Masowe wypowiedzenia w Gorzowie Wielkopolskim. Ratownicy medyczni mają dość
Protest ratowników medycznych z Gorzowa Wielkopolskiego wszedł na wyższy poziom. Wszyscy złożyli już wypowiedzenia. Czy miasto zostanie bez zespołów pogotowia?
Od końca czerwca w całej Polsce trwa protest ratowników medycznych. Niemalże codziennie brakuje ludzi do pracy, ponieważ medycy składają grupowe wypowiedzenia lub przechodzą na L4.
Czytaj także: "Musiałam zawalczyć o siebie"
Protest ratowników medycznych. Czy Gorzów Wielkopolski straci zespoły pogotowia?
O swojej determinacji ratownicy zapewniali pod koniec czerwca przy zapowiadaniu protestu. O tym, że nie rzucają słów na wiatr, najlepiej świadczy sytuacja w Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Gorzowie Wielkopolskim.
Wszyscy ratownicy, którzy pracują tam na kontraktach, złożyli wypowiedzenia. Równocześnie proszą pozostałych medyków, aby nie składali ofert konkursowych w przypadku ogłoszenia nowego konkursu.
- Z powodu braku odzewu o zmianę warunków umowy zawartej 31 marca bieżącego roku, tj. stawki godzinowej, wypowiadam umowę z zachowaniem miesięcznego okresu wypowiedzenia ze skutkiem na koniec miesiąca — czytamy w pismach, które trafiły do dyrekcji WSPR Gorzów Wielkopolski.
Jeżeli nie zostanie osiągnięty kompromis między protestującymi ratownikami, a dyrekcją stacji, to wraz z początkiem października miasto zostanie bez karetek pogotowia. Wówczas do Gorzowa byłyby wysyłane zespoły z ościennych stacji.
"Ja pieniędzy nie produkuję"
O komentarz zwróciliśmy się do dyrekcji stacji. Niestety jest ona równie pesymistyczna.
- Decyzja gorzowskich ratowników medycznych jest dramatyczna, ale ciężko im się dziwić. Po miesiącach ciężkiej, fizycznej pracy, ci ludzie mają po prostu dość. Pięć miesięcy temu wszyscy bili im brawo, a trzy minister zdrowia zlikwidował im dodatki covidowe, które tak naprawdę nie były dodatkami, tylko należytymi środkami, które powinny być zainwestowane na ratownictwo medyczne — mówi Andrzej Szmit, dyrektor WSPR-u w Gorzowie Wielkopolskim.
- Muszę to powiedzieć głośno: nic ode mnie nie zależy. Ja pieniędzy nie produkuję. Pisałem do Narodowego Funduszu Zdrowia i Urzędu Wojewódzkiego, że wycofanie tzw. dodatków covidowych skończy się fatalnie do ratowników. Niestety wszyscy przedstawiciele jedynie "pochylają się" nad rozwiązaniem tej kwestii — dodaje.
"Ostatnia nasza szansa. Potem rzucam to i się przebranżawiam"
Trwające protesty są kumulacją niezadowolenia z wysokości wynagrodzeń i warunków pracy. Punktem zapalnym okazała się ostatnia nowelizacja przepisów, w której ratownicy medyczni zostali skategoryzowani jako "inny zawód medyczny", a ich pensje spadły o kilkaset złotych.
Medycy podkreślają, że są wypaleni i mają dość. Jednocześnie z Ministerstwa Zdrowia często pojawiają się hasła, że to "praca dla idei".
- Lekarze zarabiają gigantyczne pieniądze, a ratownicy medyczni mają, tak naprawdę, takie same stawki od 2007 roku. W międzyczasie jednak regularnie dokładano nam obowiązków, a wartość pieniędzy spadała. Na długo przed pandemią ratownictwo medyczne było solą w oku każdego ministra zdrowia, a ratownicy byli przemęczeni i sfrustrowani — mówi Przemysław Fluder, jeden z gorzowskich ratowników, który złożył wypowiedzenie.
- Pandemia, była ostatecznym ciosem, który powalił to wszystko na kolana. Brakuje medyków z POZ-ów, brakuje medyków z SOR-u. Teraz, nasz dzisiejszy protest jest ostatnią naszą szansą, aby coś zmienić. Jeżeli nie uda się wywalczyć realnej poprawy warunków, to rzucam karetkę i się przebranżawiam — kwituje Fluder.