"Musiałam zawalczyć o siebie"
- Na 55 przeżytych lat, ponad połowę poświęciłam dzieciom. Najpierw swoim w domu, potem cudzym jako przedszkolanka — mówi Małgorzata. Podróż do Izraela miała być chwilową ucieczką i odpoczynkiem. Skończyło się na rzuceniu pracy, rozpoczęciem i odnalezieniem nowej tożsamości.
31.07.2021 10:00
Małgorzata Zawierowska ma brązowe oczy, kruczoczarne włosy i delikatnie śniadą cerę. Jej drobna postura kontrastuje z energią i wolą życia, którymi emanuje. Opowiadając o pasji do kultury żydowskiej, nieświadomie gładzi naszyjnik ze srebrną gwiazdą Dawida, który przywiozła z Izraela.
"Mieliśmy głowy pełne ideałów, walczyliśmy o wolność i demokrację"
Wyrażanie sprzeciwu wobec niesprawiedliwości zawsze był dla Małgorzaty ważne. Działalność opozycyjną zaczęła w połowie lat osiemdziesiątych, gdy świeżo po maturze trafiła do radia Solidarność Regionu Wielkopolska. Spotkała tam innego aktywistę Mariusza.
- Zajmowaliśmy się nadawaniem audycji, a na akcjach drukowaliśmy i kolportowaliśmy nielegalne ulotki. Mieliśmy po 19 lat, głowy pełne ideałów i walczyliśmy o wolność i demokrację. Mariuszowi imponował mój zapał, a mi jego poczucie partnerstwa i zrozumienia, które dawał. Nie tak długo później wzięliśmy ślub — śmieje się Małgorzata.
Doczekali się trójki dzieci: Bartka, Michaliny i Marianny. Pierwsze kilkanaście lat orbitowało głównie wokół domu, Małgorzata nie zrezygnowała z regularnej pracy. Zajmowała się administracją biurową jako sekretarka i asystentka w biurze ubezpieczeń. Zwrot nastąpił w 2005 roku, gdy na świat przyszła Marianna. Zainspirowało to Małgorzatę do pójścia na studia.
Wybrała pedagogikę, ponieważ nie chciała popełniać błędów swoich rodziców i zbudować zdrowe relacje ze swoimi dziećmi. Studia okazały się na tyle rozwojowym i wypływowym doświadczeniem, że w 2008 roku, mając 42 lata, Małgorzata zaczęła pracować w przedszkolu.
- Zawsze chciałam mieć realny wpływ na otaczający mnie świat. Wychowanie szkolne i wczesnoszkolne, które studiowałam okazały się idealne, ponieważ dzięki nim mogłam w pracy zaszczepiać w dzieciach dobre nawyki, pragnienia i pasje — podkreśla Małgorzata.
Czytaj także: Żydzi walczący o Polskę
Więcej barier niż mostów
Chciała, aby dzieci, którymi się opiekowała, były samodzielne i zaradne. Nie było to łatwe zadanie, ponieważ pracowała w trudnym środowisku, z ludźmi na pograniczu wykluczenia społecznego. Przedszkole mieściło się w dzielnicy Jeżyce, która, zanim stała się stolicą poznańskich hipsterów, znana była przede wszystkim z tekstów piosenek rapera Peji. Jeżycka rzeczywistość była dla muzyka pożywką do uprawiania ulicznego hip-hopu, a jego najgłośniejszym hasłem było "reprezentuję biedę".
Ze względu na braki kadrowe, Małgorzata zajmowała się wszystkim, co było potrzebne. Była jednocześnie nauczycielką, managerką, sekretarką i sprzątaczką. W swojej pracy nieraz spotkała dzieci brudne, głodne lub doświadczone przemocą domową, dlatego w przerwach od leżakowania stawała się terapeutką i psycholożką.
Jako pedagożka była w swoim żywiole, każdego dnia praktycznie wykorzystując w pracy swoją wiedzę i umiejętności. Długo jednak wypierała fakt, że wyniki, które osiąga, odbywały się kosztem jej zdrowia i życia.
- System edukacji w Polsce jest przestarzały, a urzędnicy, którzy go ułożyli, dawno nie widzieli na oczy żywych dzieci. Skupiają się wyłącznie na realizowaniu programu i dokumentowaniu wyników. Edukacja wczesnoszkolna stwarza więcej barier niż mostów. Z roku na rok coraz bardziej czułam, że walę głową w ścianę — mówi Małgorzata.
Nie pamięta dokładnie, jaka kolejna trudność ze strony dyrekcji przedszkola czy ministerstwa oświaty przelała czarę goryczy. Zapamiętała jedynie troskliwe spojrzenie Mariusza. - Ty to właściwie jesteś nieszczęśliwa. Zrób coś z tym — powiedział na początku 2018 roku. I zrobiła. Po 11 latach pracy w przedszkolu Małgorzata znalazła w sobie odwagę i rzuciła pracę.
