Niespodziewana decyzja Dudy. Źródła z Pałacu zdradzają kulisy

Decyzja prezydenta o wszczęciu procedury ułaskawieniowej ws. Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika zapadła nie tylko z powodu prośby żon polityków PiS - nieoficjalnie ustaliła Wirtualna Polska. Do samego końca niektórzy z prezydenckich ministrów mieli doradzać głowie państwa, by nie ustępował i podtrzymywał swoje wcześniejsze stanowisko.

Andrzej Duda rozpoczął procedurę ułaskawieniową na prośbę Barbary Kamińskiej i Romy Wąsik
Andrzej Duda rozpoczął procedurę ułaskawieniową na prośbę Barbary Kamińskiej i Romy Wąsik
Źródło zdjęć: © PAP | Radek Pietruszka
Sylwester Ruszkiewicz

13.01.2024 | aktual.: 13.01.2024 13:00

- Dopóki Kamiński i Wąsik byli na wolności w Pałacu można było prężyć muskuły. Przez długi czas nikt w otoczeniu prezydenta nie zakładał, że obu polityków wsadzą za kraty. Nie dopuszczano takiej myśli. Po czym we wtorek mamy spektakularną akcję policji w Pałacu. To też, w sposób emocjonalny, wpłynęło na prezydenta. Co innego, gdyby zostali "zawinięci" w domu czy na ulicy. Obaj byli gośćmi prezydenta i kiedy gospodarza nie było w Pałacu, policja zatrzymuje jego gości - mówi nam anonimowo osoba z otoczenia Pałacu Prezydenckiego.

Przypomnijmy: Andrzej Duda spotkał się w czwartek z żonami polityków PiS Romą Wąsik oraz Barbarą Kamińską i wygłosił oświadczenie, w którym zapowiedział, że rozpoczyna procedurę ułaskawieniową.

- Panie przyszły po to, żebym doprowadził do uwolnienia panów posłów, w miarę możliwości jak najszybciej. Wnioskuję do prokuratora generalnego, aby zawiesił wykonywanie kary, aby zwolnił na czas postępowania ułaskawieniowego Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika - powiedział Andrzej Duda.

Powtórzył, że według niego akt łaski, który wydał w 2015 roku jako prezydent, został wydany zgodnie z konstytucją, całkowicie zgodnie z obowiązującymi standardami i że jest skuteczny.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Jeszcze w środę w specjalnym oświadczeniu prezydent Duda nie wspomniał ani słowem o wszczęciu procedury ułaskawieniowej. Deklarował, że "nie spocznie, dopóki minister Kamiński i jego współpracownicy nie będą wolnymi ludźmi".

- Będę działał w sposób legalny, zgodny z konstytucją i polskim prawem jak do tej pory z tymi możliwościami, jakie daje urząd prezydenta - mówił. Choć wcześniej w ogóle nie dopuszczał możliwości ponownego ułaskawienia.

Co przyspieszyło zmianę decyzji prezydenta?

- Znaleziono pośrednie wyjście z sytuacji, uzasadniając wszczęcie procedury ułaskawieniowej prośbą obu żon polityków PiS - mówi nasz informator z otoczenia Pałacu Prezydenckiego.

Jak ujawnia, już na przełomie roku prezydent był bliższy decyzji o ponownym ułaskawieniu.

- Ale zawsze osobą, która ciosała mu kołki na głowie, była minister Małgorzata Paprocka (sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta RP, odpowiedzialna za sprawy prawno-ustrojowe - przyp. red.). Powtarzała, żeby tego nie robić, bo to podważy autorytet głowy państwa. Jako szefowa biura prawnego w Kancelarii Prezydenta wypowiadała się niejako w "swojej sprawie" i broniła twardego stanowiska do samego końca - mówi nasz informator.

Jak słyszymy, choć w tym czasie pojawiały się głosy z PiS, że nawet prezes Jarosław Kaczyński nie miałby nic przeciwko ponownemu ułaskawieniu, to Paprocka w tej sprawie była bardzo uparta.

W podobnym tonie wypowiada się nasz drugi rozmówca z Kancelarii Prezydenta.

- Prezydent decyzję o postępowaniu ułaskawieniowym podjął pod wpływem próśb żon Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika, ale też żeby przeciąć eskalację emocji w tej sprawie. A te urosły ostatnio do niebotycznych rozmiarów. Prezydent już dzień wcześniej podkreślał, żeby zachować w tej sprawie spokój. Swoją decyzją chciał ten spokój zaprowadzić - mówi nasze źródło z Kancelarii Prezydenta.

Jak jednak podkreśla, do trwania przy swoim zdaniu namawiała prezydenta cały czas minister Paprocka.

- Wydawałoby się, że ze względu na to, że podczas prezydentury Bronisława Komorowskiego była wicedyrektorem Biura Prawnego w Kancelarii Prezydenta, mogłaby namawiać prezydenta do zmiany stanowiska. Ale to jej Biuro odpowiada za przygotowanie aktu łaski w 2015 roku, więc broniła niejako swojego stanowiska - uważa nasz informator.

"Prezydenta zabolało zachowanie SOP"

Nieoficjalnie, zwolennikiem twardego stanowiska i podtrzymywania wcześniejszej decyzji prezydenta był też szef gabinetu Marcin Mastalerek. - Zarówno w sprawie TVP, jak i powtórnego ułaskawienia stał na stanowisku, żeby nie odpuszczać nowej władzy - mówi nasz informator.

Z kolei do zmiany stanowiska prezydenta miała namawiać szefowa jego kancelarii - Grażyna Ignaczak-Bandych, która zna Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika od lat 90. i z późniejszej, wspólnej działalności w warszawskim PiS.

- Prezydenta zabolało też, jak podczas zatrzymania w Pałacu Kamińskiego i Wąsika zachowali się funkcjonariusze SOP. Ułożyli się z nową władzą kosztem wieloletniego zaufania ze strony głowy państwa. Nawet te służby prezydenta "wystawiły". Nie miał więc wpływu, by SOP zablokował zatrzymanie policyjnej akcji - mówi nam osoba z otoczenia Pałacu Prezydenckiego.

Chodzi głównie o wiceszefa SOP ppłk Bartosza Hebdę (przez siedem lat był szefem osobistej ochrony prezydenta Polski), który we wtorek wraz z drugim wiceszefem SOP płk. Krzysztofem Królem pojawili się pod nieobecność głowy państwa i wspomogli policyjną akcję.

Według naszego rozmówcy jedynym realnym narzędziem w sprawie Kamińskiego i Wąsika zostało prezydentowi ponowne ułaskawienie.

- W naszym systemie ustrojowym wszystkie środki siłowe ma po swojej stronie władza. Ma policję, SOP, czy nadzór nad więziennictwem. Prezydent może wyjść na konferencję, tupnąć nogą, czy zagrozić wetem. Ale nie jest w stanie na dłuższą metę tej batalii wygrać - uważa nasze źródło.

Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualna Polska 

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (2354)