Macron zmienił taktykę wobec Rosji. "Skala zbrodni ośmieliła tych nawet spokojnych"

- Wzmożenie antyrosyjskie, będące poczuciem tego, że skala zbrodni jest ogromna, ośmieliła nareszcie tych nawet spokojnych, ostrożnych polityków zachodnio-centralnej Europy do postawienia się twardziej Rosjanom - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Andrzej Byrt, odnosząc się do ostatnich ruchów Emmanuela Macrona.

Prezydent Francji Emmanuel Macron
Prezydent Francji Emmanuel Macron
Źródło zdjęć: © EAST_NEWS | Blondet Eliot/ABACA
Żaneta Gotowalska-Wróblewska

Żaneta Gotowalska-Wróblewska, dziennikarka Wirtualnej Polski: W momencie rozpoczęcia wojny w Ukrainie Emmanuel Macron podejmował liczne kontakty telefoniczne z Władimirem Putinem, była to pewnego rodzaju próba utrzymania relacji z rosyjskim dyktatorem. Obecnie raz po raz rzuca rękawice Rosji. Skąd taka przemiana u prezydenta Francji?

Andrzej Byrt, były ambasador RP w Niemczech i we Francji: Jego pierwotne nastawienie do Putina osobiście i do samej Rosji było następstwem wieloletniej polityki jego poprzedników. Oni rozumieli, że ze strony Rosji nic im nie grozi i że ona z nimi życzliwie rozmawia. Z punktu widzenia Rosji i kolejnych przywódców, było to klasyczne divide et impera (dziel i rządź; zasada wzniecania wewnętrznych konfliktów wśród wrogów - red.).

Wiedząc więc, że Francja w przeszłości bywała w kolizji ze Stanami Zjednoczonymi, a życzliwie się odnosiła do Rosji, Putin postanowił to rozgrywać.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Macron sądził, że tę rozmowę może podtrzymać. Szczególnie po tym, kiedy odeszła Angela Merkel. Uznał, że to on będzie liderem, głównym przywódcą Unii Europejskiej, który będzie coś mógł od Putina uzyskać. Dla siebie, dla Francji, ale przy okazji też i dla Unii Europejskiej.

To był przykład jednak pewnej naiwności Francji w stosunku do Rosji, ale naiwności opartej o własne interesy. Kiedy zakazano, po ataku Rosji na Ukrainę, wyjazdów na Krym, niektórzy z wysokich urzędników partii rządzącej, którzy mieli jakieś swoje rodzinne interesy, wyjeżdżali i tam swe interesy robili. To było coś irytującego dla Polaka, ale tak to wyglądało.

Podejście Macrona się jednak zmieniło.

Nie bez znaczenia była tu skala zbrodni, których się Rosjanie dopuścili. I to nie są zbrodnie tylko będące decyzjami dowódców oddziałów, którzy mówią: mordujcie, zabijajcie, gwałćcie, kradnijcie. To także nastawienie kierownictwa politycznego i wojskowego Rosji. Sprawiło to, że Francuzi zobaczyli, że nie mogą tego dalej nie zauważać.

Zaczęto masowo potępiać działania Rosji i Macron doszedł do wniosku, że jeśli chce urealniać swoje ambicje, jako wielkiego przywódcy Unii Europejskiej, musi coś zrobić. W szczególności patrząc na ociąganie się Niemiec. Dostarczają oni bardzo dużej pomocy, ale z wahaniami i opóźnieniem.

Macron wyczuł, że może tutaj pokazać swoją znacznie dalej sięgającą wizję. Wizję jedności politycznej Europy. Ponadto, patrząc znów na skalę rosyjskich zbrodni, mógł myśleć, że uda się zrealizować marzenie o tym, by Unia Europejska miała wreszcie swoje własne siły zbrojne.

Jak bardzo jest to ważne?

Siły zbrojne UE to nie może być opozycja do NATO, lecz naturalna forma wsparcia Sojuszu. Szczególnie że gdyby się coś wydarzyło w Azji, a tego nikt nie jest w tej chwili w stanie przewidzieć, to interesy amerykańskie w sposób naturalny przesuną ich uwagę w znacznie większym stopniu niż do tej pory na teatr Pacyfiku. Wtedy my, Europejczycy, zostaniemy sami. I żeby nie znaleźć się w takiej sytuacji pod przymusem, powinniśmy zacząć myśleć o powołaniu własnych sił zbrojnych obecnie.

Macron kieruje swój przekaz także do Niemiec.

Zaczął napierać także osobiście na Olafa Scholza, kanclerza Niemiec. Żeby ten dał Ukrainie swoje rakiety Taurus, których nie chce dać. W tej chwili mamy więc spojrzenie tych dwóch przywódców, dwóch największych państw - Niemiec i Francji. Macron wychodzi tu na lidera, bardzo stanowczego wobec działań Putina.

Wyzbył się tym samym złudzeń, że da się z Rosją coś załatwić na dobrej stopie. Tym bardziej że sam dostrzega hybrydowe interwencje rosyjskie na terytorium politycznym Francji, czyli wspieranie Marine Le Pen, podbechtywanie środowisk antyemigranckich, a więc robienie tego wszystkiego, aby zdestabilizować - jak dalece się da - politykę francuską.

Putin, który chciał wypchnąć NATO z Europy, de facto przybliżył je do swoich granic. Granica fińsko-rosyjska to ponad 1300 km, to jest wydłużenie dotychczasowych granic bezpośredniej Rosji z państwami nienależącymi do niej, a będącymi sojusznikami NATO. Tych parę elementów sprawiło, że Macron stał się odważniejszy. Trzeba mieć nadzieję, że utrzyma tę postawę.

