coś wiedzieć o mojej działalności adwokackiej stanowią czyn nieuczciwej konkurencji o charakterze karnym oraz czyn przestępczego wpływania na działania adwokata reprezentującego osobę przedstawiającą przestępcze relacje dotyczące Państwa koncernu, który jest popełniany przez znanych z nazwiska właścicieli koncernu Wirtualnej Polski, gdyż to oni byli beneficjentami działań FS i to oni zlecają na mnie nagonkę.

Nie wyrażam zgody na opublikowanie jakiegokolwiek skrótu mojej odpowiedzi na Państwa pytania, a w przypadku takiego zabiegu opublikuję ją całą po ewentualnym artykule na w/w temat.

Roman Giertych".

"W odpowiedzi na kolejne pytania (jako kolejne PS do poprzedniej odpowiedzi) informuję, że żaden pełnomocnik Aleksandry Krcha nie zwracał się o zwrot jakichkolwiek pieniędzy. Na marginesie mogę dodać, że osobie z najbliższej rodziny, która opłaciła usługi adwokackie, zostały zwrócone pieniądze bezpośrednio po otrzymaniu od prokuratury informacji, że Aleksandra Krcha nie potwierdziła pełnomocnictwa, w związku z czym tego typu roszczenie byłoby absurdalne i oczywiście niezasadne. Stosowna korekta faktury została podpisana przez osobę, która wpłaciła pieniądze na usługi adwokackie i nikt inny nie jest stroną tej umowy.

Po raz kolejny wskazuję, że ktoś wprowadza Państwa w błąd".

Szymon Jadczak i Patryk Słowik, dziennikarze Wirtualnej Polski

Napisz do autorów:

szymon.jadczak@grupawp.pl

patryk.slowik@grupawp.pl

Wybrane dla Ciebie
Negocjacje z Rosją w impasie. Urzędnik NATO ujawnia szczegóły
Negocjacje z Rosją w impasie. Urzędnik NATO ujawnia szczegóły
Donald Trump pośmiertnie odznaczył Charliego Kirka Medalem Wolności
Donald Trump pośmiertnie odznaczył Charliego Kirka Medalem Wolności
Izrael obniża tempo wsparcia humanitarnego dla Strefy Gazy
Izrael obniża tempo wsparcia humanitarnego dla Strefy Gazy
USA zaostrza presję na Meksyk. Cofnięcie wiz dla polityków
USA zaostrza presję na Meksyk. Cofnięcie wiz dla polityków
Krzysztof Śmiszek jest poważnie chory. Robert Biedroń ujawnia
Krzysztof Śmiszek jest poważnie chory. Robert Biedroń ujawnia
Sondaż: Rząd „Koalicji 15 października” zawodzi oczekiwania wyborców
Sondaż: Rząd „Koalicji 15 października” zawodzi oczekiwania wyborców
Sondaż: KO przed PiS, Konfederacja na podium
Sondaż: KO przed PiS, Konfederacja na podium
Franciszek Sterczewski przeprasza za słowa o śmierci żołnierza. Tłumaczy kontekst wypowiedzi
Franciszek Sterczewski przeprasza za słowa o śmierci żołnierza. Tłumaczy kontekst wypowiedzi
Wyniki Lotto 14.10.2025 – losowania Eurojackpot, Lotto, Lotto Plus, Multi Multi, Ekstra Pensja, Kaskada, Mini Lotto
Wyniki Lotto 14.10.2025 – losowania Eurojackpot, Lotto, Lotto Plus, Multi Multi, Ekstra Pensja, Kaskada, Mini Lotto
Zaskakujące słowa Trumpa. Mówił o upadku rosyjskiej gospodarki
Zaskakujące słowa Trumpa. Mówił o upadku rosyjskiej gospodarki
Trump o Hamasie: Oni się rozbroją. A jeśli nie, to my ich rozbroimy
Trump o Hamasie: Oni się rozbroją. A jeśli nie, to my ich rozbroimy
Seria napadów na kobiety w Łodzi. Policja szuka sprawcy
Seria napadów na kobiety w Łodzi. Policja szuka sprawcy