Makowski: Żółta kartka dla Tuska? Wybory w PO nie po myśli przewodniczącego [OPINIA]
Dwoje kandydatów z poparciem Donalda Tuska przegrało w wewnętrznych wyborach w Platformie Obywatelskiej. Choć sam przewodniczący, nie mając konkurencji, przegrać nie mógł, część struktur regionalnych pokazała mu żółtą kartkę. Jeśli ktoś śledzi nastroje wewnątrz partii, nie może być zaskoczony.
Jeszcze do sobotniego poranka w pomorskiej Platformie miała wygrać posłanka Agnieszka Pomaska, a na Dolnym Śląsku fotel szefa regionu miał przejąć Roman Szełemej. Wewnętrzne wybory w partii okazały się jednak bardziej nieprzewidywalne niż głosowanie na jej przewodniczącego. Obydwoje kandydatów - mimo wyraźnego wsparcia Donalda Tuska i Rafała Trzaskowskiego, a w przypadku Szełemeja również Grzegorza Schetyny - przepadło w starciu z Mieczysławem Strukiem i Michałem Jarosem. Dlaczego?
Plotka krążąca po samej Platformie głosi, że zbytnio uwierzyli w siłę wsparcia, które udzielił im Tusk, zapominając, że regiony, które ich wybierają, to nie tylko Trójmiasto i Wrocław, ale również dziesiątki mniejszych miast i miasteczek, z którymi po prostu zabrakło kontaktu.
Grzech pierworodny Platformy - zafiksowanie się na "Polsce A", z odpuszczeniem prowincji - pomimo próby zmiany narracji przez byłego premiera na konwencji partyjnej w Płońsku, jak widać nadal pokutuje.
Drugi powód, bardziej fundamentalny, to częściowa przynajmniej niezgoda na, jak słyszę, "zbyt liberalno-lewicowy kierunek", który obiera PO. Zwłaszcza w kwestiach aborcyjnych dochodziło ostatnio w partii do spięć między jej progresywnymi członkami (do tej grupy zalicza się m.in. Agnieszka Pomaska), a tzw. "konserwatystami", które zakończyło się usunięciem z partii małopolskiego posła Ireneusza Rasia.
Nie jest przypadkiem, że marszałek Mieczysław Struk, który wygrał na Pomorzu, mówi wprost, że Platforma wygra z PiS-em tylko wtedy, jeśli sięgnie po elektorat centrowy i centroprawicowy i "wyjedzie poza rogatki dużych miast". On tę lekcję odrobił. - W powiatach to ja mam większe wpływy niż skądinąd świetna posłanka Pomaska - powiedział Struk w rozmowie z Onetem.
Podobny mechanizm zadziałał również na Dolnym Śląsku, gdzie z posłem Michałem Jarosem przegrał faworyzowany prezydent Wałbrzycha Roman Szełemej. Wsparcie liderów nie wystarczyło, gdy w regionie od dłuższego czasu panowała frustracja związana z "zabetonowaniem" lokalnych struktur władzy, z którymi kojarzony był właśnie Grzegorz Schetyna. Jaros wygrał ze wsparciem posła Roberta Kropiwnickiego i senatora Bogdana Zdrojewskiego.
"Zaskakujący dla wielu wynik wyborów w dolnośląskiej PO wynika przede wszystkim z woli zmian we władzach regionalnych. Dotychczasowa ekipa udzieliła tak ogromnego wsparcia Romanowi Szełemejowi, że to mu z pewnością zaszkodziło" - napisała na Twitterze jego małżonka, senator Barbara Zdrojewska.
I tutaj dochodzimy do sedna sprawy. Choć wybory regionalne w Platformie trudno nazwać trzęsieniem ziemi, są one na pewno sygnałem ostrzegawczym dla Donalda Tuska. W samej partii, pomimo znaczącego wsparcia, które posiada, wyraźnie daje się wyczuć również zaniepokojenie związane ze stylem, w którym były premier zarządza strukturami.
- Dla wielu ludzi PO lepszy był stary Tusk, niż nieuchronność resetu krajowej polityki. A on chwilowym skokiem w sondażach zapudrował problemy. Jemu nadal się wydaje, że jest premierem i ludzie w sekretariacie partii mają czekać na wyroki. Bez względu na winę lub jej brak, pod uwagę bierze się tylko przydatność. Donald opanował tę sztukę do perfekcji - powiedział mi jeszcze przed sobotnimi wyborami jeden z ważnych posłów Platformy.
- Jeśli Tusk nie wyznaczy spójnego przekazu i nie uporządkuje partii, PO pozostanie tylko miotanie się - mówił natomiast w wywiadzie dla WP Paweł Piskorski, były wiceprzewodniczący PO.
Jak widać, porządkowanie partii idzie na razie opornie. Przez dłuższy czas Donald Tusk nie ma się czym martwić (sam otrzymał ponad 97 proc. poparcia), ponieważ żaden aktywny konkurent nie odważy się rzucić mu wyzwania przed wyborami, ale jeśli już dzisiaj dostaje od ważnych struktur swojego ugrupowania żółtą kartkę, słaby wynik w Sejmie będzie jasnym sygnałem dla tych, którzy dzisiaj po cichu wyrażają swój niepokój.
Marcin Makowski dla WP Wiadomości