Lukratywna posada dla minister z PiS. Tak reagowali, gdy robiła to PO
Szefowa Kancelarii Prezydenta Małgorzata Sadurska odejdzie do zarządu PZU, gdzie czeka na nią kilkadziesiąt tysięcy złotych miesięcznie. To już kolejny taki przypadek. - Nie ma przyzwolenia na to, żeby przechodzić do spółek skarbu państwa tylko dlatego, że ktoś kogoś zna - mówiła Beata Kempa, gdy posadę w Orlenie dostał współpracownik Donalda Tuska.
Jak informowaliśmy Małgorzata Sadurska przestanie być szefową Kancelarii Prezydenta. Pisaliśmy, że najprawdopodobniej odejdzie do którejś ze spółek skarbu państwa. Dzisiaj wiadomo już, że czeka na nią miejsce w zarządzie PZU. Taką informację podała Polska Agencja Prasowa. Kilka dni temu zarząd spółki opuścił Andrzej Jaworski, który trafił tam wprost z ław poselskich PiS.
To zresztą nie jedyny polityk Prawa i Sprawiedliwości, który "postanowił się sprawdzić w biznesie". Prezesem Orlenu został Wojciech Jasiński, przyjaciel braci Kaczyńskich ze studiów prawniczych. Dekadę wcześniej, jako minister skarbu, zapewniał, że jego partia nie będzie dawała posad starym działaczom, tylko stawiała na młodych menadżerów. Młody jest na pewno Maks Kraczkowski, który złożył mandat poselski, by wejść do zarządu PKO BP, choć trudno nazwać go doświadczonym menadżerem - całe dorosłe życie zajmował się polityką.
Wszyscy ludzie prezydenta Dudy
W Orlenie znalazł też miejsce były rzecznik kampanii wyborczej PiS Marcin Mastalerek, który został wyrzucony z list wyborczych. Według przekazów medialnych dlatego, że nie okazywał należnego szacunku Jarosławowi Kaczyńskiemu (m.in. nie odbierał telefonu od prezesa). W tej samej firmie pracę znalazł Igor Ostachowicz, główny PR-owiec Donalda Tuska. Gdy szef PO wyjechał do Brukseli, Ostachowicz został członkiem zarządu ds. komunikacji korporacyjnej Niewątpliwie trudno odmówić mu kompetencji w tym zakresie. Po kilkudniowej awanturze zrezygnował.
- Tym razem opinia publiczna zadziałała jednak jednoznacznie negatywnie, to dobrze, nareszcie opinia publiczna jest czuła na przypadki korupcji politycznej i nepotyzmu - oceniał ówczesny szef klubu PiS Mariusz Błaszczak. - Pewnie ci, którzy dziś Polską rządzą myśleli, że jakoś to w tym przypadku będzie, że nic się nie stanie. Tak jak było to po aferze hazardowej, stoczniowej, aferze Amber Gold, tak jak upiekło się PSL po aferze Elewarru - przekonywał polityk.
Beata Kempa, dziś szefowa Kancelarii Premiera, wówczas posłanka Solidarnej Polski, dodawała: - Nie ma przyzwolenia na to, żeby przechodzić do spółek skarbu państwa tylko dlatego, że ktoś kogoś zna.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Na myśl przychodzi też słynne TKM, czyli "Teraz K...a My". Pisze o nim Jarosław Kaczyński w swojej książce "Porozumienie przeciw monowładzy" o początkach Porozumienia Centrum. Jak relacjonuje prezes PiS, usłyszał je od ówczesnego szefa podkarpackich struktur PC Marka Kuchcińskiego. Opinia publiczna poznała je dzięki artykułowi Witolda Gadomskiego w "GW", który zacytował rozmowę z Kaczyńskim. W kampanii wyborczej w 2015 roku Kaczyński przekonywał, że do polityki nie idzie się dla pieniędzy, tylko służyć ludziom.