Koziński: Czas ostatecznie uporządkować kwestie wymiaru sprawiedliwości [OPINIA]
Ciężko będzie PiS-owi wyjść bez ran z konfliktu z Trybunałem Sprawiedliwości UE. Ale obóz władzy może spróbować scenariusza szybkiej ucieczki do przodu. W ten sposób przynajmniej ograniczy rozmiary strat.
25.07.2021 10:28
Stare powiedzenie mówi, że jeśli polityk nie wie, jak rozwiązać jakiś problem, to powołuje w tym celu komisję – ewentualnie organizuje referendum. Trudno powiedzieć, które rozwiązanie gorsze. Komisje generują koszty, rzadko kiedy sensowne rozwiązania. Referenda również generują koszty i rzadko kiedy pozytywne wyniki. Przekonał się o tym prezydent Komorowski, bezskutecznie ratujący swoją reelekcję organizacją głosowania w sprawie okręgów jednomandatowych. Przekonał się o tym premier Cameron, który z politycznego impasu chciał wyjść, pytając Brytyjczyków o to, czy pozostać w UE – i w ten sposób wyprowadził ich z Unii.
Zakładnicy politycznych emocji
Teraz przed problemem bardzo trudnym do rozwiązania stoi PiS. Problem nazywa się: wyrok TSUE w sprawie Izby Dyscyplinarnej. Z jednej strony konsekwencje jego niewykonania da się łatwo przeliczyć na miliony euro kar, które w konsekwencji Polska będzie musiała zapłacić.
Z drugiej strony obóz władzy stał się zakładnikiem politycznych emocji, które – w dużej mierze – sam wygenerował, wpadając w retorykę o suwerenności i honorze, który nie pozwala oddać nawet guzika. Tym guzikiem miała być właśnie Izba, którą europejski trybunał każe zamknąć. Trybunał Konstytucyjny natychmiast odpowiedział, że to niezgodne z naszą ustawą zasadniczą, a PiS całą swoją retorykę utrzymał w tym właśnie duchu, podkreślając, że z niczego się wycofywać nie zamierza.
Podobnie zresztą jak TSUE, które stanowczo twierdzi, że jego decyzje są nadrzędne wobec prawa krajowego. Wtóruje mu Komisja Europejska gotowa wnioskować o kary finansowe. Pat.
Jak z niego wyjść? Stworzenie żadnej komisji nie pomoże. PiS mógłby zorganizować referendum, by w ten sposób dowieść Brukseli, że posiada mandat do wprowadzania reform wymiaru sprawiedliwości bez oglądania się na nikogo. Tylko że to nie przypadek Węgier, gdzie Viktor Orban wymyślił głosowanie w sprawie przepisów dotyczących LGBT. Tam jest to rozgrywka w dużej mierze wewnątrzkrajowa, Orban chce pokazać, że jest sam na węgierskiej prawicy.
W Polsce takie głosowanie miałoby jedynie wymiar mobilizacyjny dla elektoratów – ale nie dałoby żadnego efektu merytorycznego. Co najwyżej stałoby się krokiem w kierunku polexitu. Na dłuższą metę żadnego problemu PiS w ten sposób nie rozwiąże.
Właśnie w tym miejscu najbardziej widać, jak bardzo utknął PiS. Z jednej strony nie może pozwolić sobie na to, by przykleiła się do niego łatka partii chcącej wyprowadzić Polskę z UE – bo w polskich realiach byłoby to równoznaczne z oddaniem władzy. Z drugiej nie może zawieść swojego elektoratu, który oczekuje twardego realizowania kursu obrony autonomii polskiego wymiaru sprawiedliwości.
Spór merytoryczny i polityczny
Zwłaszcza ten drugi punkt ma wymiar bardzo praktyczny. Zwolennikami twardej obrony nadrzędności polskiej konstytucji nad prawem UE są Konfederacja oraz Solidarna Polska. Gdyby PiS zaczął w tej sprawie niuansować, to pierwsza zaczęłaby przejmować niezadowolonych wyborców, a druga doprowadziłaby do kolejnego kryzysu w łonie Zjednoczonej Prawicy. Także pod tym względem decyzja TSUE stawia obóz władzy w trudnym położeniu.
Na razie widać, że PiS wybiera wariant gry na przeczekanie. Pojawiają się pierwsze sugestie, że jednak Izba Dyscyplinarna nie jest najważniejsza, że można rozważyć jej zawieszenie czy zmianę zapisów ustawowych o jej funkcjonowaniu. Tylko czy to wystarczy? Prawie na pewno nie. Jeśli do 16 sierpnia izba nie zostanie zawieszona, Komisja nałoży kary, poza tym zablokuje przyjęcie Krajowego Planu Odbudowy. Każde utracone w ten sposób euro będzie się ciążyć sondażowo PiS – już Donald Tusk i reszta opozycji o to zadbają.
Poza tym łatwo się domyślić, że to będzie dopiero początek. Przecież Bruksela ma całą listę zastrzeżeń do tego, w jaki sposób PiS w ostatnich latach zmieniał wymiar sprawiedliwości. Z tego powodu objął nasz kraj procedurą art. 7 Traktatu Lizbońskiego. Ta kwestia cały czas wisi nad nami.
Wprawdzie w jego ramach nie udało się nas ukarać, ale obecna ścieżka prowadząca przez TSUE wydaje się być skuteczną. A że nie ma ona nic wspólnego z regułami demokratycznymi oraz stawia duży znak zapytania przy jej zgodności z traktami? Wyraźnie widać, że takich wątpliwości nie ma nikt w Brukseli ani w żadnym innym kraju członkowskim. Polska pod tym względem jest sama. To szalenie komplikuje możliwości szukania kompromisu.
Dlatego należy się nastawić na to, że wyroków TSUE - takich jak ten niedawny dotyczący Izby Dyscyplinarnej - będzie więcej. To może być cały serial rozpisany na lata. Być może PiS ma jakiś pomysł, by temu położyć tamę – ale póki co nic takiego nie widać.
Natomiast rozwiązaniem mogłaby być ucieczka do przodu. Wprowadzane z takim mozołem, przy dużych stratach politycznych, reformy wymiaru sprawiedliwości przyniosły bardzo niewielki efekt pozytywny – za to całą masę kłopotów, których kulminacją jest wyrok TSUE.
Dlatego PiS powinien rozważyć nowy pakiet ustaw zmieniających polskie sądownictwo. Nie pojedyncze reakcje na kolejne wyroki europejskiego Trybunału, tylko zdecydowany ruch, który pozwoli ułożyć sytuację na nowo, przy okazji wytrącając TSUE możliwość rozstrzygnięć w innych obszarach. To bardzo trudne, bo taki pakiet zmian dotyczyłby tak wrażliwych kwestii jak zmiany w KRS czy w Trybunale Konstytucyjnym. Ale te ciała za chwilę i tak pewnie znajdą się pod pręgierzem Trybunału UE. Lepiej działać wyprzedzająco.
Złota zasada mówi, że jak się masz przewrócić, to lepiej się samemu położyć. Efekt wprawdzie ten sam, ale przynajmniej dłonie i kolana mniej poobijane. Bo na pewno Polska ostatniej rzeczy, jakiej teraz potrzebuje, to bój na procedury z unijnymi instytucjami.