Morawiecki i Szydło bez szans na prezydenturę. Kaczyński ma swoje powody
Byli premierzy pogodzili się z tym, że nie mają szans na to, by reprezentować PiS w wyborach prezydenckich w 2025 r. Mateusza Morawieckiego obciążają afery z udziałem kojarzonych z nim ludzi i sześć lat rządów, Beatę Szydło - bunt radnych PiS w Małopolsce i brak zaufania ze strony Jarosława Kaczyńskiego.
- Czy bycie byłym premierem, człowiekiem, który teoretycznie ma największą władzę w Polsce, pomaga? No właśnie nie. Przecież dlatego w wyborach prezydenckich nie chce startować Donald Tusk, bo obciążają go rządy Platformy. Podobnie jak naszych - zauważa rozmówca Wirtualnej Polski z PiS.
Dlatego też Beata Szydło i Mateusz Morawiecki są pogodzeni z tym, że nie mają szans na prezydencką nominację w kampanijnym wyścigu w 2025 roku.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Szydło - mimo że myślała o kandydowaniu - została skreślona przez Jarosława Kaczyńskiego. W WP informowaliśmy już, że prezes PiS - bazując na wewnętrznych badaniach - uznał, że "wyborcy w czasach wojennych nie chcą przywódcy-kobiety", dlatego była premier jako kandydatka na prezydenta byłaby przez znaczną część Polaków nie do zaakceptowania.
Poza tym - o czym też pisaliśmy w WP - trudno byłoby spodziewać się, że kandydatką PiS na prezydenta zostanie polityczka, która w tymże PiS może zostać wkrótce zdegradowana. Za co? Za bunt radnych PiS kojarzonych z Szydło w Małopolsce.
- Za wielotygodniową wojnę w sejmiku przyboczni prezesa, ponoć również z nim samym, w dużej części obwiniają Beatę - mówił nam jeden z rozmówców.
Szydło poniosła już konsekwencje: nie została rekomendowana na wiceprzewodniczącą frakcji Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (zamiast niej funkcję w PE objął Joachim Brudziński).
Była premier i europosłanka PiS może nawet stracić funkcję wiceprezeski PiS w czasie organizowanego w przyszłym roku partyjnego kongresu. Ba, w kulminacyjnym momencie politycznej wojny o to, która frakcja w PiS przejmie urząd marszałkowski w Małopolsce, niektórzy przekonywali dziennikarzy, że Jarosław Kaczyński chce pozbyć się Szydło z partii.
Tak nie będzie - dla wyborców PiS byłby to szok - ale prezes nie zapomni byłej premier wewnętrznego kryzysu w partii, którym żyła cała polityczna Polska.
Haki i afery
Spokojny o swoją pozycję nie może być też Mateusz Morawiecki. Były premier jeszcze kilka lat temu nie brał pod uwagę kandydowania na prezydenta, ale kiedy PiS straciło władzę, zaczęło się to zmieniać.
W końcu Morawiecki zaczął sondować, czy miałby szansę na nominację partii. Nie pchał się na afisz, nie zabiegał o uznanie, ale kandydowania nie wykluczał. Starał się utrzymywać sympatię partyjnego aktywu i wyborców.
Kierownictwo PiS - a przede wszystkim sam Jarosław Kaczyński, który jest patronem politycznej kariery Morawieckiego - uznało, że Morawiecki z garbem sześcioletnich rządów w funkcji premiera nie ma szans wygrać w drugiej turze wyborów prezydenckich. - On jest bardziej niewybieralny niż Tusk - powiedział nam jeden z posłów PiS.
Największa bariera dla Morawieckiego: brak szans na poparcie ze strony Konfederacji. - A bez tego w drugiej turze nie wygramy - tłumaczy poseł PiS.
Sam Jarosław Kaczyński na niedawnym spotkaniu z dziennikarzami przyznał: - To byłoby nierozsądne, aby nie umieścić pana Morawieckiego na liście kandydatów. Ale czy to jest kandydat idealny z perspektywy zwycięstwa? Nie. On jest wyjątkowo zdolny i go cenię, ale chodzi o to, że chcemy postawić na kogoś, kto ma realną szansę wygrać.
Szef PiS dodał: - Co nam z tego, że mielibyśmy świetnego, bardzo zdolnego kandydata, obytego w świecie, ale przegranego w drugiej rundzie. Potrzebny jest taki, który zdobędzie ponad 50 proc.
