Gorąco na granicy z Białorusią, kierowcy alarmują. "Tu poleje się krew"

Około 300 polskich kierowców aut ciężarowych utknęło w kolejce, która utworzyła się po białoruskiej stronie na jedynym towarowym przejściu granicznym z tym krajem. Polacy twierdzą, że stali się zakładnikami wojny na wzajemne sankcje. Białoruskie służby miały wyciągnąć od przewoźników kolosalną kwotę w euro, obiecując w zamian "przejazdy bez kolejki".

Gorąco na granicy z Białorusią. Tym razem nie chodzi o migrantów, ale wzajemne sankcje w ruchu towarowym
Gorąco na granicy z Białorusią. Tym razem nie chodzi o migrantów, ale wzajemne sankcje w ruchu towarowym
Źródło zdjęć: © PAP | wp.pl
Tomasz Molga

12.04.2023 | aktual.: 12.04.2023 09:49

- Jeśli nasze służby nie zabiorą się do roboty, by wpuścić do Polski więcej samochodów, to ostrzegam... tutaj poleje się krew - denerwuje się pan Dariusz, kierowca i jednocześnie szef firmy transportowej z woj. podlaskiego. Jest zdesperowany i rzuca najcięższe przekleństwa, bo wracając z Białorusi, chciał zdążyć na święta wielkanocne. 6 kwietnia stanął w ciągnącej się przez 30 km kolejce TIR-ów. Minęły święta i w poniedziałkowe popołudnie nadal tam stał, choć już znacznie bliżej polskiej granicy.

Wirtualna Polska rozmawiała z trójką polskich kierowców, którzy utknęli po białoruskiej stronie przejścia Koroszczyn-Kukuryki (woj. lubelskie), jedynego otwartego dla ciężarówek. Według naszych rozmówców 11 kwietnia kolejka rozciągała się na 20 kilometrach. W tym korku ma stać około 300 polskich kierowców. Zgodnie z najnowszymi sankcjami nałożonymi przez Białoruś, muszą oni wrócić tym przejściem, którym wjechali. Nie mogą więc ominąć zatoru, przekraczając inny odcinek białoruskiej granicy i wyjeżdżając np. przez Litwę.

- Kolejka została z premedytacją stworzona przez Białorusinów, aby wywrzeć presję na osłabienie sankcji nałożonych ze strony Polski. Słyszymy również, że praca polskich służb co chwilę jest przerywana. Pewnie po to, aby dopiec Białorusinom, utrudnić przewóz towarów. Tylko że stojąc tutaj wiele dni, nie zarabiamy my, firmy z Polski. Jak tak dalej pójdzie, zbankrutujemy - mówi kolejny przedsiębiorca.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Michał Deruś, rzecznik prasowy Izby Administracji Skarbowej w Lublinie, przekazał Wirtualnej Polsce, że po białoruskiej stronie przejścia ma oczekiwać 600 aut ciężarowych. Zaznaczył, że są to informacje od strony białoruskiej, których polska strona nie może zweryfikować. 600 aut to zbyt mało, aby utworzyć 20-kilometrowy korek. W rzeczywistości TIR-ów może być ponad tysiąc.

- Odnotowujemy zwiększony ruch, którego powodem mogą być święta wielkanocne oraz ograniczenie kołowego ruchu towarowego do jednego przejścia granicznego - mówił WP Michał Deruś. Podał też dane o ruchu, które świadczą o tym, że zator ciężarówek jest rozładowywany. W tym roku katolicka Wielkanoc obchodzona była 9 kwietnia, a prawosławna odbędzie się 16 kwietnia - stąd wzmożony ruch.

"Pełną odpowiedzialność za tę sytuację ponosi strona białoruska. Polska wspiera polskich przewoźników, m.in. wprowadzając ograniczenie ruchu dla białoruskich pojazdów towarowych, a także pojazdów spoza UE, na polsko-białoruskich przejściach granicznych" - przekazało nam MSWiA.

