Sądowe badanie kont odbyło się ostatnio w Niemczech przy okazji afery finansowej CDU, gdy dwa lata temu wyszło na jaw, że kanclerz Helmut Kohl w połowie lat 90. przyjął nieuwidocznioną w sprawozdaniu finansowym darowiznę dla swej partii.
Największa w RFN była tzw. afera Flicka z początku lat 80. Kontrolerzy podatkowi wykryli wtedy w biurach koncernu Flicka dokumenty, które świadczyły o tym, że koncern wypłacił przez lata miliony marek partii chadeckiej i liberałom, w tym ówczesnemu ministrowi gospodarki Otto Lambsdorffowi z FDP, w zamian za zwolnienie firmy z miliardowego podatku. Lambsdorffa i dwie inne osoby skazano na kary pieniężne za oszustwa podatkowe, ale nie za korupcję.
Z kolei walka z praniem brudnych pieniędzy odbywa się w ten sposób, że bank jest zobowiązany zgłosić policji gotówkową wpłatę przekraczającą równowartość 20 tys. marek i bez znaczenia jest wtedy, czy wpłaty dokonał polityk, czy zwykły obywatel.
Poniedziałkowa Rzeczpospolita ujawniła, że Bank Handlowy będzie co kwartał sprawdzał, czy ważni politycy i menedżerowie spółek skarbu państwa nie wykorzystują swoich kont w tym banku do prania brudnych pieniędzy. Osoby pełniące funkcje publiczne to - według banku - klienci wysokiego ryzyka.
Według Rzeczpospolitej, takiej procedurze będą podlegały konta zarówno prezydenta, marszałka Sejmu, premiera i jego ministrów, wojewodów, jak i prezesów, np. KGHM bądź Orlenu. Pod warunkiem oczywiście, że któraś z tych wymienionych osób jest klientem Banku Handlowego. (jask)