Koziński: "W Europie liczą się z Morawieckim. Od premiera zależy, jak długo ten stan potrwa" (Opinia)
PiS ma szansę odegrać ważną rolę przy rozdziale najważniejszych stanowisk w UE – ale może też przejść całkowicie obok tego procesu. W zależności od tego, jak rząd to rozegra, albo uzyskamy mocne miejsce w nowej Komisji Europejskiej, albo zostaniemy z (niemal) pustymi rękami.
W polityce jak na froncie – wygrywa ten, który umie cierpliwiej czekać na właściwy moment. Gdy wyrwiesz się za szybko, spalisz swoją pozycję. Gdy czekasz za długo, inni odjadą bez oglądania się do tyłu.
Sztuką jest więc czekać tak, by wszyscy widzieli, że jesteś zainteresowany wejściem do rozgrywki i oglądali się na ciebie. Wizyta w Warszawie Manfreda Webera, przewodniczącego grupy poselskiej Europejskiej Partii Ludowej, i jego rozmowa z Mateuszem Morawieckim pokazuje, że szef polskiego rządu zna tę podstawową regułę.
Ale to dopiero pierwszy krok we właściwą stronę. W kolejnych miesiącach rozstrzygnie się, czy PiS skutecznie wykorzysta swą silną pozycję, którą ma po eurowyborach - czy pozostanie mu czekać na kolejną szansę po następnej elekcji.
PiS jak Janusz?
Gdy się rozmawia z europosłami PiS-u, niemal dosłownie czuć, jak prężą muskuły. Mają powody – 26 mandatów w PE (dojdzie jeszcze 27., gdy zakończy się brexit)
czyni z nich czwartą największą partię w Parlamencie Europejskim.
W tej kadencji mają niemal dwa razy więcej mandatów niż PO – a to przecież partia Donalda Tuska była zawsze postrzegana jako ta "europejska". Teraz to się zmienia. PiS poczuł, że urósł w siłę.
Ale też ta siła podszyta jest dużą dozą niepewności. Bo owszem, siłą – licząc ją liczbą mandatów – mogą imponować. Ale sama siła w polityce się liczy. Liczy się, w jaki sposób zostanie ona użyta.
Wcale niewykluczone, że PiS podzieli los Janusza II, ostatniego księcia mazowieckiego. Żyjący w XV w. Janusz również słynął z siły. Lubił osoby na swoim dworze zabawiać sztuczkami z wyrzucaniem w powietrze kół od wozu - leciały rzeczywiście wysoko. Ale książę na zamku w Płocku nie był silny tylko fizycznie – również politycznie. Przejął kontrolę nad niemal całym Mazowszem, wówczas samodzielnym księstwem. Następnie spróbował odebrać Jagiellonom władzę w całej Polsce.
Przeliczył się, okazał się jednak za słaby na Jagiellonów, zajmujących miejsca na tronach w Krakowie i Wilnie. A gdy zmarł bezpotomnie, Mazowsze zostało ostatecznie inkorporowane w 1526 r. do Polski. Resztki jego suwerenności zostały całkowicie zlikwidowane. Cała siła Janusza tego procesu nie zdołała zatrzymać.
Z PiS-em w tej kadencji Parlamentu Europejskiego może być podobnie. Też dysponuje siłą pozwalającą wyrzucać polityczne koła od wozu wysoko w powietrze - ale może się okazać to tylko sztuką dla sztuki.
Bo w polityce liczy się sztuka spinania. Gdy jej zabraknie, można potem pomstować, że "siła złego na jednego", Natomiast faktem jest, że w demokracji działa stara zasada: nie wystarczy mieć rację – trzeba mieć rację i o jeden głos więcej.
Wiceprzewodniczący Komisji z Polski?
Wiadomo, że Jarosław Kaczyński nigdy specjalnie nie przejmował się Europą. Uważał, że Bruksela jest zbyt daleko, żeby móc w jakikolwiek sposób wpłynąć na bieg spraw w Polsce.
Wiadomo też, że prezes PiS zmienił swoje zdanie o UE, gdy zauważył, jak bardzo potrafi ona zatruć mu życie w polityce krajowej kolejnych artykułami 7, postępowaniami TSUE, czy połajankami Fransa Timmermansa. To dlatego tak bardzo mu zależało na wysłaniu silnej ekipy do Parlamentu Europejskiego – żeby takie sytuacje nie powtarzały się w przyszłości.
Pierwsza część zadania została zrealizowana – delegacja PiS jest silna. Teraz druga – znaleźć partnerów, którzy mogą właściwie tę siłę wykorzystać.
To zadanie jest trudniejsze, bo o tych partnerów trudniej. Prawie na pewno nie da się spiąć koalicji z partii spoza głównego nurtu – bo tam mnóstwo tlenu wysysa partia Marine Le Pen, z którą PiS nie chce mieć nic wspólnego.
Niemal niemożliwe jest także dogadanie się z głównym nurtem – bo w nim z kolei znajdują się europosłowie Koalicji Europejskiej, którzy są gotowi zrobić Reytana, byle tylko do porozumienia z PiS-em nie doszło. Wszystko wskazuje na to, że ich zdolności do blokowania są wystarczająco skuteczne.
PiS-owi pozostaje czekać. Z partii słychać sygnały, że jest skłonna oddać swoje poparcie tej europejskiej frakcji (nawet bez wiązania się formalnego z nią), która sprawi, że polski przedstawiciel w Komisji Europejskiej obejmie stanowisko wiceprzewodniczącego.
Jest też drugi warunek: zgodność, choć częściowa, poglądów – chodzi o to, by nowe władze UE chciały wzmacniać wolny rynek i żeby nie urządzały krucjat światopoglądowych ani nagonek na kraje członkowskie.
Ostateczne decyzje zapadną późną jesienią, po polskich wyborach do Sejmu, które też mogą PiS-owi (w razie wysokiej wygranej) ułatwić rozmowy w Brukseli. Ale prowadzący te rozmowy muszą pamiętać o jednym – że nie sama siła się liczy, tylko spryt i sposób, w jaki jej użyją.