RegionalneKrakówZrozpaczona szukała pomocy, bo bała się o dziecko

Zrozpaczona szukała pomocy, bo bała się o dziecko

37-letnia kobieta, która w wielkanocny poniedziałek porzuciła swojego syna obok kościoła przy ul. Rakowickiej w Krakowie, chce się nim nadal opiekować. Podczas przesłuchań powiedziała, że zostawiła dziecko, bo bała się jego powrotu na Ukrainę. Kobieta została zatrzymana przez policję w poniedziałek wieczorem w okolicach dworca PKP.

23.04.2009 | aktual.: 23.04.2009 08:46

We wtorek została przesłuchana przez policję. Na podstawie tych zeznań prokuratura ustaliła, że nie będzie stosować wobec niej żadnych środków zapobiegawczych. Podejrzana ma odpowiadać z wolnej stopy. Przypomnijmy, że postawiono jej zarzut porzucenia dziecka. Grozi jej za to do trzech lat więzienia.

W poniedziałek ok. godziny 19.30 policjanci zauważyli niedaleko krakowskiego dworca kobietę, która odpowiadała rysopisowi podanemu przez świadków. Ustalono, że jest to osoba, która porzuciła dziecko w poniedziałek wielkanocny w pobliżu kościoła.

Przy matce znaleziono paszport chłopca. Urodził się w październiku 2007 roku w Krzemieńcu na Ukrainie. Matce, którą okazała się 37-letnia mieszkanka Małopolski, postawiono zarzut porzucenia dziecka, za co grozi kara do 3 lat pozbawienia wolności.

Wózek z dzieckiem, stojący przed kościołem przy ul. Rakowickiej w Krakowie, zauważyli przechodnie w poniedziałek. W wózku znaleziono list, w którym prawdopodobnie matka dziecka pisała, że nie ma środków na wychowywanie go i prosi o zaopiekowanie się nim.

Z zeznań kobiety jednak wynika, że biologiczny ojciec dziecka jest Polakiem. Skąd więc całe zamieszanie z obywatelstwem? - Kobieta powiedziała, że jej kłopoty zaczęły się od urodzin Wiktora za granicą. Podróżowała tam z ojcem dziecka, Polakiem - tłumaczy rzecznik Prokuratury Okręgowej w Krakowie Bogusława Marcinkowska.

- We trójkę chcieli wrócić do kraju. Powiedziano jej jednak, że to trudne, bo dziecko nie ma dokumentów. Dlatego poprosiła obywatela Ukrainy, by uznał Wiktora za swoje dziecko. Gdy tak się stało, para Polaków z maluchem bez trudu przekroczyła granicę - opowiada Marcinkowska. Według kobiety, sytuacja w Polsce okazała się gorsza niż za granicą. Nie mogła bowiem załatwić synkowi niezbędnych dokumentów. - Zeznała, że jeździła do Krakowa i Warszawy szukać pomocy w fundacjach, ale zewsząd odsyłano ją z kwitkiem - mówi Marcinkowska. - Gdy pewnego dnia zrozpaczona siedziała na ławce w parku, podeszło do niej starsze małżeństwo i zaproponowało pomoc. Przez jakiś czas mieszkała u nich z dzieckiem - relacjonuje rzecznik.

Jak tłumaczy Marcinkowska, problemem dla matki było nie tyle utrzymanie dziecka, ale strach, że będzie musiała je oddać na Ukrainę. Dlatego też nie zostawiła chłopca oficjalnej instytucji, która mogłaby Wiktora przekazać za granicę. Przypomnijmy, że wózek z maluchem stał obok kościoła. W środku był list, w którym kobieta prosiła, by zająć się jej synkiem. Jak dowiedzieliśmy się ze źródeł policyjnych, 37-latka wróciła z USA, gdzie mieszkała z mężem i trzema córkami. Nie wiadomo, dlaczego wróciła. - W Polsce prowadziła nieuregulowany tryb życia. Była widywana m.in. na lotniskach i dworcach w Krakowie i Warszawie. Zbierała tam pieniądze - mówi Katarzyna Cisło z biura prasowego policji. Obecnie porzucone dziecko jest w ośrodku opiekuńczym w Krakowie. Jego ojciec nie kwapi się do zajmowania się chłopcem. O jego losie zdecyduje sąd rodzinny.

Marta Paluch, Współpr. Marian Satała

Źródło artykułu:WP Wiadomości
matkaukrainadziecko
Zobacz także
Komentarze (26)