W ostatnich dniach - jak słyszymy - zamieszanie w obozie PiS wywołał sondaż IPSOS dla "Do Rzeczy", wedle którego to Patryk Jaki, a nie Mateusz Morawiecki miałby większe szanse w drugiej turze wyborów prezydenckich z Rafałem Trzaskowskim.
Koniec końców żaden z nich i tak z Trzaskowskim by nie wygrał (Patryk Jaki przegrał już starcie w Warszawie w 2018 r.), ale badanie analizowane było pod kątem sytuacji wewnętrznej w obozie prawicy i siły poszczególnych graczy.
- Morawieckiego wkurzył ten sondaż. Ale też to, że to nie on, a Jaki przemawiał na demonstracji przed Sejmem 9 lipca - twierdzi jeden z rozmówców z PiS.
Znamienne były także słowa Michała Wosia - jednego z czołowych polityków Suwerennej Polski - który twardo zadeklarował, że gdyby Morawiecki był kandydatem prawicy na prezydenta, to bez poparcia ziobrystów.
W PiS od dawna także mówi się o tym, że na politycznej karierze Morawieckiego będą kładły się cieniem afery z udziałem kojarzonych z nim ludzi. Media ujawniają kolejne skandale, choćby te dotyczące wyprowadzania pieniędzy z Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych, którą nadzorowało środowisko byłego premiera.
- Haków na Morawieckiego jest więcej - twierdzi rozmówca WP z okolic PiS.
I zdaje sobie z tego sprawę kierownictwo partii.
Morawiecki chce znów być premierem
Jak pisaliśmy w WP, kandydat Jarosława Kaczyńskiego na prezydenta musi spełniać określone wymagania: wykształcony, względnie młody (około czterdziestki), z zawodowym doświadczeniem, niekojarzący się z niepopularnymi decyzjami poprzedniego rządu i niezużyty politycznie. A jednocześnie mający doświadczenie w wyborczych starciach.
Morawiecki tych kryteriów nie spełnia. Dlatego też - wedle naszych informacji - szczytem jego ambicji będzie doprowadzenie do wskazania bliskiego mu kandydata (np. któregoś z współpracowników, jak b. rzecznik rząd Piotr Mueller) albo objęcie znaczącego wpływu na kampanię.
W kuluarach słychać, że to środowisko Morawieckiego mogłoby mieć wpływ na wybór szefa sztabu przyszłego kandydata PiS. Otoczenie Beaty Szydło i politycy Suwerennej Polski stawialiby jednak weto (pytanie, z jakim skutkiem).
- Morawieckiemu zależy na jednym: byleby wygrał ktoś z PiS, nie musi to być on. On chce za 3,5 roku wrócić na stanowisko premiera - twierdzi rozmówca WP z okolic Nowogrodzkiej.
Badania zdecydują
Jak pisaliśmy w Wirtualnej Polsce w połowie czerwca, Jarosław Kaczyński powołał w centrali PiS zespół odpowiedzialny za badania, które mają pomóc wskazać potencjalnych kandydatów na prezydenta RP.
Słowem: Nowogrodzka chce przebadać kilkunastoosobowe grono "kandydatów na kandydatów" i na podstawie wyników wskazać najlepszego z nich. - Lista kandydatów jest gotowa - usłyszeliśmy.
Profil kandydata najbliższego wizji Kaczyńskiego? Mężczyzna, względnie młody, ale z dorobkiem i doświadczeniem. Przebojowy, obyty w świecie, ale jednocześnie "bliski ludu". Hardy w walce i odporny na presję. Taki Andrzej Duda 2.0 - ale lepszy.
Prezes PiS uważa bowiem, że kandydatem jego partii powinien być człowiek, któremu PiS jest jeszcze bliższe niż obecnej głowie państwa (związki między Dudą a kierownictwem PiS lata temu się rozluźniły).
Według naszych informacji kandydata na prezydenta PiS może wskazać szybciej niż 11 listopada (to w ten dzień, w 2014 roku, ogłoszono kandydaturę Dudy). W partii bowiem jest sporo głosów za tym, by kampanię przyspieszyć. Niemniej ostatecznej decyzji w tej sprawie nie ma.
- Jarosław chciałby poczekać do czasu, aż kandydata wskaże KO. Prezes chce bowiem, by kandydat PiS był przynajmniej w części jego przeciwieństwem. Nie wykluczamy, że kandydatem KO będzie Donald Tusk. Ale nie chcemy być też reaktywni - słyszymy przy Nowogrodzkiej.
Jak powiedział lider PiS dziennikarzom: - Mam nadzieję, że wybór naszego kandydata będzie równie zaskakujący, jak w 2014 roku.
Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: michal.wroblewski@grupawp.pl