Każdy z tych przywódców patrzy na relacje z innymi głównie w kategoriach politycznych. Ale istnieje też ciągle marząca o wielkim rynku Rosji francuska sfera gospodarcza, która tam ma się przecież dobrze. I z którego to wielkiego rynku Rosji wiele francuskich firm się nie wycofało. I że odsetek tych, którzy nie wycofali się, jest większy we Francji, niż był na przykład w Niemczech, nie mówiąc o państwach takich jak Polska. We Francji istnieją środowiska gospodarcze, które mają nadzieję, że kiedy wojna się skończy, to po jakimś czasie będzie można przejść znowu do wzajemnych biznesów.

"Le Monde" poinformował, że podczas czwartkowego spotkania z liderami partii politycznych, prezydent Francji zapowiedział, iż jest takie ryzyko, że linia frontu może przesunąć się aż pod Kijów i Odessę. W związku z tym miał nie wykluczyć interwencji wojsk francuskich po stronie Ukrainy.

On nie wykluczył tego już na spotkaniu z liderami Unii Europejskiej. Tego, że to będą przynajmniej wojska unijne. Wszyscy temu zaprzeczyli. Macron powiedział, że oczywiście rozumie, że teraz nikt z Europejczyków tego nie chce, ale może być taka sytuacja, że trzeba będzie w ten sposób reagować.

I dzisiaj znów jest o tym mowa. Jednak Francuzi tego sami nie zrobią. To jest wykluczone. Prezydent Francji powiedział to na zasadzie, jestem przekonany, prowokacyjnie, żeby uzmysłowić innym, że Francuzi gotowi są coś takiego zrobić. On na razie tylko o tym mówi.

Szef partii komunistycznej Francji, Fabien Roussel, ale i Jordan Bardella ze Zjednoczenia Narodowego czy Eric Ciotti z partii Republikanie po spotkaniu z Macronem wyrazili obawy wobec jego strategii.

Nacjonaliści francuscy, czyli Marine Le Pen i całe jej towarzystwo oraz oczywiście komuniści, to są dwa ekstremalne skrzydła polityki francuskiej. Komuniści z wiadomych powodów - historyczno-komunistycznych. Minęło wprawdzie ponad 100 lat od rewolucji bolszewików w Rosji, ale mimo wszystko we francuskich komunistycznych głowach wiele z tamtej fascynacji pozostało. Natomiast prawicowe środowiska nacjonalistyczne są rozgrywane przez Rosjan. Przyjmują ich pieniądze, Rosjanie składają im rozmaitego rodzaju oferty pomocy w kolejnych wyborach.

A przecież za chwilę są wybory do Parlamentu Europejskiego. Wszystko wskazuje, że ludzie od Marine Le Pen mogą uzyskać, kto wie, czy nie najlepszy wynik ze wszystkich startujących partii. To leży w interesie Rosji.

Jak może rysować się w tym wszystkim sytuacja Ukrainy?

Dzisiaj nic nie wskazuje na to, żeby Ukraina była zdolna odzyskać w najbliższym czasie ziemie zagrabione przez Rosję. To jest mało prawdopodobne. Jednak niezależnie od tego, czy zwycięży Joe Biden, co byłoby lepsze dla Ukrainy, czy zwycięży Donald Trump, co byłoby gorsze dla niej, Amerykanie, pośród kilku pragmatycznych wersji zakończenia konfliktu, mają też w zanadrzu - zdaje się - wersję, którą byśmy określili mianem Korea Południowa i Północna, czy Niemcy Wschodnie i Zachodnie, wreszcie Estonia, Litwa i Łotwa, które też zostały pożarte w następstwie Paktu Ribbentrop-Mołotow, a po latach odzyskały niepodległość.

To może się zdarzyć albo nie. Zobaczymy, jak zareagują mieszkańcy tych terenów, czyli obywatele Ukrainy, pochodzenia rosyjskiego, którzy głosowali, kiedy było referendum, że chcą być częścią suwerennej Ukrainy. Jednak dzisiaj po tylu zbrodniach i rzeziach rosyjskich, po destrukcji całych obszarów, niewykluczone, że będą woleli być z Rosją, która okaże się silniejsza. Moim zdaniem, jak już dojdzie do rozmów pokojowych, to Niemcy będą chcieli się w nie włączyć. Co do tego nie mam wątpliwości.

Macron wyrasta więc na europejskiego lidera?

Wzmożenie antyrosyjskie, będące poczuciem tego, że skala zbrodni jest ogromna, ośmieliła nareszcie tych nawet spokojnych, ostrożnych polityków zachodnio-centralnej Europy do postawienia się twardziej Rosjanom.

To dodało wszystkim pewności, a Macronowi prędzej i szczerzej, bo on jest najmłodszy z tych wszystkich przywódców. Jednocześnie ma poczucie niemalże napoleońskiej misji. To są rzeczy, które dzisiaj nie mają niby znaczenia, ale odgrywają znaczenie w historycznej psychologii poszczególnych przywódców.

Macron był człowiekiem nietypowym na swój sposób. Zaczynając od tego, że jest w związku ze swoją byłą nauczycielką. To wymagało odwagi. Politycznie zbudował partię, którą powołał na bazie uciekinierów z innych. Przyciągnął do siebie środowiska młodych ludzi. To wszystko były działania wymagające odwagi politycznej. I on ją wykazywał. W tej chwili doszedł do wniosku, że skoro kanclerz Scholz w jakimś stopniu się ociąga, on może wykorzystać swoje pięć minut.

Żaneta Gotowalska-Wróblewska, dziennikarka Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
emmanuel macronfrancjawojna w Ukrainie
Wybrane dla Ciebie