Po odejściu z przedszkola stwierdzili, że potrzebują czasu dla siebie i chcą zobaczyć trochę świata. Błądząc palcem po mapie i kierując się przede wszystkim egzotyką i pogodą wybrali Izrael. Właściciel hostelu, w którym się zatrzymali, nie tylko ich ugościł, ale także został lokalnym przewodnikiem. Ira szybko stał się przyjacielem i pokazał im świat spoza folderów biur podróży. Uczestnicząc m.in. w szabacie piątkowym i odwiedzając święte miejsca w Jerozolimie, Małgorzata zaczęła zgłębiać judaizm i kulturę żydowską.
- Od zawsze coś mnie uwierało w polskiej mentalności. Przeszkadzała mi mieszanka narodowej niechęci i wrogości wobec wszystkiego, co inne. Będąc pod ogromnym wpływem doświadczeń z Bliskiego Wschodu, zaczęłam szukać i redefiniować swoją tożsamość. To mnie pchnęło w kierunku studiowania hebraistyki na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu — podkreśla Małgorzata.
"Mama, w twoim wieku nie idzie się na studia"
Wsparcie Mariusza bardzo budowało Małgorzatę w jej nowej przygodzie. Niestety reszta rodziny nie dzieliła tego entuzjazmu.
- "Dziecko, co ty znowu wymyślasz?!" - powiedziała jej matka z odpowiednią dawką drwiny i sarkazmu.
- "Przestań się wygłupiać, tylko dziećmi w domu się zajmij" — dodali kolejno wujek i kuzyn.
- "Mama, w twoim wieku nie idzie się na studia" — powiedziała córka Michalina.
Ponieważ od zawsze była uparta i nigdy nie czekała na przyzwolenie otoczenia, przyjęła komentarze jako pobłażliwe żarty z odrobiną wyzwania.
Mimo przepaści, co najmniej jednego pokolenia, otwartość i poczucie humoru Małgorzaty okazało się uniwersalnym językiem z innymi studentami. Gorzej było z hebrajskim. W parze z egzotyką i romantycznością szła jego gramatyczna trudność.
- Były momenty, gdy odczytanie jednego słowa zajmowało mi kilka minut. Siedziałam osiem, czasem dziesięć godzin dziennie przy komputerze, pisząc zdanie po zdaniu, co doprowadzało mnie do szału - twierdzi.
Punktem zwrotnym okazały się obowiązkowe praktyki studenckie. Chciała połączyć naukę hebrajskiego z doświadczeniem pracy z dziećmi, a nie przy spisywaniu macew w synagodze. W Jerozolimie znalazła szkołę, która uczy dzieci różnych kultur, narodowości i religii. Dzięki studiom i doświadczeniu udało jej się dostać na ponad trzymiesięczne praktyki. Niewiele ponad rok od pierwszej wizyty w Izraelu, na początku 2019 roku, Małgorzata spakowała plecak oraz dwie torby i ruszyła na kolejną przygodę.
Z początku pełniła funkcję pomocy nauczycielskiej. Pracowała z dziećmi w wieku 4-5 lat i podobnie jak w Polsce, zajmowała się wszystkim, w zależności od sytuacji i bieżących potrzeb. Filozofią i misją placówki było pojednanie Izraelsko-Palestyńskie, dlatego pracowały tam jednocześnie żydówki i arabki.
Każdego dnia Małgorzata podglądała jak ludzie z obcych, a wręcz wrogich sobie kultur, wzajemnie się pozdrawiają, spędzają czas i celebrują nie tylko ważne dla nich chwile, ale zwykłe życie. Ponieważ trafiła na okres najważniejszych świąt żydowskich, chrześcijańskich i arabskich, bywała na pogrzebach, weselach oraz spotkaniach z ortodoksyjnymi rabinami.
Małgorzata zamierzała maksymalnie wykorzystać swój czas w Izraelu. Chciała doświadczyć, spróbować i zobaczyć wszystkiego co tylko zdoła. Gdy tylko mogła, robiła przerwę w pracy i ruszała w drogę, np. do Jordanii, którą przejechała z południa na północ, od Ejlatu po Dżarasz. Również tama, na jordańskiej pustyni Wadi Rum miała okazję spać w namiocie Beduinów albo pod gołym niebie, na którym widać Drogę Mleczną.
Choć bywało też niebezpiecznie, bo jednak była kobietą w mało przyjaznym dla kobiet regionie, wszystko było niesamowite. Odwiedzała miejsca, o których dotychczas uczyła się na studiach lub oglądała na filmach jak Petrę, czyli skalne miasto Nabatejczyków z I w.n.e.
