ŚwiatMajmurek: 10 dni, które wstrząsnęły światem, czyli wszystkie skutki szaleństwa Putina [OPINIA]

Majmurek: 10 dni, które wstrząsnęły światem, czyli wszystkie skutki szaleństwa Putina [OPINIA]

Historia nie porusza się ruchem jednostajnym. Są momenty, w których gwałtownie przyspiesza, gdy w tydzień dzieje się więcej niż w dekadę. Takie było ostatnie osiem dni. Władimir Putin, dokonując w ubiegły czwartek rano niesprowokowanej napaści na Ukrainę, nie tylko radykalnie przyspieszył historię, ale uruchomił też procesy, z których skutkami możemy mierzyć się jeszcze przez dekady. Co konkretnie się zmieniło?

Putin już przegrał też wojnę. Nic nie potoczyło się tak, jak chciał MIKHAIL KLIMENTYEV / KREMLIN POOL / SPUTNIK
Putin już przegrał też wojnę. Nic nie potoczyło się tak, jak chciał MIKHAIL KLIMENTYEV / KREMLIN POOL / SPUTNIK
Jakub Majmurek

05.03.2022 | aktual.: 05.03.2022 20:45

Po pierwsze, pełnowymiarowa inwazja na Ukrainę zakończyła całą epokę w relacjach Rosji z Zachodem, jaka zaczęła się wraz z upadkiem ZSRR w 1991 roku. Przez ponad 30 lat Zachód próbował na różne sposoby włączyć Rosję w nowy porządek międzynarodowy, oparty o prawo, budujące wzajemną współzależność instytucje, globalizację gospodarczą i kulturową, prawa człowieka, wyeliminowanie siły bądź groźby jej użycia jako środka prowadzenia polityki międzypaństwowej.

Rosja ostatecznie nigdy nie potrafiła się odnaleźć w tym porządku, mimo krótkich okresów odprężenia, a nawet bliskiej współpracy z Zachodem – zwłaszcza w okresie wojny z terrorem po 11 września. Jednak co najmniej od wojny w Gruzji w 2008 roku było wiadomo, że Kreml prędzej czy później będzie starał się wywrócić stolik, przy którym nie ma tak naprawdę ochoty siedzieć.

Od 24 lutego stolik leży rozbity w drzazgi. Nie trzeba było nawet tygodnia, by Rosja stała się izolowana w świecie, jak nie była chyba nawet w szczycie zimnej wojny. Ta izolacja ma wiele wymiarów: od politycznego, przez kulturalny, po najbardziej dla Rosji bolesny, gospodarczy.

Jak Rosja jest dziś samotna dyplomatycznie, najlepiej pokazywało głosowanie Zgromadzenia Ogólnego ONZ w środę. Przyjęło ono rezolucję potępiającą Rosję za naruszenie zasad zawartych w Karcie Narodów Zjednoczonych oraz wzywającą Moskwę do wycofania wszystkich sił z terytorium Ukrainy. Przeciw rezolucji głosowały tylko cztery państwa poza samą Rosją: Białoruś, Erytrea, Korea Północna i Syria. Izolowane, skonfliktowane ze wszystkimi dyktatury.

W interesie Chin maksymalne osłabienie Rosji

Od głosu wstrzymały się Chiny, które choć nie przyłączają się do zachodnich sankcji, są bardzo ostrożne ze wsparciem dla Rosji. W interesie Chin leży obecnie maksymalne osłabienie i izolacja Rosji - tak, by Moskwa nie miała żadnej innej alternatywy, niż sojusz z Pekinem na korzystnych dla Chińczyków warunkach. Wcześniej udziału w wojnie przeciw Ukrainie odmówił Kazachstan, gdzie jeszcze niedawno Rosjanie pomogli stłumić protesty i utrzymać się przy władzy prezydentowi Kasymowi-Żomartowi Tokajewowi.

Rosyjscy sportowcy i federacje sportowe wykluczani są z kolejnych międzynarodowych imprez, zachodnie filharmonie i opery odwołują występy rosyjskich artystów, festiwal Cannes ogłosił, że nie przyjmie w tym roku oficjalnej delegacji z Rosji. Za sprawą bezprecedensowych sankcji Rosja jest szokowo odcinana od globalnego obiegu towarów, kapitałów i usług. Sankcje nałożyły nie tylko Stany, Kanada, państwa Unii, Australia, ale także Japonia, która w ostatnich latach próbowała budować poprawne relacje z Rosją, traktując Moskwę jako przeciwwagę dla niepokojącej Tokio rosnącej siły Chin.

Kolejne zachodnie marki wycofują się z rosyjskiego rynku. W czwartek mogliśmy obserwować kolejki do Ikei w rosyjskich miastach, która od piątku zamyka wszystkie swoje rosyjskie sklepy. Sankcje wobec banków w dużej mierze odcięły kremlowską gospodarkę i Rosjan od międzynarodowego systemu płatności. Zdeponowane w bankach poza granicami Rosji rezerwy rosyjskiego banku centralnego zostały zamrożone.

