Mariusz Staniszewski dla WP: idealny sposób na wyeliminowanie PO ze sceny politycznej
Nic lepiej nie opisuje sytuacji, w jakiej znalazła się Platforma Obywatelska niż fakt, że dwóch byłych pisowców - Paweł Zalewski i Michał Kamiński - toczy między sobą spór o to, kto jest lepszym platformersem. W tle pojawia się jeszcze Roman Giertych, który z cichym poparciem partii rządzącej będzie starał się wrócić do polityki. Paradoksalnie nie brak programu, ale właśnie ten obrazek najbardziej jaskrawo świadczy o kryzysie partii - pisze w felietonie dla Wirtualnej Polski Mariusz Staniszewski.
Jeszcze niedawno spory toczyli w niej Jarosław Gowin i Małgorzata Kidawa-Błońska. Spór dotyczył kształtu ustawy o stosowaniu in vitro. Nawet jeśli był toczony wyłącznie na potrzeby podgrzewania emocji wyborców, to jednak dotyczył czegoś, co przekładało się na życie kilkudziesięciu tysięcy ludzi. Teraz politycy nazywający siebie konserwatystami kłócą się o miejsca w partii, która ustawę o in vitro wprowadziła w życie. Nawet słowem nie wspominają o tym, że mają problem z tym, że skręca ona w lewo czy odeszła od centrowego balansu. Nie mówią, że trudno im znaleźć miejsce w formacji, która odeszła od wartości katolickich. Nie proponują powtórzenia dyskusji na ten temat, czy poprawienia ustawy. Cała para idzie na udowodnienie, kto jest bardziej odrażający dla wyborców PO.
Trzeba przyznać, że na taką trywializację własnej polityki PO pracowała długo – jej dewizą było przecież robienie jak najmniej, by nie zakłócać konsumowania owoców udanej transformacji. Część polityków PO zrozumiała, że takie pojmowanie otaczającego świata było głównym powodem porażki Bronisława Komorowskiego, ale zmianę jest już za późno. Ludzie, którzy przyzwyczaili się do myśli, że mają dostarczać tylko ciepłej wody, nie są w stanie z dnia na dzień przestawić się na realizowanie dużych projektów. A gdy nie ma sporu o pomysły, zaczyna się walka personalna o to, kto się załapie do przyszłego Sejmu. Bo jak wypadnie, to być może już na zawsze.
Bój Pawła Zalewskiego z Michałem Kamińskim i Romanem Giertychem nie jest jedynym, jaki obecnie toczy się w PO. Ten jednak ujrzał światło dzienne w pełnej krasie i zobaczyliśmy, że tu nie chodzi wyłącznie o zdyskredytowanie rywala z własnej listy. Taka rywalizacja jest oczywiście częścią gry wewnątrz partii, ale najczęściej politycy chociaż udają, że chodzi o coś więcej niż stanowiska. Tu o nic innego nie chodzi.
Jeśli przyglądanie się takiemu spektaklowi może nam wydawać się niesmaczne, a nawet gorszące, to może warto zastanowić się, jak eliminować z polityki ludzi skompromitowanych. Sposobów jest kilka – możemy uwierzyć, że szefowie partii będą mieli na tyle determinacji, by bezwzględnie wykreślać z list ludzi przyłapanych na naruszaniu prawa, układających się w knajpach z lobbystami, trwoniących publiczne pieniądze na wina za kilkaset złotych, niepotrafiących wytłumaczyć swoich dochodów czy upijających się w czasie pracy.
Możemy uwierzyć, że – jak we Włoszech – przyjdą kiedyś sędziowie i prokuratorzy, którzy oczyszczą klasę polityczną serią aresztowań i skazujących wyroków.
Możemy też sięgnąć po najprostszy, czyli jednomandatowe okręgi wyborcze. Jeśli na jego temat mamy dyskutować poważnie, to właśnie przez pryzmat takich osób jak Zalewski, Kamiński czy Giertych. Co prawda ten ostatni startując do Senatu ubiega się o mandat w okręgu jednomandatowym, ale w rzeczywistości to fikcja. Istotą takich okręgów jest wielkość – mają być na tyle małe, by wyborcy mogli poznać kandydatów. Okręgi do Senatu są ogromne (ponad 200 tysięcy wyborców), więc poznanie kandydata jest niemal niemożliwe.
Istotniejsze w tym przypadku jest to, że w przypadku małych okręgów jednomandatowych żadna partia marząca o władzy nie wystawiłaby osoby o tak niestabilnych poglądach jak Michał Kamiński. To byłby przecież mandat oddany rywalom walkowerem.
Partia, która znajduje się w kryzysie nie sięga po zgranych, skompromitowanych polityków, ale stara się dać szansę ludziom nowym. Takim którzy nie tylko dają szansę na wygraną, ale też mają w sobie tyle energii, by przedstawiać nowe pomysły. Jednomandatowe okręgi powodują, że polityka zmienia się nie tylko przy urnie wyborczej, ale już podczas wyłaniania kandydatów do parlamentów. To właśnie jest jej największa siła.
Mariusz Staniszewski
Zastępca redaktora naczelnego tygodnika "Wprost", wcześniej był publicystą "Do Rzeczy" oraz redaktorem naczelnym kwartalnika "Rzeczy Wspólne". Kierował także działem krajowym "Rzeczpospolitej". Ukończył nauki polityczne na Uniwersytecie Wrocławskim.