W parze ze wszystkimi niezwykłymi doświadczeniami szła proza zwykłego życia. Niskie stypendium, studenckie warunki mieszkaniowe oraz środek zimy, nie raz dały się Małgorzacie we znaki.
- Nierzadko płakałam, klęłam na czym świat stoi i miałam wszystkiego dość. W momentach kryzysu szłam do galerii handlowej, aby się ogrzać lub skorzystać z internetu, który regularnie znikał - podkreśla.
Kilka razy była na skraju rezygnacji i zaczynała kupować bilet do Polski. Zawsze jednak przed wykonaniem ostatniego kliknięcia stwierdzała, że jeszcze nie jest gotowa się poddać. Robiła tak kilka razy aż do końca praktyk.
מי הוא יהודי? (Kto jest Żydem?)
Według judaizmu rabinicznego Żydem jest osoba, która studiuje Torę, religijną tradycję żydowską, przestrzega szabatu i pozostałych świąt, kuchni koszernej oraz identyfikuje się z kulturą. Definiowanie żydostwa wynika też z tego, co się czuje.
Codzienne funkcjonowanie w tyglu trzech kultur i religii, było dla Małgorzaty ważnym doświadczeniem tożsamościowym, ponieważ odkryła nowe sposoby wyrażania uczuć i emocji. Dlatego, gdy ludzie pytają, czy jest żydówką, Małgorzata odpowiadała, że nie, ale czuje się nią. Mimo że testy DNA, które zrobiła z ciekawości, wykazały żydowskie korzenie jedynie w ułamkowym stopniu.
Dzięki studiom Małgorzata poznała ludzi zafascynowanych ideą pielęgnowania żydowskiego dziedzictwa w Polsce. Odkryła stowarzyszenie “Krotochwile”, które zajmuje się sprzątaniem kirkutów, katalogowaniem macew oraz publikacjami książek i reportaży. Cichym marzeniem Małgorzaty jest, aby ludzie wokół niej bardziej się otworzyli na kulturę judaistyczną. Powoli udaje się jej zarazić swoją pasją Mariusza, z którym pojechali do Koźmina Wielkopolskiego, aby pomóc przy restaurowania cmentarza żydowskiego, którego naziści nie zdążyli wysadzić w powietrze. Za ten projekt organizatorzy otrzymali wyróżnienie w konkursie Polin 2020.
- Czasem żałuję, że nie urodziłam się nieco później, aby mieć te możliwości co teraz, ale w wieku 30 lat. Częściej się śmieję i biorę życie, jakim jest, niż kalkuluję, co będzie mi się bardziej opłacać. Mój kolega powiedział, że mam w sobie więcej radości, gdy pracuje za darmo niż za pieniądze — śmieje się.
W Jerozolimie znalazła stowarzyszenie Akim Jerusalem אקים ירושלים, działające na rzecz dzieci niepełnosprawnych. W przyszłości Małgorzata znowu chciałaby połączyć pracę z nauką i załapać się na jakiś wolontariat. Tym razem nieco dłuższy, półroczny, aby wpleść w nie więcej podróżowania.
Zawsze jest coś za coś
Małgorzata jest świadoma, że nowe możliwości nie wzięły się z powietrza. Konsekwencje jej przygód wziął na siebie Mariusz, a na jego barkach spoczęła większa część obowiązków. Z czasem stał się też jedynym obecnym rodzicem w życiu dojrzewającej Marianny. Nigdy nie usłyszała "mamo czuję się samotna", ale z czasem odczuła to w zachowaniach i rozmowach. Dopiero z perspektywy kilku lat przyznaje, że udawała, że tego nie widzi.
- Razem z Mariuszem od zawsze wierzyliśmy, że dzieci nie chowa się dla siebie. Ponieważ oboje pracowaliśmy, podejmowaliśmy takie decyzje, aby same znalazły własną drogę i były szczęśliwe na swój sposób. Wiem, że ostatnie lata były mocno skupione na mnie. Można to nazwać egoizmem, ale musiałam zawalczyć o siebie. Teraz czas, aby poprawić relacje z dziećmi — podkreśla Małgorzata.
Małgorzata jest aktualnie na drugim roku, ponieważ musiała wziąć urlop dziekański, aby nadgonić zaległości w materiale przez praktyki w Izraelu. Do tego doszła pandemia oraz nauczanie zdalne, które odbija się na jakości jej nauki. Nie wie, czy uda się jej skończyć studia z tytułem. Podkreśla jednak, że najważniejsze doświadczenia z tej przygody już wyciągnęła.