Zaczyna się proces konfiskaty ulokowanych na zachodzie aktywów rosyjskich oligarchów. Większość państw Europy Zachodniej zamknęła swoje niebo dla rosyjskich statków powietrznych, zachodnie firmy wymówiły leasing samolotów rosyjskim liniom lotniczym i odcięły je od usług, bez których nie są w stanie na dłuższą metę funkcjonować.

Sankcje zabolą jeszcze bardziej

Sankcje już są bolesne dla rosyjskiej gospodarki, a będą jeszcze bardziej. Jak przewidują analizy Polskiego Instytutu Ekonomicznego, sankcje mogą spowodować spadek rosyjskiego PKB w 2022 roku nawet o 15-20 proc. Dwucyfrowa ma być też inflacja. Eksperci spodziewają się także znaczącego wzrostu bezrobocia – wycofujące się z Rosji międzynarodowe podmioty będą zwalniać pracowników swoich rosyjskich zakładów, sklepów itd. Rosyjskie linie lotnicze nie będą utrzymywać siły roboczej, która nie ma gdzie latać.

Rosja wraca do chaosu, niepewności i pauperyzacji, jakiej nie znała od lat 90. Zamiast przywrócić Rosji "należną jej" mocarstwową pozycję, Putin zepchnął ją w izolację bliską niemalże tej, jaką obłożona jest Korea Północna. Z jedną zasadniczą różnicą: Rosja ciągle eksportuje swoje surowce energetyczne, ropę, gaz ziemny, węgiel. Europa Zachodnia, zwłaszcza Niemcy, Włochy, ale też Polska są od nich zbyt uzależnione, by przerwać dostawy z dnia na dzień. Ale i to się może zmienić.

Przebudzenie Niemiec

Kolejną kluczową zmianą, jaka zaszła w zeszłym tygodniu, jest kopernikańska rewolucja w myśleniu Niemiec o bezpieczeństwie energetycznym, relacjach z Rosją, własnym miejscu w Europie i polityce obronnej. Jeszcze w zeszły czwartek wydawało się, że Niemcy będą państwem nawołującym do ostrożności w stosowaniu sankcji wobec Rosji, przestrzegającym przed eskalacją konfliktu, nieskorym do konkretnej, wojskowej pomocy Ukrainie. Wszystko to zmieniło się w kilka dni.

Mimo początkowych wątpliwości, niemiecki rząd przystał na wyłączenie części rosyjskich banków z systemu SWIFT. Umożliwia on międzynarodową komunikację i rozliczenia między bankami. Jeszcze na początku narastającej presji Rosji na Ukrainę Niemcy były skłonne wysłać Ukraińcom co najwyżej hełmy, teraz na Ukrainę jadą niemieckie granatniki i broń przeciwpancerna.

Cała niemiecka polityka wobec Rosji, prowadzona zgodnie przez rządy Gerharda Schrödera i Angeli Merkel, została w ciągu kilku dni wyrzucona do kosza przez socjaldemokratycznego kanclerza Scholza. Opierała się ona na założeniu, że Rosję i Niemcy łączą wspólne interesy: niemiecka gospodarka potrzebuje stabilnych dostaw względnie tanich surowców energetycznych, rosyjska niemieckiej gotówki.

Energetyczna współzależność Niemiec – szerzej: Unii Europejskiej – i Rosji miała zapewnić Zachodowi nie tylko energetyczne, ale też militarne bezpieczeństwo. Europejskie elity liczyły, że połączona kontraktami gazowymi z Niemcami czy Włochami Rosja będzie głębiej integrować się z Zachodem i nigdy nie pójdzie z nim na wojenną konfrontację. Te filozofię najlepiej ucieleśniał projekt Nord Stream 2, który atak Putina na Ukrainą chyba ostatecznie pogrzebał.

Dziś niemieckie elity dostrzegają naiwność swojej polityki ostatnich 15 lat. Zaczynają mówić o konieczności dywersyfikacji energii, kanclerz Scholz zapowiedział budowę nowych terminali LNG, umożliwiających Niemcom przyjmowanie dostaw gazu spoza Rosji. Pojawiają się nawet głosy, czy błędem nie było forsowne odejście Niemiec od atomu. Agresja Putina stworzyła potężny impuls na rzecz polityki budującej niezależność energetyczną Europy. W krótkiej perspektywie oznacza to dywersyfikację dostaw źródeł energii i być może renesans atomu, w średniej - przyspieszenie prac nad przejściem na zieloną energię. Dla interesów Rosji – państwa z gospodarką bardzo silnie uzależnioną od eksportu paliw kopalnych – to wielkie zagrożenie.

