Marcin Makowski: Tomasz Lis znowu się okiwał. Krytyka dobroczynności może mieć barwy polityczne?
Sytuacja, którą zamierzam opisać, wygląda jak piramida absurdu i podwójnych standardów. Dziennikarz sportowy organizuje internetową akcję charytatywną. Akcja odnosi ogromny sukces. Pisze o niej „Gazeta.pl”, którą z kolei krytykuje naczelny „Newsweeka”. Powód? Choć cel szczytny, organizator jest niegodny, bo „PiSowski”. I to nawet mimo tego, że sam nie głosował na PiS, a chwali go nawet małżonka wspomnianego naczelnego. Witajcie w świecie zafiksowanych na polityce polskich elit.
20.02.2017 | aktual.: 20.02.2017 13:13
Wystarczy jeden felieton, w którym podda się pod wątpliwość kulisy działalności Jerzego Owsiaka, aby zebrało się pospolite ruszenie celebrytów i przedstawicieli elit, którzy rytualnie pogrożą palcem i skarcą malkontenta. „Co ty zrobiłeś dla ratowania dzieci?”, „Jak zachorujesz, odmówisz używania sprzętu z serduszkiem WOŚP?” - pytają. W dużej mierze słusznie, ponieważ krytyka zamieniająca się w krytykanctwo, szkodzi samej idei dobroczynności. A ta, nawet jeśli realizowana jest z wieloma znakami zapytania i pod osłoną polityki - sama w sobie budzi wyrazy uznania. Niestety na tym polega ciągnący się od lat spór wokół „dyrygenta Wielkiej Orkiestry”, że czasami trudno oddzielić w jego działaniu ideę od ideologii. Niemniej co roku trzeba się zdobywać na ten wysiłek intelektualny na nowo i pytać samego siebie, jaki jest bilans zysków i strat podobnych akcji. Czy polityka już przesłoniła dobroczynność, a może po prostu nam przysłoniła ostrość widzenia i stępiła wrażliwość?
PiSowski hejter?
Szkoda, że ta zasada nie obowiązuje Tomasza Lisa, który choć stoi murem za WOŚP, wykpił dziennikarza sportowego Krzysztofa Stanowskiego za organizację internetowych zbiórek. Również charytatywnych, tylko w odróżnieniu od akcji Jerzego Owsiaka, właściwie pozbawionych kontekstu wojny polsko-polskiej. Robionych spontanicznie, bez budżetu i gremialnego wsparcia instytucji publicznych. „A tu widzę, że prymitywny PISowski hejter jest reklamowany przez Gazeta.pl jako agent dobra. Świat jest coraz śmieszniejszy” - napisał na Twitterze naczelny „Newsweeka”. Jego słowa, nawet wśród wiernych fanów, spotkały się z niesmakiem i oburzeniem. Dlaczego? Ponieważ o ile Stanowski, twórca jednego z największych portali piłkarskich w Polsce, nie stroni od komentarzy odnoście polskiej rzeczywistości, trzeba głupoty albo złej woli, aby zapisać do go obozu „Dobrej Zmiany”. W swoich felietonach sam wielokrotnie wspominał, że nigdy nie głosował na PiS, a to, co go w obecnej sytuacji w naszym kraju drażni, polega na oderwaniu się elit od życia zwykłych ludzi. Być może Tomasz Lis poczuł się tymi słowami dotknięty osobiście, być może ich nie zrozumiał, ale wystarczyło, aby wylać pomyje na „Gazetę” za to, że promuje „obcego”. Co z tego, że dzięki jego uporowi, w rekordowym tempie zamyka się zbiórki, które ratują ludzkie życie? W tym przypadku argumentacja, która działa przy WOŚP, w tajemniczy sposób traci na mocy.
