Konsternacja mimo wyjaśnień. Słowa Tuska o Europejskiej Konwencji wywołały burzę
Słowa Donalda Tuska w "The Sunday Times" na temat Europejskiej Konwencji Praw Człowieka w kontekście migracji wywołały konsternację nawet wśród części polityków parlamentarnej większości. Choć rzecznik rządu w WP zapewnia, że Polska nie ma planów wypowiedzenia Konwencji, część polityków koalicji jest zdziwiona tonem wypowiedzi szefa rządu.
Migracja to jeden z wielu tematów, o jakie Donald Tusk był pytany w "The Sunday Times". "Jeśli chodzi o największe zagrożenia, może nie dla Polski, ale przede wszystkim dla Zachodu i dla całej UE, to są to migracje, te coraz trudniejsze relacje etniczne i kulturowe wewnątrz naszych społeczeństw - może nie w Polsce, ale na pewno w waszym kraju, we Francji, w Niemczech" - stwierdził szef rządu w rozmowie z brytyjskimi dziennikarzami.
Premier stwierdził, że istotną częścią problemu migracji jest sztywna i rozszerzająca interpretacja Europejskiej Konwencji Praw Człowieka. Gazeta wyjaśniła, że Polska, wraz z Włochami i Danią, naciska na reformę Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. Dziennikarze stwierdzili też, że Tusk przychylnie odnosi się do bardziej radykalnej propozycji dwóch brytyjskich ugrupowań - Partii Reform Nigela Farage’a i Partii Konserwatywnej.
"Jeśli 46 sygnatariuszy Konwencji nie może dojść do porozumienia w sprawie jej reformy, to całkiem rozsądnym rozwiązaniem jest po prostu ją wypowiedzieć" – tak brzmi cytowana wypowiedź Donalda Tuska, która wywołała burzę. Adam Szłapka w WP stwierdził, że nie odnosiły się one do naszego kraju. - Polska nie ma planów wypowiedzenia Europejskiej Konwencji Praw Człowieka. Słowa premiera w wywiadzie nie odnosiły się do Polski. To była odpowiedź na pytanie zadane przez brytyjskich dziennikarzy, które dotyczyło dyskusji trwającej w Wielkiej Brytanii - wyjaśnia w WP rzecznik rządu.
Komentarz po słowach Doroty Kani. "Nie jest w smak wielu osobom"
Żukowska: "Premier postanowił się wyrwać"
Wyjaśnienia Szłapki nie kończą sprawy. Według nieoficjalnych ustaleń WP wypowiedź premiera odbiła się echem wśród urzędników Ministerstwa Sprawiedliwości i koalicjantów. "To nie była odpowiedź na pytanie. Sam premier postanowił się wyrwać z opinią. Zresztą, podpisał m.in. z Giorgią Meloni wspólny list w tej sprawie. Donald Tusk zaatakował fundament Unii Europejskiej, jakim są prawa człowieka. W imię czego? Podlizania się Konfederacji, która i tak ma go w nosie?" - pyta w mediach społecznościowych Anna Maria Żukowska.
Szefowa klubu Lewicy - jeszcze przed wyjaśnieniami rzecznika rządu - w rozmowie z WP ostro skrytykowała słowa premiera. - Europejska Konwencja Praw Człowieka to jest fundament współczesnej Europy i naszej cywilizacji. Wydawałoby się, że usankcjonowanie praw człowieka to jest etos, który nas odróżnia od krajów takich jak Rosja. Wypowiedzenie konwencji byłoby zerwaniem z tą tradycją. Uznaniem, że możemy sobie zrobić coś à la np. więzienie w Guantanamo, bo sądy zbyt restrykcyjnie oceniają kwestie deportacji przestępców - komentowała przed słowami Szłapki.
- Takie wypowiedzi to nie jest populizm, to nawet coś gorszego. Kiedy za czasów rządów PiS protestowaliśmy pod sądami, wydawało się, że wszyscy po stronie demokratycznej mamy prawa człowieka wpisane w nasze polityczne DNA. Elementem tego jest przestrzeganie praw człowieka niezależnie od tego, czy w danej sytuacji pomagają nam, czy komuś innemu. Wypowiedź premiera jest więc bardzo niepokojąca. To chyba taka próba naśladowania Trumpa - dodaje polityczka Lewicy
Żukowska zaznacza, że Europejska Konwencja Praw Człowieka mówi m.in. o prawie do rzetelnego procesu sądowego. - Wszyscy mieliśmy to na sztandarach przez lata rządów PiS. To nie może być lapsus, bo pan premier jest zbyt doświadczonym politykiem. Tym bardziej dziwi to, że w wywiadzie sam z siebie wygłosił te słowa. Nie traktuję poważnie tej zapowiedzi, ale zastanawiam się, po co premier wywołał taki temat. Tak daleko to chyba nawet Konfederacja nie szła w swoich deklaracjach - stwierdziła szefowa klubu Lewicy.
Tusk: "Wiem, że brzmi to trochę dziwnie"
Inni rozmówcy WP zwracają uwagę, że już w momencie wygłaszania swojej opinii premier musiał mieć świadomość kontrowersji, o czym ich zdaniem świadczy kolejna część wypowiedzi w "The Sunday Times".
Chodzi o ten fragment w brytyjskiej gazecie:
"Moja rola w Europie polega raczej na zachęcaniu premierów i prezydentów do zrobienia czegoś więcej, niż pozwalają nam na to konwencje" - stwierdził Tusk. "Wiem, że brzmi to trochę dziwnie z mojej strony, weterana walki o prawa człowieka. Ale musimy szanować rzeczywistość. Polityka musi odnosić się do rzeczywistości, a nie tylko marzeń" - zaznaczył premier.
Wypowiedź Tuska w gorących reakcjach wzbudziła krytykę m.in. prawników. "Wspomnijcie moje poprzednie wpisy, gdy pisałam, że każdemu rządowi prawa człowieka przeszkadzają i każdy rząd będzie dążył do ich unicestwienia - tego Państwo chcą? (…) Reforma EKPCz nie może polegać na tym, że ludziom ograniczy się prawa - bo to oznaczałoby powrót do tego, co było początkiem II Wojny Światowej. Państwa chcą mieć nieograniczoną władzę nad obywatelami i konwencja im w tym przeszkadza" - komentowała radczyni prawna Agata Bzdyń, zajmująca się prawami człowieka.
"Powiedzieć, że ręce opadają, to nic nie powiedzieć. Czy Pan Premier Donald Tusk w ogóle rozumie, jak bardzo niebezpieczne jest nawet opowiadanie o takiej możliwości?" - pytał Witold Zontek z Katedry Prawa Karnego UJ.
Prof. Patrycja Grzebyk: "Rodzaj presji"
Z kolei prof. Patrycja Grzebyk z Wydziału Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego jeszcze przed wyjaśnieniami rzecznika rządu w rozmowie z WP stwierdziła, że nie wierzy w chęć wypowiedzenia Konwencji, bo jej zdaniem w słowach Donalda Tuska chodziło o presję.
- Myślę, że tak naprawdę polski rząd nie chce i nie zamierza wypowiedzieć Europejskiej Konwencji Praw Człowieka. To dokument przyjęty przez Polskę w 1993 roku, który jako pierwszy po transformacji ustrojowej pozwolił przestawić naszą politykę zagraniczną na tory państw zachodnich. To kluczowa konwencja, która gwarantuje prawa człowieka i wolności. Czytałabym tą wypowiedź premiera jako próbę wpłynięcia na Europejski Trybunał Praw Człowieka i jego orzecznictwo - mówi ekspertka.
- Czasami kraje mają problem z zaakceptowaniem linii orzeczniczych Trybunału, wątpliwości, czy rozumie on problemy, z jakimi kraje się borykają, więc tego typu wypowiedzi polityków się zdarzały wcześniej. Zwłaszcza, kiedy zapadały wyroki kontrowersyjne i sprawiały problemy w implementacji. Czytam to jako rodzaj presji i nie widzę możliwości wypowiedzenia tej konwencji - dodaje.
Profesor zaznacza, że w rządzie trwają prace nad lepszą implementacją wyroków Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. - To ten rząd pracuje nad przepisami, które mają gwarantować wykonywanie wyroków sprawnie i szybko. Moim zdaniem to jest figura retoryczna, która ma doprowadzić do dialogu między Trybunałem a państwami, by uwzględnić sytuację państw, czego pomijać nie można - zaznacza.
- Gdyby to mówił prawnik, uznałabym, że jest to bardzo groźne. Przez to, że to słowa polityka, patrzę na to jako akcję dyplomatyczną i głos w dyskusji, jak Trybunał działa i orzeka. Próba wywierania takiej presji w przeszłości już się zdarzała. Czasami państwa wprost mówią, że nie chcą i nie będą wykonywać jakichś wyroków, bo one stoją w sprzeczności z ich bezpieczeństwem - komentuje.
- Ta wypowiedź więc zaskakuje, natomiast w tym przypadku widzę tu wypowiedź polityka w określonym kontekście migracji jako element presji na Trybunał. Inne działania polskiego rządu świadczą, że do Europejskiej Konwencji Praw Człowieka jesteśmy przywiązani i chcemy wyroki Trybunału wykonywać - puentuje prof. Patrycja Grzebyk.
Patryk Michalski, dziennikarz Wirtualnej Polski