Mer Lwowa uderzył w Polskę. "Bezsprzecznie przestrzelił"
Mer Lwowa Andrij Sadowy zabrał głos ws. sytuacji na granicy polsko-ukraińskiej. Ostro uderzył we władze w Warszawie. W rozmowie z Wirtualną Polską eksperci skomentowali kontrowersyjne stanowisko ukraińskiego polityka, momentami stanowczo odpierając zarzuty.
W sobotę wieczorem Andrij Sadowy zamieścił serię wpisów w serwisie X (dawniej Twitter - przyp. red.). Mer Lwowa odniósł się do sytuacji na granicy polsko-ukraińskiej, która od kilkunastu dni jest sparaliżowana na kilku przejściach.
Wskazał, że "polskim przyjaciołom należałoby wrócić do rzeczywistości". "Cały wasz gigantyczny wkład w zwycięstwo Ukrainy w tej wojnie niweluje się przez grupę marginalistów, którzy blokują dostawy towarów humanitarnych dla kraju, który już drugi rok broni swojej niepodległości i bezpieczeństwa Europy" - podkreślił.
"Czy Polska ma odwagę, wolę polityczną i narzędzia obywatelskie, aby zakończyć tę haniebną blokadę Ukrainy? Cena jest za wysoka" - skwitował.
Słowa Sadowego wywołały lawinę komentarzy. Dominowały te krytyczne. Zwracano uwagę na przekłamania i brak dostrzeżenia polskiego interesu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ostre słowa mera Lwowa. Eksperci komentują
Doktor Adam Eberhardt, dyrektor Centrum Studiów Strategicznych Warsaw Enterprise Institute i znawca spraw wschodnich, skomentował słowa Sadowego w rozmowie z Wirtualną Polską.
- Rządowa pomoc humanitarna i wojskowa przekracza granicę bez żadnych problemów w trybie specjalnym. Również pozarządowe organizacje humanitarne nie zgłaszają problemów - podkreślił.
Eberhardt zauważył, że mer Lwowa "zwrócił uwagę na olbrzymie koszty wizerunkowe dla Polski związane z utrzymywaniem tej blokady". - To jest rzeczywiście czynnik, który należy brać pod uwagę - powiedział. Ekspert zaznaczył jednocześnie, że "potrzebne jest porozumienie, ale polsko-ukraińskie może być niewystarczające".
- Oczywiście, można rozwiązać kwestię przekraczania granicy przez polskich przewoźników, wprowadzić zmiany do ukraińskiego systemu e-Czerha (elektroniczna kolejka na przejściach granicznych - przyp. red.). Ale to, co stanowi główne źródło napięć, to unijno-ukraińska umowa transportowa - wyjaśnił.
- Problem jest taki, że UE przedłużyła do połowy 2024 roku możliwość świadczenie usług transportowych Ukraińcom na terenie Unii Europejskiej, bez konieczności pozyskiwania zezwoleń. To w odczuciu polskich przewoźników zbudowało nierównomierne, niesymetryczne, preferujące Ukraińców, warunki konkurencji na rynku przewozu transportowych - podsumował.
Burza wokół słów Sadowego. "Mer przestrzelił"
Głos ws. słów Sadowego zabrał w rozmowie z Wirtualną Polską Jacek Piechota, prezes Polsko-Ukraińskiej Izby Gospodarczej, były minister gospodarki.
- Bezsprzecznie mer przestrzelił. Nasi przewoźnicy, którzy dziś protestują, ogromnie zaangażowali się w pomoc Ukrainie. Dostarczali pomoc humanitarną, dla wojska i ukraińskich miast. Z ich strony było to ogromne zaangażowanie. I jest dalej, bo część firm przewozowych wciąż to robi - stwierdził.
Piechota podkreślił, że "Polscy przewoźnicy znaleźli się w bardzo trudnej sytuacji z kilku względów".
- Mamy do czynienia z koniunkturą i spadkiem zamówień na przewozy, blokadą Białorusi i Rosji, a także wojną i zablokowaniem portów (...). Nasi przewoźnicy nie chcieli też jeździć do Ukrainy ze względu na kolejki, czas na granicy i zagrożenie działaniami wojennymi - wskazał.
- Te wszystkie czynniki złożyły się na sytuację, która dramatycznie narastała od czasu wybuchu wojny. Przewoźnicy wielokrotnie tę kwestię podnosili, ale przez cały ten czas nie doszło do poważnych rozmów ze stroną ukraińską - dodał.
Ekspert zwrócił uwagę na to, że rząd w Warszawie "podpisał się w Brukseli pod decyzją o otwarciu granicy i zniesieniu pozwoleń przewozowych".
- Zwalanie całej winy przez ministra Adamczyka na Unię jest nieporozumieniem. To była wspólna decyzja państw UE - stwierdził.
Piechota zaznaczył, że "protest wybuchł w momencie, kiedy w naszym kraju czekamy na zmianę rządu". - Rozwiązanie tego problemu nie jest priorytetem dla rządzących, premiera Morawieckiego. Wybuch tego protestu w takim momencie też rodzi różnego rodzaju podejrzenia... - podkreślił.
- Dziś dramatyczne problemy przeżywają nie tylko przewoźnicy, ale przede wszystkim przedsiębiorcy - wskazał.
- My rzeczywiście tracimy w tym wszystkim na wiarygodności jako państwo, które chciało pretendować do odgrywania głównej roli w odbudowie Ukrainy - podsumował.
Karina Strzelińska, dziennikarka Wirtualnej Polski