Wystarczy zresztą przeczytać wspomniany wywiad ze Stanowskim, żeby poczuć absurd oskarżeń lewicowo-liberalnego dziennikarza. Akcja #DobroWraca, bo o niej mowa, powstała spontanicznie w czerwcu 2016 roku. Dzień przez meczem Polski z Niemcami na Euro Stanowski umówił się na kolację ze znajomymi. „Na krótko przed spotkaniem jeden z czytelników napisał do mnie na Twitterze, że na siepomaga.pl kończy się zbiórka pieniędzy na pomoc dla chorego. Zostało pięć godzin, brakuje pół miliona złotych” - opowiada popularny "Stan". Zaczęło się od kilku tweetów, w konsekwencji których powstała lawina interakcji, prowadzących do błyskawicznego zebrania rekordowej sumy i zorganizowania leczenia dla śmiertelnie chorego Łukasza, który cierpiał na czerniaka gałki ocznej.
#DobroWraca. Ponad podziałami
Na tym się nie skończyło, ponieważ #DobroWraca trwa nadal, tyle, że na większą skalę. Stanowski zaangażował w internetową dobroczynność tysiące osób. Od polityków, przez celebrytów, sportowców, ogromne korporacje i zwykłych ludzi. A że robi to ponad podziałami, niech świadczy fakt, że o pomoc do dziennikarza w promocji podobnej zbiórki, której celem jest uratowanie wzroku 2-letniego Antosia, zwróciła się sama… Hanna Lis. „Hej! Masz gigantyczny zasięg, może włączyłbyś się w akcję, o której na moim TL? Zerknij, dobrego dnia :)” - napisała dziennikarka. Jakim cudem życzenie „miłego dnia” dla „prymitywnego PiSowskiego hejtera” przeszło jej przez klawiaturę, nie mam zielonego pojęcia. W życie rodzinne państwa Lisów wnikać nie zamierzam, sytuacja ta obnaża jednak podwójne standardy niektórych przedstawicieli elit. Jeśli Jerzego Owsiaka wyjęty jest spod krytyki, ponieważ działa dobroczynnie, warto o odrobinę konsekwencji.
Oczywiście założyciel portalu weszlo.com nie jest święty i zdarza mu się prowadzić własne krucjaty, ale na świętego nigdy nie pozował. Na słowa szefa „Newsweeka” zareagował w charakterystycznym stylu, pisząc: „A ty hejterze komu pomogłeś, czy tylko stawiasz cuchnące, internetowe klocki? Truj się własnym jadem, ja będę robił swoje”. Niemniej pytanie pozostaje w mocy, szczególnie, że Tomasz Lis chwalił się niedawno na Twitterze wpłatą na „nowe Seicento dla 21-letniego Sebastiana”. A z większego niż Stanowski zasięgu nie skorzystał do zaangażowania się w pomoc dla śmiertelnie chorych, chociaż robi to jego małżonka i od prawie roku robi również Stanowski. Nie chodzi o to, żeby licytować się na dobroczynność, ale jeżeli już wytacza się przeciwko komuś w tej materii grube działa, nie można strzelać ślepakami. A najlepiej w ogóle nie strzelać, tylko na własną rękę, jak kto umie, pomagać. I tyczy się to nie tylko opisywanej historii. Proste, prawda?
*Marcin Makowski *- dziennikarz i publicysta tygodnika "Do Rzeczy" oraz Wirtualnej Polski. Współpracuje z TVP3 Kraków oraz Radiem Kraków. Z wykształcenia historyk i filozof. Studiował na Uniwersytecie Jagiellońskim, Uniwersytecie Szczecińskim oraz Polskiej Akademii Nauk.
Poglądy autorów felietonów, komentarzy i artykułów publicystycznych publikowanych na łamach WP Opinii nie są tożsame z poglądami Wirtualnej Polski. Serwis Opinie opiera się na oryginalnych treściach publicystycznych pisanych przez autorów zewnętrznych oraz dziennikarzy WP i nie należy traktować ich jako wyrazu linii programowej całej Wirtualnej Polski.