Koronawirus. Polak kicha, gdzie popadnie. Ekspert: Jesteśmy dla siebie zagrożeniem
Gdy Polak jest chory, maseczki nie nosi. Ale wsiądzie do autobusu, żeby pojechać do przychodni. I to może być poważny problem. - Tak naprawdę my sami, przez nieracjonalne postawy zdrowotne, jesteśmy dla siebie zagrożeniem - mówi nam dr hab. Mariusz Gujski.
Jest czy nie ma? To pytanie zadają sobie wszyscy. Do tej pory przypadku koronawirusa w Polsce nie potwierdzono, ale chorzy są już w krajach sąsiednich. Na Litwie koronowirusa stwierdzono u kobiety, która była we Włoszech. Na Białorusi u studenta z Iranu.
Media zalewają zdjęcia lekarzy w kombinezonach i ludzi w maseczkach. Jednak u nas widok osoby w maseczce nigdy nie był powszechny. Normą za jest posyłanie do szkoły chorych dzieci i przeziębieni koledzy z pracy.
- Te zjawiska, podczas epidemii, urastają do rangi poważnego problemu - mówi dr hab. Mariusz Gujski, specjalista zdrowia publicznego.
Jesteś chory? Nie jedź autobusem
Nie każdy, kto był w Chinach czy Włoszech, musi wrócić zarażony koronawirusem. Na zarażenie wpływa wiele czynników, nie tylko wiek. Liczy się też ogólna kondycja, a tu Polacy nie przodują. - Nie jem warzyw, ale łykam kompleksy witamin. Jest takie myślenie. Nie tędy droga - ostrzega doktor Gujski.
Wymienia dalej, że mamy nieodpowiednią dietę. Źle się odżywiamy, jemy za dużo i niezdrowo. Mamy złe wzorce zachowań jeśli chodzi o aktywność fizyczną. Znaczenie ma również to, co robimy, gdy jesteśmy chorzy. Bo zdarza się, że wsiądziemy do autobusu.
- Wirus zostaje na powierzchniach, których w najbliższych sekundach, minutach bądź godzinach, ktoś inny dotknie - podkreśla doktor.
Czytaj też: Koronawirus w Polsce? Małgorzata Kidawa-Błońska wzywa Mateusza Morawieckiego do ujawnienia prawdy
Sama obecność wirusa na skórze jeszcze nie oznacza zarażenia. Jednak, jak wyjaśnia doktor, okolic twarzy dotykamy nawet ponad dwadzieścia razy na godzinę. - Wtedy możliwość przeniesienia wirusa jest bardzo duża - mówi. - Ale przede wszystkim, przenosi się drogą kropelkową - dodaje.
Czyli wtedy, gdy ktoś w autobusie kichnie. - Noszenie maseczek przez osoby przeziębione, co w Azji jest powszechne, to bardzo dobry obyczaj. Troska nie tylko o siebie, ale też o innych - zaznacza doktor. - U nas patrzymy na osobę, która jest przeziębiona i ma maseczkę, jak na dziwaka.
Poza tym mamy problem nawet z myciem rąk. Doktor przytacza badania, według których ponad połowa z nas nie myje rąk po wyjściu z toalety. - Druga sprawa to nawyki, w co kichać. Nie w rękę, nie zasłaniamy dłonią ust, ale najlepiej w rękaw - przypomina.
Koronawirus może być lekcją
Czy jest szansa, że koronawirus zmieni zdrowotne nawyki Polaków? - Jest dobrą lekcją - odpowiada doktor Gujski. - Ale wątpię w to, że wyciągniemy z niej odpowiednie wnioski. Bardzo rzadko zdarza się, żeby sytuacja nagła, relatywnie krótkotrwała, prowadziła do trwałej zmiany postaw i nawyków - ocenia.
Zdaniem doktora powinniśmy pamiętać, że jeśli mamy objawy grypy, lepiej zostać w domu niż jechać do szpitala. - Czyli do miejsca, gdzie patogenów jest mnóstwo - zauważa doktor. A już tym bardziej unikać należy imprez masowych.
- Niektórzy moi koledzy, lekarze, maja nadzieję, że koronawirus zmieni postrzeganie szczepień przeciwko grypie. Ale ja w to wątpię - mówi. - Oczywiście nam uzmysłowić, jak wspaniałym orężem są szczepienia ochronne.
Doktor przypomina, że w Polsce, w sezonie grypowym, umiera na nią ponad setka osób. - Zdecydowana większość spośród nich mogłaby przeżyć dzięki szczepieniom - zaznacza.
- Natomiast higiena jest wyzwaniem nie tylko w naszym społeczeństwo, nie jest to wyłącznie polski problem - zauważa. - Rozwiązanie? Przede wszystkim edukacja. I to od najmłodszych lat.