Białoruski Państwowy Komitet Graniczny twierdzi z kolei, że to polskie służby spowalniają ruch.

Nowy kryzys na granicy z Białorusią
Nowy kryzys na granicy z Białorusią© WP | wp.pl

Białorusini obchodzą nasze sankcje

Zator po białoruskiej stronie tworzą także "przewoźnicy białoruscy udający Polaków". Skąd się tacy wzięli? Już wyjaśniamy. 21 lutego szef MSWiA Mariusz Kamiński ograniczył ruch białoruskich przewoźników na przejściu Koroszczyn-Kukuryki. To była riposta na wcześniejsze ograniczenia wobec polskich przewoźników wprowadzone przez Białoruś.

Według polskiego Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych (ZMPD) Białorusini zaczęli masowo rejestrować firmy w Polsce. W kilku mieszkaniach w Warszawie i w Białymstoku pod wspólnym adresem rejestrowano nawet po 80-90 firm z białoruskim kapitałem. Właściciele tych firm kupują lub wynajmują naczepy z polskimi tablicami rejestracyjnymi i to pozwala im omijać ograniczenia nałożone przez ministra Kamińskiego.

W rozmowie z WP rzecznik prasowy Izby Administracji Skarbowej w Lublinie przyznał, iż nie ma przeciwwskazań dla funkcjonowania tak zarejestrowanej działalności. Identyczne wyjaśnienie zamieściła w lutym Straż Graniczna. "Ograniczenia w zakresie odprawy pojazdów ciężarowych nie będą dotyczyły pojazdów zarejestrowanych w Rzeczypospolitej Polskiej oraz w państwach członkowskich Unii Europejskiej" - czytamy.

Naciągnęli Polaków? Afera z przepustkami "bez kolejki"

Polscy przewoźnicy skarżą się, że zanim doszło do granicznej wojny na sankcje, białoruskie służby w bezceremonialny sposób wydrenowały portfele naszych firm. Jeszcze niedawno w Mińsku kierowcom oferowano zakup przepustek na "przejazd bez kolejki" z Białorusi do Polski.

- Zezwolenie od służb granicznych kosztowało 1900 euro od auta na cały rok. Szacujemy, że przepustki kupiło około 1500 firm. Też to kupiłem, ponieważ z Białorusi wraca się zazwyczaj na pusto - nie opłaca się i nie ma sensu czekać. Problem w tym, że pieniądze wzięli, a ruch z pominięciem kolejki nie działa. Lekko licząc, ktoś tu zarobił 3 mln euro - żali się polski kierowca.

Burza wokół przejść towarowych z Białorusią trwa od dwóch miesięcy. 10 lutego MSWiA zamknęło przejście w Bobrownikach (woj. podlaskie). Mariusz Kamiński przekazał, że podjął tę decyzję "z uwagi na ważny interes bezpieczeństwa państwa". Stało się to po tym, jak białoruski sąd wydał wyrok ośmiu lat więzienia o zaostrzonym rygorze dla działacza mniejszości polskiej Andrzeja Poczobuta.

Michał Kacewicz, dziennikarz opozycyjnej białoruskiej telewizji Biełsat, uważa, że "zamknięcie przejścia, wydłużenie kolejek i perspektywa przymknięcia granicy są uderzeniem w interesy bezpośredniego otoczenia władzy Łukaszenki".

- Problem w tym, że takie sankcje utrudniają życie również Polakom, oznaczają dramat firm przewozowych, osób zajmujących się przygranicznym handlem. Oni będą pytać: "dlaczego karzecie nas za Łukaszenkę?". Tutaj MSWiA zaniedbało kwestie polityki informacyjnej, bo trzeba rzeczowo tłumaczyć podejmowane działania. Jednocześnie biznesy narażone na straty powinny być objęte działaniami osłonowymi rządu - komentuje Kacewicz w rozmowie z WP.

Czytaj też:

Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie