PublicystykaMarcin Makowski: Dlaczego Petru pogrążył Nowoczesną? Bo nie umiał się zachować jak facet

Marcin Makowski: Dlaczego Petru pogrążył Nowoczesną? Bo nie umiał się zachować jak facet

"Jesteśmy razem z Ryszardem!" - wyznaje Joanna Schmidt na okładce tabloidu. Choć o jej związku z przewodniczącym Nowoczesnej mówiło się od stycznia, dopiero w maju na Marszu Wolności para zdecydowała się na coming out. Dlaczego w ogóle warto pisać o romansach polityków? Na pewno nie ze względów obyczajowych. Akurat w tym przypadku chodzi o partię, która miała być nową PO, ale przez brak charakteru swojego lidera zamieniła się w przystawkę Grzegorza Schetyny.

Marcin Makowski: Dlaczego Petru pogrążył Nowoczesną? Bo nie umiał się zachować jak facet
Źródło zdjęć: © PAP
Marcin Makowski

08.05.2017 | aktual.: 08.05.2017 12:58

Nietrudno policzyć, że od ujawnienia zdjęcia ze wspólnego lotu ówczesnej wiceprzewodniczącej i przewodniczącego Nowoczesnej do Portugalii, na który para zdecydowała się w kulminacyjnym punkcie sejmowego "puczu", minęło prawie pół roku. Każdy z dni, który upływał od tego wydarzenia coraz bardziej pogrążał partię i jej lidera, który najpierw kluczył w sprawie celu wyjazdu, później starał się go bagatelizować, a na końcu po prostu schował się za plecami koleżanki z ław sejmowych, która za dwoje musiała świecić oczami w mediach.

Ona z kolei mówiła, że to prywatna sprawa z kim i dlaczego leci na Sylwestra, ale prywatne sprawy nie powodują, że nagle traci się funkcje we własnym klubie parlamentarnym i schodzi na drugi plan. Zamiast wyciszyć spekulacje o oczywistym romansie, dolewano oliwy do ognia politycznych plotek, które zjadały wizerunek "eksperckiej Nowoczesnej" od środka. I właśnie tutaj, na styku kwestii obyczajowych oraz polityki, leży prawdziwy ciężar pozornie błahego wydarzenia, które zamieniło się w sondażową równię pochyłą. W końcu nie zabolał Ryszarda Petru rok w opozycji bez programu, nie pogrążały wpadki językowe, wydawało się nawet, że wyborców nie zrażała ignorancja historyczna ekonomisty twierdzącego, że Imperium Romanum legło w gruzach u szczytu swojej chwały. To jednak rozłożony w czasie spektakl hipokryzji przelał czarę goryczy i spowodował masowy odwrót elektoratu w kierunku Platformy Obywatelskiej, która swoim twardym antypisowskim stanowiskiem oferowała jakąkolwiek realną alternatywę dla zmęczonych poczynaniami obecnego rządu.

"Jesteśmy razem"

Co ciekawe, w końcu i Petru zdał sobie sprawę, że dużej odwracać kota ogonem się nie da i najpierw pod koniec kwietnia zrezygnował z funkcji przewodniczącego klubu parlamentarnego, przekazując pałeczkę wiernej Katarzynie Lubnauer. Później, już na majowym Marszu Wolności nie krył swoich uczuć do Joanny Schmidt. Wydawać by się mogło, że w ostatniej chwili zrozumiał przyczynę utraty zaufania wyborców i jak facet - wziął sprawy w swoje ręce - nadzieje okazały się jednak płonne. Ostatecznie to Joanna Schmidt, po raz kolejny, musiała mówić za ich oboje. "We wrześniu 2016 roku wzięłam rozwód. W październiku zeszłego roku Ryszard Petru wyprowadził się z domu. Jesteśmy razem. Ryszard był w trakcie separacji, a teraz jest w trakcie rozwodu. To Ryszard złożył pozew rozwodowy" - ujawniła posłanka w "Superexpressie", być może z wielką ulgą, że będzie mogła żyć normalnie, jak para. Z drugiej strony w jakiś sposób trzeba było zatrzymać serial kolejnych informacji o rozstaniach, rozwodach, separacjach, podziale majątku itd., który skutecznie odwracał uwagę wyborców od rozpaczliwych prób kolejnych „nowych otwarć” Nowoczesnej.

