Marcin Wolski: marksiści na Marsa
Czas, jak wiadomo, płynie tylko w jedną stronę. Ostatnio głośno się o nim zrobiło wraz z anonsami o budowie w najbliższym czasie osiedla mieszkaniowego na Marsie. Media powątpiewają w zgłoszenia chętnych. Niesłusznie, chętni zawsze się znajdą, nawet na ciężką, żmudną, nisko płatną pracę nie dającą satysfakcji - pisze w felietonie dla Wirtualnej Polski Marcin Wolski.
Czytaj także wcześniejsze felietony Marcina Wolskiego
"'Ciężkie czasy!' - powiedział żołnierz radziecki zdejmując zegar z wieży mariackiej" - opowiadał obiegowy kawał z mojej młodości. Stosunek do zegarków jest podobno miarą rozwoju cywilizacji. Prymat Wielkiej Brytanii stał się oczywisty już w połowie XIX wieku, kiedy Albion był światowym liderem jeśli idzie o liczbę zegarków na głowę (czy raczej przegub) mieszkańca. W naszych czasach czasomierze tez bywają miarą człowieka.
Nicolas Sarkozy zdjął drogiego roleksa przed wmieszaniem się w tłum (przez co stracił resztkę społecznego poparcia); nie dziw, że nasz minister Nowak co rusz paraduje w jednym ze swoich sześciu roleksów (podobno wszystkie są tylko pożyczone). Ale ja nie o zegarkach, tylko o czasie, który - jak wiadomo - płynie tylko w jedną stronę.
Ostatnio głośno się o nim zrobiło wraz z anonsami o budowie już w najbliższym czasie osiedla mieszkaniowego na Marsie. Media powątpiewają w zgłoszenia chętnych. Niesłusznie, chętni zawsze się znajdą, nawet na ciężką, żmudną, nisko płatną pracę nie dającą satysfakcji.
Nie przekonuje mnie argument, że dla kolonistów jest to podróż tylko w jedna stron - każda emigracja przeważnie jest podróżą w jedną stronę, na przykład ci, którzy w pionierskich czasach wyruszali do Nowego Świata, rzadko zakładali powrót. Owszem znaczna ich część - skazańcy, prostytutki, banici, uchodźcy religijni) udawała się tam nie dobrowolnie. Ale potem nie żałowali. Ciekawe ilu potomków kolonistów najgorszej kategorii, czyli Murzynów przywożonych jako niewolników, chciałoby dziś wrócić do kraju pochodzenia?
Osobiście uważam, że osiedle na Marsie będzie się cieszyło większym powodzeniem niż Miasteczko Wilanów, zwłaszcza, gdyby cena metra kwadratowego okazała się niższa. Natomiast gdyby jednak pojawiły się jakieś pustostany można by wrócić do idei "niedobrowolnych ochotników".
Skąd ich rekrutować? Są szerokie rzesze idealistów, nie zajmujących się niczym innym jak marzeniami o uszczęśliwieniu ludzkości - marksiści, ekologiści, kapłanki ideologi gender. Czym się kończą ich eksperymenty - w skali makro przećwiczyliśmy jako „niedobrowolni ochotnicy” marszu do komunizmu, a w skali mikro...?
Obrońcy zwierząt, odnieśli ostatnio wielki sukces opanowując we Włoszech laboratorium, w którym prowadzono doświadczenia na zwierzętach - zniszczono sprzęt, zmarnowano wyniki wieloletnich badań dotyczących lekarstw na choroby psychiczne , a uwolnione zwierzęta (głownie białe myszki) na "wolności" natychmiast zdechły.
Może więc wspomniane kategorie należy ustawić na czele kolejki. Nim zrealizują swe doktryny na Ziemi, niech wypróbują je na sobie w bezpiecznym oddaleniu. „Marksiści na Marsa!” - wydaje się świetnym hasłem.
Gorzej może być z genderystkami. Założona przez nich kolonia może mieć kłopoty z rozmnożeniem. Ale to już naprawdę nie nasz kłopot.
Marcin Wolski specjalnie dla WP.PL