Kanclerz Scholz zapowiedział także zwiększenie wydatków na obronność do 2 proc. niemieckiego PKB. Ma powstać specjalny fundusz obronny dla Bundeswehry w wysokości 100 miliardów euro. Wielu analityków interpretuje to jako początek jeszcze głębszej zmiany niż odrzucenie polityki energetycznej ostatnich dwóch kanclerzy. Po II wojnie światowej ze zrozumiałych przyczyn Niemcy utrzymywały siłę militarną mniejszą niż wskazywałaby na to potęga ich gospodarki czy potencjał ludnościowy. Kwestie bezpieczeństwa Niemcy w dużej mierze "zoutsourcowali" na swoich amerykańskich sojuszników.

Nie zmienił tego zasadniczo koniec zimnej wojny i zjednoczenie Niemiec. W zintegrowanej przez traktaty z Maastricht i Lizbony, rozszerzonej o państwa dawnego Bloku Wschodniego Unii Europejskiej zjednoczone Niemcy wyrosły na czołową potęgę ekonomiczną i polityczną. Za tym nie szła jednak gotowość Niemiec do dostarczenia Europie strategicznego przywództwa, zwłaszcza w wymiarze militarnym.

Teraz ta epoka wydaje się kończyć. Putin sprawił, że Niemcy zaczynają sięgać po odpowiedzialność, od której przez długi czas się uchylały. W efekcie Europa może zyskać nowego lidera, silnego nie tylko ekonomicznie i politycznie, ale i militarnie. To głęboko zmieni relacje Europy z jej otoczeniem, ale także dynamikę w samej Unii Europejskiej – w tym relacji polsko-niemieckich.

Początek końca putinizmu?

Wiele zmian, jakie uruchomiły wydarzenia z ostatnich dni, dopiero niewyraźnie rysuje się na horyzoncie. Pytanie, które dziś wszyscy sobie zadają, brzmi: czy Putin atakując Ukrainę nie podłożył przypadkiem bomby pod swoją władzę i budowany przez ostatnie dwie dekady system rządów?

Na razie wyraźnie przegrywa inwazję na Ukrainę - politycznie i militarnie. Kijów miał przecież paść w ciągu 48, góra 72 godzin, broni się tymczasem do dziś. Z większych miast Rosjanie kontrolują wyłącznie Chersoń. Pierwotny scenariusz - błyskawiczne zwycięstwo, usunięcie Zełenskiego i instalacja marionetkowego reżimu - nie powiódł się. Pierwsze dni wojny odsłoniły słabości rosyjskiej armii: niskie morale, niekompetencje dowódców, braki aprowizacyjne, ciągłe problemy logistyczne.

Putin realizuje teraz plan B. Prowadzi wojnę na wyniszczenie Ukrainy, zwłaszcza jej największych ośrodków miejskich - podobną do tej, jaką Rosjanie prowadzili wcześniej przeciw Groznemu i Aleppo. Jaki miałby być polityczny cel tej wojny? Wydaje się, że nawet zniszczenie Kijowa nie osłabi determinacji Ukraińców, po zajęciu ruin miasta Rosjan może czekać jeszcze długa i krwawa wojna partyzancka. Obrazy bombardowanych przez Rosję osiedli mieszkalnych pogłębiają międzynarodową izolację Rosji i wykluczają normalizację relacji z Zachodem.

A tej normalizacji reżim Putina będzie potrzebował. W warunkach sankcji i izolacji elity - nie tylko gospodarcze, ale też polityczne - nagle tracą możliwości korzystania z renty władzy, jakimi cieszyły się jeszcze dwa tygodnie temu i do których zdążyły już przywyknąć. Nie taką rzeczywistość obiecywał Putin. Obok stabilności i przywrócenia Rosji "należnego jej" miejsca w świecie, putinizm obiecywał też przecież modernizację gospodarczą i dostatek. Z tych obietnic dziś nic nie zostało.

Putin coraz bardziej staje się dla Rosji ciężarem, przeszkodą uniemożliwiającą jej ograniczanie strat i normalizację stosunków ze światem. Rosyjska elita to doskonale widzi. Coraz częściej możemy przeczytać analizy przekonujące, że może się to skończyć przewrotem pałacowym i zmianą władzy na Kremlu.

Problem w tym, że taki proces może potrwać jeszcze długo. Nie wiem jakie są czerwone linie rosyjskich elit i kiedy uznają, że Putin stanowi bezpośrednie zagrożenie dla ich najbardziej żywotnych interesów. Równie dobrze może nas czekać długotrwała, brutalna wojna w Ukrainie, połączona z nieznanym od lat 50. napięciem między Rosją a Zachodem, załamaniem rosyjskiej gospodarki, ale także kosztami dla nakładających sankcje gospodarek państw demokratycznych.

Jak sytuacja w Rosji się rozstrzygnie, jedno jest pewne: do świata sprzed 24 lutego 2022 roku nie ma powrotu. Ta data może przynieść zmiany równie głębokie w historii XXI wieku, co zamach na Franciszka Ferdynanda w historii wieku XX.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
wojna w Ukrainieukrainawładimir putin
Wybrane dla Ciebie