Mleko się już jednak rozlało, a Petru po prostu przespał szansę na przełamanie duopolu PO-PiS i zagospodarowanie masy upadłościowej po Komitecie Obrony Demokracji. Taki już urok partii wodzowskich, że nawet pomimo sensownych dołów i zaangażowanych posłów, wystarczy potknięcie (a w tym przypadku ich seria) lidera, aby jego skutki odczuło całe ugrupowanie. Nic dziwnego, że w tym samym czasie gdy Petru na oczach Polski układał sobie życie rodzinne, z szeregów .N odchodzili kolejni członkowie, a z niedawnego "lidera opozycji", został przystawką do obiadu Grzegorza Schetyny. W końcu na Marszu Wolności, z 21 osób przemawiających na scenie, Ryszard Petru nie przez przypadek odezwał się tylko raz i to jako 18. Do symbolu sytuacji, w której znajduje się Nowoczesna urosło natomiast symboliczne przepychanie się Katarzyny Lubnauer z drugiego rzędu, która z nerwowym uśmiechem przesuwała Janusza Lewandowskiego z PO, aby mogła się na chwilę pokazać w telewizji.

A mógł być jak drugi Macron

A przecież jeszcze rok temu, na podobnym Marszu, to Petru zdawał się rozdawać karty proponując Platformie start ze wspólnych list wyborczych. Gdy kilka dni temu te same słowa wypowiedział Schetyna, nie było jasne, czy miał na myśli Nowoczesną, walczącą przecież o ten sam elektorat. "Nie należy się obrażać w polityce. Należy wtedy, kiedy to możliwe, współdziałać, jeżeli możemy powstrzymać PiS" - skomentowała zapowiedź szefa PO przewodnicząca klubu Nowoczesnej, dając tym samym do zrozumienia, że staje w roli petenta, a nie równorzędnego partnera w negocjacjach. "W tej chwili Platforma jest trochę napompowana swoimi sondażami" - dodała jakby na usprawiedliwienie Lubnauer, ale gdy właściwie bez żadnych realnych podstaw to Nowoczesna zgarniała w sondażach ponad 20 proc., nikt o pompowaniu w partii nie mówił.

Najpewniej z tej konstatacji wynika decyzja Ryszarda Petru, aby w odróżnieniu od największego konkurenta na opozycji, wyraźnie postawić na program liberalny z inklinacjami centrowymi. Właśnie w tym kierunku zamierza iść Nowoczesna, która ogłosiła zorganizowanie konwencji programowej mającej podkreślić nowe priorytety: walkę z populizmem, rozdawnictwem społecznym oraz wprowadzenie realnej świeckości państwa oraz związków partnerskich. Wszystko na papierze niby się zgadza, tylko kto "niezależnemu bankowcowi" raz jeszcze zaufa, jeżeli nie ma on nawet odwagi, aby o swoim związku z Joanną Schmidt powiedzieć wprost i otwarcie, a nie wysyłać do tabloidów narażoną na kpiny kobietę? Jeśli taki jest charakter lidera Nowoczesnej, nie powinien się dziwić, że wyborcy będą woleli dyskutować o jego alkowie, a nie o konferencji, którą na temat polskiej dyplomacji zorganizował w poniedziałek w Sejmie. Cóż, a mógł być Ryszard Petru drugim Emmanuelem Macronem. Choć łączy ich aparycja, podobny wiek i przeszłość w finansach - pod każdym innym względem dzieli jednak przepaść, której do sprawdzianu wyborów samorządowych w 2018 roku raczej nie uda się już zasypać. Na własne życzenie.

Marcin Makowski dla WP Opinie

Źródło artykułu:WP Opinie
ponowoczesnaRyszard Petru
Zobacz także
Komentarze (0)