Łukasz Mejza oszukał też PiS? "Wściekły Kaczyński", ale nie na tyle, by zdecydować o dymisji
- Łukasz Mejza miał ogłosić, że idzie na urlop, już podczas środowego wystąpienia – donoszą w nieoficjalnej rozmowie z Wirtualną Polską posłowie Prawa i Sprawiedliwości. Politycy twierdzą, że "takie były uzgodnienia z Partią Republikańską", dlatego Jarosław Kaczyński poczuł się oszukany. Według naszych rozmówców wyjaśnienia wiceministra sportu zaskoczyły Nowogrodzką i przy okazji pogrążyły Adama Bielana. Mimo narastającej w partii frustracji - ani Jarosław Kaczyński, ani Mateusz Morawiecki wciąż nie decydują się na dymisję Mejzy.
Jarosław Kaczyński nie oglądał na żywo środowego oświadczenia Łukasza Mejzy, podczas którego wiceminister sportu stwierdził, że czuje się ofiarą największego politycznego ataku od 1989 r. Według naszych rozmówców prezes PiS był przekonany, że podczas wystąpienia Mejza zrobi krok w tył i ogłosi urlop do czasu wyjaśnienia sprawy. – Takie były uzgodnienia z Partią Republikańską Adama Bielana – mówi nasze źródło.
Już po pierwszych słowach wystąpienia jasne jednak było, że umowa nie została dotrzymana. Łukasz Mejza w towarzystwie Tomasza Guzowskiego, którego określał mianem przyjaciela, stawiał się w roli ofiary. – Mamy do czynienia z atakiem na Zjednoczoną Prawicę i atakiem na większość rządową. Atakiem bezpardonowym i bez precedensu. Atakiem, w którym przekroczono wszystkie możliwe granice, aby obalić rząd. Atakiem, w którym manipulując faktami, do walki politycznej wykorzystuje się chore, niewinne osoby i ich rodziny. Atak ten jest wymierzony we mnie, ale jego celem jest obalenie większości rządowej – mówił w środę Mejza.
Wiceminister nie odpowiedział też na żadne pytania. Po oświadczeniu szybko chciał opuścić salę, uciekając przed dziennikarzem Wirtualnej Polski Szymonem Jadczakiem, który ujawnił nieznane dotąd fakty z życia Mejzy. W związku z powszechnym w partii rządzącej oburzeniem, do prezesa PiS szybko dotarła informacja, że wystąpienie Mejzy nie odbyło się zgodnie z planem, bo zamiast ogłoszenia urlopu, polityk zdecydował się na ostateczną próbę obrony przed władzami partii. Nieskutecznie. Jak twierdzą nasi rozmówcy, oświadczenie pogrążyło nie tylko wiceministra sportu, ale także Adama Bielana.
"Kaczyński wściekły na Bielana"
Jak słyszymy, "Jarosław Kaczyński poczuł się oszukany" przez małego koalicjanta. Według naszych źródeł prezes PiS był wściekły na Adama Bielana, który szefuje Partii Republikańskiej. – Kaczyński zażądał rozmowy z Bielanem i, krzycząc, zażądał, by decyzja o urlopie Mejzy została ogłoszona jak najszybciej – dodaje nasz rozmówca.
Wyrazicielem tej woli był Ryszard Terlecki, który w czwartek w rozmowie z dziennikarzami stwierdził "oczekujemy, aż zawiesi swoją czynność czy swój udział w pracach ministerstwa do czasu wyjaśnienia sprawy". Publiczna wypowiedź miała postawić pod ścianą szefa republikanów Adama Bielana, ministra sportu Kamila Bortniczuka i samego Łukasza Mejzę. W piątek rano wiceminister wydał oświadczenie, w którym poinformował o urlopie.
"W związku z bezpardonowym atakiem medialnym na mnie na tle politycznym, na środowym briefingu zapowiedziałem złożenie kilkudziesięciu pozwów/wniosków sądowych, co zrealizowałem i nadal realizuję. Chcąc w najbliższych tygodniach w pełni poświecić się walce o swoje dobre imię, prawdę i sprawiedliwość, zawieszam swój udział w pracach MSiT. Zawnioskowałem o udzielenie mi od dzisiaj urlopu bezpłatnego w MSiT, na który otrzymałem zgodę. Wystąpiłem również do marszałek Sejmu o urlop od wykonywania obowiązków poselskich. Wbrew pojawiającym się insynuacjom zapewniam, że wspieram i nadal będę wspierać obóz Zjednoczonej Prawicy" - przekazał.
Pobłażliwość Kaczyńskiego i Morawieckiego
Nasi rozmówcy nie potrafią jednak odpowiedzieć na pytanie, dlaczego mimo wściekłości na Adama Bielana i pogrążających tłumaczeń Mejzy, ani prezes PiS, ani premier nie decydują się na dymisję wiceministra. Zamiast tego stosowana jest nieznana dotąd metoda karnego bezpłatnego urlopu. Tym bardziej że kontrola poselska przedstawicieli Lewicy wykazała, że od czasu przyjścia do resortu Łukasz Mejza się nie przepracowywał. - W ciągu dwóch miesięcy nie wyprodukował ani nie podpisał żadnego dokumentu jako sekretarz stanu w Ministerstwie Sportu i Turystyki, nie ma też własnego sekretariatu - mówili w środę Anita Kucharska-Dziedzic i Maciej Kopiec.
Odejścia Mejzy z rządu domaga się coraz większa grupa posłów PiS, w tym m.in. Bolesław Piecha, który jest lekarzem. Polityk w programie Newsroom Wirtualnej Polski stwierdził, że środowe oświadczenie Mejzy to "nadużycie" i nie sądzi, by kogokolwiek w klubie PiS przekonało. - Jestem absolutnym przeciwnikiem nakłaniania do eksperymentalnych terapii. Jestem lekarzem, od takiej działalności trzymałbym się z daleka. Taki handel obietnicami jest bardzo nieetyczny – dodał.
Przypomnijmy, dziennikarze Wirtualnej Polski ujawnili, że firma obecnego wiceministra sportu za dziesiątki tysięcy dolarów oferowała leczenie osób nieuleczalnie chorych niesprawdzonymi i wątpliwymi metodami. Przedstawiciele tego biznesu w oficjalnych firmowych folderach obiecywali leczenie w Ameryce Północnej, a w Polsce wsparcie medyczne po zabiegu. Chorymi miała zajmować się spółka Vinci NeoClinic. Według KRS wiceminister sportu nadal jest jej prezesem, choć firma zmieniła nazwę i adres.