PublicystykaMakowski: "Osiem dekad po wybuchu II wojny światowej nadal musimy przypominać historię Polski" [OPINIA]

Makowski: "Osiem dekad po wybuchu II wojny światowej nadal musimy przypominać historię Polski" [OPINIA]

Polityki historycznej nie prowadzi się dzisiaj i nie wygrywa - o ile kiedykolwiek tak było - podręcznikami. W XXI-wieku o przeszłości opowiada się grami, filmami i serialami. Dlatego gdy dokument Netflixa zakłamuje naszą przeszłość, trzeba interweniować. Ale jeśli na świętym oburzeniu poprzestaniemy - przegramy coś więcej.

Makowski: "Osiem dekad po wybuchu II wojny światowej nadal musimy przypominać historię Polski" [OPINIA]
Źródło zdjęć: © PAP | PAP
Marcin Makowski

11.11.2019 | aktual.: 11.11.2019 11:46

"The Devil Next Door" to nowa produkcja amerykańskiego giganta streamingu, która opowiada historię Johna Demjanjuka. Człowieka, który wyemigrował do USA z Ukrainy w latach 50., następnie zaszył się pod Cleveland, pracował w fabryce Forda, założył rodzinę i wiódł spokojne życie płacącego podatki obywatela.

Aż do dnia, w którym najpierw w 1975 roku jego tożsamość - już jako Iwana Demianiuka - pojawiła się na liście Ukraińców kolaborujących z nazistowskimi Niemcami, a następnie w latach 80., gdy jako domniemany kat z Treblinki w wyniku ekstradycji trafił na proces pokazowy do Jerozolimy.

Nie jest rzeczą istotną roztrząsać teraz o jego winie, wystarczy dodać, że sprawa była skomplikowana, pełna wewnętrznych sprzeczności, ciągnąca się do końca życia oskarżonego i póki co w niemieckich sądach - które przejęły śledztwo - zakończona bez konkluzji.

Fałszywa historia Polski

Dlaczego w takim razie od kilku dni właśnie ten dokument budzi w mediach społecznościowych i polskiej polityce tyle kontrowersji? Sprawa jest, jak zwykle w podobnych przypadkach, niezwykle prosta. Zamiast o historii II wojny światowej, zachodni widz otrzymał coś w rodzaju uproszczonej na potrzebny współczesności kalki z obecnej sytuacji geopolitycznej.

Oburzenie wywołała zwłaszcza mapa przedstawiająca okupowaną Europę, która udostępniona przez dziennikarzy i polityków (m.in. Dariusza Grzędzickiego, Magdalenę Ogórek, Sebastiana Kaletę i Pawła Rybickiego) błyskawicznie stała się tematem zażartej dyskusji.

Zamiast granic II Rzeczpospolitej, które znalazłyby się pod okupacją niemiecką, mogliśmy zobaczyć mapę III RP, podpisaną po prostu "Poland". Tak, jakby Polska była quasi-suwerennym państwem, na terenie którego działały jakieś obozy. Niektóre oznaczone swastyką, inne nie.

Netflix pisze na nowo II wojnę?

Rzeczy, które są podstawą wiedzy w liceum, również umknęły scenarzystom Netflixa, którzy pokazali np. granice Litwy, ale już nie Ukrainy. Pomieszali także lokalizację niemieckich obozów w Chełmnie i Majdanku, z czego ten drugi błędnie zaklasyfikowali jako obóz śmierci (tak jak Treblinkę czy Bełżec). Tymczasem, tak jak Auschwitz-Birkenau, Majdanek był obozem koncentracyjnym i jenieckim. Z niewiadomych względów nie pojawiło się również na terytorium rzeszy niemieckiej nic więcej niż oznaczenie obozu w Ravensbrück. A gdzie Dachau czy choćby Stutthoff?

Ktoś może powiedzieć - detale. Jedna mapka, która nie ma większego znaczenia dla całego dokumentu. Ale właśnie przez takie "detale" buduje się wizerunek państwa. Bo jeśli Polska podczas wojny istniała, to dlaczego nie zrobiła nic, aby tych obozów nie wybudowano? Kto je budował? Jak wygląda wina naszego narodu za zbrodnie Holokaustu? Te pytania, które sięgają genezą ośmiu dekad wstecz, dzisiaj mają konkretny, polityczny i finansowy wymiar, choćby w kontekście tzw. "Ustawy 447".

Rząd reaguje. Co dalej?

Dlatego dobrze, że polskie władze reagują na wszelkie zakłamania historii w przestrzeni publicznej. Minister Sebastian Kaleta zapowiedział, że zwróci się o powództwo cywilne do IPN wobec Netflixa. Ministerstw Spraw Zagranicznych zainterweniowało na Twitterze, premier Mateusz Morawiecki wysłał list do prezesa platformy streamingowej.

"Być może dla ich twórców to mało znaczące pomyłki, ale są bardzo krzywdzące dla Polski i naszym zadaniem jest stanowczo zareagować. Mam nadzieję, że moje argumenty spotkają się ze zrozumieniem osób zarządzających Netflixem" - wyjaśnił premier na swoim profilu na Facebooku.

Pytanie brzmi jednak, dlaczego dopiero teraz - po interwencji dziennikarzy i ponad tydzień od premiery dokumentu - coś zaczęło się dziać? Gdzie wszelkiej maści Polskie Fundacje Narodowe, których celem jest tropienie podobnych kłamstw i błyskawiczne ich prostowanie?

I wreszcie, gdzie nasze seriale dokumentalne na Netflixie - takie, które poprawnie pokazują historię i jej zapomnianych bohaterów? Pileckiego, Karskiego, Sendlerową? Na 101. rocznicę odzyskania niepodległości powinno stać nas na coś więcej niż prostowanie cudzych błędów. Nic o nas bez nas. Pamiętamy jeszcze te słowa? Umiemy wcielać je w życie? Oby.

Pytanie brzmi jednak, dlaczego dopiero teraz - po interwencji dziennikarzy i ponad tydzień od premiery dokumentu - coś zaczęło się dziać? Gdzie wszelkiej maści Polskie Fundacje Narodowe, których celem jest tropienie podobnych kłamstw i błyskawiczne ich prostowanie? Warto, by takie pytanie mocno wybrzmiało właśnie dziś, 11 listopada w Narodowe Święto Niepodległości. Czy taki prezent na 101. rocznicę wyzwolenia i odzyskania suwerenności chcemy sobie zafundować? Sprowadzić się raptem do roli komentatora, który dopisuje didaskalia do narracji tworzonej przez Amerykanów, Niemców czy Brytyjczyków? Polskę musi być stać na więcej.

PS. Od 18 do 20 listopada w Waszyngtonie odbywa się konferencja iPoland, w której będę uczestniczyć, opowiadając o historii Polski podczas II wojny światowej z perspektywy gier komputerowych. To właśnie na tej płaszczyźnie - popkulturowej i społecznej - toczy się dzisiaj najistotniejsza część walki o pamięć. Nie wolno nam jej odpuszczać.

Marcin Makowski dla WP Opinie

Masz news, zdjęcie lub film związany z pogodą? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Zobacz także
Komentarze (0)