Wybuch w Siecieborzycach. Pani Urszula zabrała głos

Pani Urszula, poszkodowana w grudniowym wybuchu paczki w lubuskich Siecieborzycach, po raz pierwszy zabrała głos i opowiedziała o swoim koszmarze. – Pamiętam, jak leżałam na tej podłodze. Nic nie widziałam. Nic nie czułam. I tylko w głowie właśnie miałam, że to już jest mój koniec - powiedziała dziennikarzom "Uwagi" TVN. W eksplozji ranna została także dwoje jej dzieci.

Do wybuchu paczki w Siecieborzycach doszło w grudniu.
Do wybuchu paczki w Siecieborzycach doszło w grudniu.
Źródło zdjęć: © East News
oprac. DAS

25.01.2023 | aktual.: 25.01.2023 13:20

Do wypadku doszło 19 grudnia rano we wsi Siecieborzyce, w powiecie żagańskim. Przed domem, w którym 31-latka mieszka z dwójką dzieci i swoimi rodzicami, ktoś zostawił pakunek, co nie zaniepokoiło kobiety, bo jak wskazywała, wcześniej zdarzały się podobne sytuacje. Do silnej eksplozji doszło w momencie, kiedy otwierała paczkę w kuchni.

Dramatyczna reakcja

– Ola ubierała buty, ja już byłam ubrana, miałyśmy wychodzić. I ja zobaczyłam paczkę na progu. Wzięłam tę paczkę, rozpakowałam i ukazała mi się kasetka. To mnie nie tyle zaniepokoiło, co zdziwiło. Przekręciłam kluczyk, nie chciała się otworzyć. To niewiele myśląc, wzięłam nóż i podważyłam... Najpierw był huk, a potem jakby eksplozja. To ja tylko Olę zasłoniła jakby swoim ciałem. I tyle - powiedziała "Uwadze" poszkodowana.

Kobieta podkreślała, że po wybuchu nic nie widziała, bo straciła wzrok. Jak opowiadała reporterom jej matka, 31-latka miała dramatycznie wówczas krzyczeć: Mamo, dobij mnie.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

31-latka była operowana przez osiem godzin. Na skutek wybuchu straciła prawą dłoń. Ponadto doznała wówczas wielu innych obrażeń. Poważnie ranne zostały też jej dzieci.

– Czuję żal, bo nie zrobiłam nikomu nic złego, nie zasłużyłam sobie na to. Ciężko opisać mi, co czuję. Jestem zła za ręce. Odebrano mi coś, co na dzisiaj jest mi najbardziej potrzebne - powiedziała dziennikarzom TVN pani Urszula.

Zarzuty wobec byłego partnera

Śledczy przyznali, że od początku - jako jedną z hipotez - brali pod uwagę, że sprawca pochodzi "z najbliższego kręgu" rodziny. Po przeszukaniu domu byłego partnera poszkodowanej i zabezpieczeniu śladów, prokuratura już pod koniec roku zdecydowała się na postawienie mu zarzutów. Ostatecznie do jego zatrzymania doszło 16 stycznia w okolicach Zgorzelca, kiedy wracał z Niemiec.

Myślałam, że będzie próbował się zemścić, bo wielokrotnie groził. Ale nie sądziłam, że to będzie najokrutniejszy sposób. Wcześniej groził, że mnie zniszczy. W SMS-ach pisał, że jeszcze nie wiem, co mnie czeka – przyznała rozmówczyni TVN.

Znęcał się nad bliskimi

Szybko się okazało, że mężczyzna znęcał się nad panią Urszulą i dziećmi na długo przed atakiem. Sprawa jednak przeleżała rok w sądzie. Paczka wybuchła na kilka tygodni przed planowaną rozprawą.

– Mówił, że nie doszłabym nigdy w życiu do tego, co mam u niego. Że pracując w moim zawodzie (z autystycznymi dziećmi - przyp. red.), zarabiam marne grosze. W pewnym momencie z tego powodu ucierpiała też moja Ola, bo zaczął ją wyzywać. Dawał jej po kryjomu klapsy - mówiła "Uwadze" o swoim dramacie poszkodowana kobieta.

Mężczyzna usłyszał zarzuty usiłowania zabójstwa wielu osób oraz spowodowanie obrażeń w stosunku do pokrzywdzonej i jej dzieci. Nie przyznał się do winy.

Źródło: "Uwaga" TVN

Zobacz także
Komentarze (109)