Awantura na granicy. Halina z Białorusi ograła dwóch ministrów
Polscy przewoźnicy blokujący od 9 maja przejście graniczne z Białorusią chcą wprowadzić własne zasady przepuszczania aut. Jak mówią, to protest przeciw nieudolności naszych służb, bo od lutego nie reagują na zarejestrowanie setek firm przewozowych z Białorusi i Rosji. Te zaś omijają sankcje i odbierają pracę Polakom.
10.05.2023 06:24
Kiedy w lutym szef MSWiA Mariusz Kamiński ogłosił, że zamyka ruch białoruskich ciężarówek na przejściu granicznym Kukuryki-Kozłowicze, zaczęła też działać Halina Bylinovich z Białorusi. Biznesmenka w wynajętym lokalu przy ul. Sidorskiej w Białej Podlaskiej zaczęła rejestrować firmy przewozowe. Patent wydawał się najprostszy z możliwych. Skoro zakaz dotyczy białoruskich firm, to trzeba zarejestrować firmę w Polsce. Udało się.
W ślady Haliny Bylinovich poszło jeszcze 63 innych białoruskich przewoźników (wynajęli pokoje w lokalnej bazie PKS). W ten sposób w Białej Podlaskiej mamy istne zagłębie zarejestrowanych firm przewozowych dysponujących według szacunków około 2 tys. samochodów ciężarowych.
Polscy przewoźnicy przecierali oczy ze zdumienia, kiedy Straż Graniczna oraz administracja skarbowa wydały komunikaty, z których wynika, że takim udającym Polaków przewoźnikom nikt nie będzie przeszkadzał. Już w lutym Straż Graniczna przekazywała, że "ograniczenia w zakresie odprawy pojazdów ciężarowych nie będą dotyczyły pojazdów zarejestrowanych w Rzeczypospolitej Polskiej oraz w państwach członkowskich Unii Europejskiej".
To dlatego 9 maja przewoźnicy postanowili zablokować przejście graniczne w Kukurykach i zaprowadzić tam własne rządy. - Sankcje miały uderzyć w firmy z Białorusi, a jednak to oni ograli naszych urzędników - słyszymy od protestujących.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Nie jestem w stanie konkurować z mafijną strukturą"
- Firmy białoruskie i rosyjskie zawłaszczają nasz rynek transportu. Proponują stawki przewozów w Polsce, przy których my musielibyśmy dopłacać, bo płacimy tu podatki, kupujemy droższe paliwo. W efekcie ludzie, którzy niekiedy prowadzą firmy od 40 lat, nie mają teraz pracy - tłumaczy w rozmowie z Wirtualną Polską Kamil Ambroziak, jeden z organizatorów blokady terminalu w Koroszczynie (woj. lubelskie). To tam odprawiane są ciężarówki jadące na przejście Kukuryki-Kozłowiczy.
Protestujący domagają się zakazu wjazdu do Polski naczep z rejestracjami białoruskimi i rosyjskimi, wstrzymania działalności białoruskich i rosyjskich firm pod polską przykrywką. - Planujemy, że blokada potrwa dwa tygodnie. Będziemy przepuszczać jedno auto na godzinę. Przepuścimy polskich kierowców, którzy jeszcze nie wyjechali z Białorusi. Jeśli to nie poskutkuje, zablokujemy kolejne przejście - dodaje Ambroziak.
Od jesieni 2022 roku białoruskim i rosyjskim autom ciężarowym nie wolno wjeżdżać na teren Unii Europejskiej. To wynik sankcji nałożonych przez UE za rozpoczęcie wojny w Ukrainie. Dodatkowo minister Mariusz Kamiński sugerował zaostrzenie sankcji dotyczących Białorusi, ograniczenie ruchu handlowego. Przyjęte rozwiązania okazały się nieskuteczne.
Jak ustalili przewoźnicy, takich "Halin z Białorusi" jest znacznie więcej. W Warszawie są dwa adresy, pod którymi zarejestrowało się po 80-90 przewoźników, w Siedlcach i Białymstoku również powstały dziesiątki białoruskich i rosyjskich firm.
"Ja, będąc właścicielem rodzinnej firmy transportowej, od lat chcąc płacić podatki w Polsce, nie jestem w stanie konkurować z tą mafijną strukturą. Te same osoby pojawiają się w wielu firmach, które podałem niżej. Na Białorusi przy pomocy opłaconych policjantów, organizują dodatkowo objeżdżanie moich aut w kolejce" - to cytat z pisma Jana Buczka ze Zrzeszenia Międzynarodowych Przedsiębiorców Drogowych.
Urzędnicy dostali wszystko na tacy
W lutym 2023 roku Buczek powiadomił o procederze m.in.: Straż Graniczną, Główną Inspekcję Transportu Drogowego, Inspekcję Pracy, ZUS. W związku z podejrzeniami, że Białorusini unikają wykazywania zysków i płacenia podatków, powiadomił dwa urzędy skarbowe. Zdaniem Buczka zarejestrowane u nas białoruskie firmy mogą rozliczać lewe faktury za rzekome naprawy wykonane w Białorusi.
W kwietniu na osobnym spotkaniu szczegóły procederu przewoźnicy przedstawili urzędnikom Ministerstwa Infrastruktury.
- Pokazaliśmy dane z "Ewidencji przedsiębiorców transportu drogowego" prowadzonej przez Główny Inspektorat Transportu Drogowego. Widać tam setki zarejestrowanych. Zjawisko ma oficjalne potwierdzenie w oficjalnych rejestrach. Na spotkaniu w ministerstwie poprosili o czas do 20 kwietnia. Mieli się zastanowić, co da się z tym zrobić. Wyszło na to, że nic - mówi WP inny przewoźnik, działający na wschodniej granicy.
- Ostatnio współpracownicy ministra Adamczyka zaczęli tłumaczyć, że to Unia Europejska źle opracowała sankcje. Zaostrzenie nieskutecznych przepisów ma być ujęte w 11. pakiecie sankcji UE. G... prawda, minister infrastruktury może rozporządzeniem ograniczyć liczbę wydawanych licencji na międzynarodowy transport drogowy. Już tak kiedyś było. Ja nie wiem, po co my utrzymujemy zgraję tak nieporadnych urzędników - piekli się rozmówca WP.
Ministerstwo milczy. Była majówka i Dzień Strażaka
Zapytaliśmy Ministerstwo Infrastruktury, jak zareaguje na zjawisko rejestrowania się w Polsce białoruskich i rosyjskich firm przewozowych. Poprosiliśmy także o komentarz w sprawie rozwiązania problemu blokad przejść granicznych. Od 4 maja trwa protest przewoźników przy polsko-ukraińskim przejścia granicznego w Dorohusku.
Do czasu publikacji nie otrzymaliśmy stanowiska Ministerstwa Infrastruktury. Na stronach internetowych resortu nie ma wzmianek o protestach polskich przewoźników. W ostatnich dniach minister infrastruktury Andrzej Adamczyk oraz zastępcy ogłaszali rządowe wsparcie dla dróg samorządowych na Podkarpaciu, otwierali obwodnicę w woj. opolskim, mówili o akcji "Bezpieczna majówka", świętowali Dzień Strażaka.
Za to o proteście polskich przewoźników poinformowała białoruska rządowa agencja Belta oraz Białoruski Państwowy Komitet Graniczny.
Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski