"Wie, że popełnił błąd". Łukaszenka aż drży przed ruchem Polski
Jeszcze niedawno media rozpisywały się o jego zniknięciu i chorobie. Teraz białoruski dyktator znów jest aktywny i ogłosił, że na początku wojny z Ukrainą Rosja była gotowa na pokój, a Władimir Putin chciał podpisać niekorzystną dla niego umowę. W co gra Alaksandr Łukaszenka? Zdaniem ekspertów dyktator drży przed ruchem Polski, która mogłaby całkowicie zamknąć granice.
20.05.2023 | aktual.: 20.05.2023 20:21
Wiele informacji podawanych przez rosyjskie i białoruskie media lub przedstawicieli władzy to element propagandy. Takie doniesienia są częścią wojny informacyjnej prowadzonej przez Federację Rosyjską i Białoruś.
Białoruski dyktator twierdzi, że próbował przekonywać Rosję i Ukrainę, żeby negocjowały traktat pokojowy, który rzekomo miał być niekorzystny dla Putina.
- Na Białorusi odbyły się trzy rundy, potem Zełenski albo ktoś inny chciał do Turcji. Dobra, jedźmy do Turcji. Na stole położono projekt traktatu. Gdyby Rosja to teraz przeczytała, to by zwariowała. Było to absolutnie nieopłacalne. Ale Rosja się zgodziła - powiedział Łukaszenka i dodał, że projekt został "wyrzucony do kosza", ale on "przekonywał, że należy wziąć nowy dokument, aby zatrzymać wojnę".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Łukaszenka może sobie teraz mówić różne rzeczy. Pamiętamy, jak wyglądały rozmowy pokojowe w Mińsku. Że to miała być kapitulacja Ukrainy - komentuje słowa dyktatora Leszek Szerepka, były ambasador RP na Białorusi.
I przypomina, że na rozmowy pokojowe w Mińsku ściągnięto Wiktora Janukowycza, który uciekł do Rosji po krwawo stłumionych protestach Ukraińców na kijowskim Majdanie w 2014 roku. Jak pisaliśmy w marcu 2022 roku, Putin miał plan, by ogłosić Janukowycza "nowym prezydentem Ukrainy" i zainstalować w tym kraju rząd kolaboracyjny.
Warto pamiętać, że prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski od początku stawia Rosji trzy warunki, które muszą być spełnione, żeby podpisać traktat pokojowy. Jest to m.in. przywrócenie integracji terytorialnej Ukrainy, ukaranie odpowiedzialnych za zbrodnie wojenne oraz konieczność reparacji wojennych. Putin nigdy nie chciał się na to zgodzić.
- Łukaszence tak jak Putinowi wydawało się, że Ukraina wytrzyma trzy dni. Teraz wie, że popełnił błąd i musi walczyć o siebie, stąd wygłasza takie teorie, że chciał pomóc w rozwiązaniu konfliktu - dodaje Szerepka.
Wpływ Chin jest kluczowy. "Tam leży odpowiedź"
Z kolei zdaniem wicedyrektora niezależnej białoruskiej telewizji Biełsat, wygłaszając takie teorie, Łukaszenka próbuje wybielić się w oczach europejskich liderów.
- Tutaj kluczem jest handel z UE i otwarcie przejść granicznych. Obywatele się burzą, bo kiedyś z Grodna do Białegostoku jechało się kilkadziesiąt minut. Teraz czynne jest tylko przejście w Brześciu. Łukaszenka boi się totalnego zamknięcia granic - twierdzi Aleksy Dzikawicki.
Ale najważniejszą rolę w tej kwestii odgrywają Chiny. - Łukaszenka jest uzależniony od Rosji, a na te dwa kraje bardzo duży wpływ mają Chiny. Około 80-85 proc. towarów z Chin drogą naziemną do UE wjeżdża przez Białoruś. Jeżeli Polska zamknęłaby całkowicie granice, to dla Chin byłaby katastrofa. Łukaszenka wie, że gdyby Putin dał mu rozkaz zaatakowania Ukrainy, to transport z Chin drogą lądową zostałby odcięty. Chińczycy potrafią wyperswadować to zarówno Łukaszence, jak i Putinowi. Ostateczne słowo należy do nich. Odpowiedź na jego zachowanie leży w Chinach - mówi.
Choroba Łukaszenki
Na jeszcze inny wątek zwraca uwagę szefowa Biełsatu Agnieszka Romaszewska-Guzy, która łączy najnowszą aktywność Łukaszenki z jego chorobą.
Jak opisywaliśmy, białoruski dyktator podczas wizyty w Moskwie 9 maja źle się poczuł i szybko wrócił do kraju. Według nieoficjalnych informacji trafił do szpitala, a opozycjoniści twierdzą, że doznał zapalenia mięśnia sercowego. Potem przez kilka dni nie było wiadomo, co się dzieje z Łukaszenką. Spekulacje uciął moment, w którym niespodziewanie powrócił do pracy.
- Jak zniknął, w narodzie zaczął panować niepokój, a KGB wiedziało, że coś się szykuje. Dlatego się pojawił, to miało uspokoić nastroje - twierdzi Romaszewska-Guzy. I dodaje, że "Łukaszenka chciał wszystkim udowodnić, że jest żywy". - Dyktatorzy nie mogą być słabi. A to, że wygaduje głupoty, to nic nowego. Pamiętamy przecież, jak pozował z mapami i mówił, skąd Ukraina miała napaść na Białoruś. On ma taki zwyczaj. Chce na siebie zwrócić uwagę - podsumowuje rozmówczyni WP.
Mateusz Dolak, dziennikarz Wirtualnej Polski
Czytaj też: