Kołodziejczak zapewnia. "Nie kupiłem dyplomu"
Michał Kołodziejczak mocno odcina się od sprawy dyplomu z Collegium Humanum. Polityk zapewnia, że nie podpisał żadnej umowy z uczelnią. Zapytany o własne słowa, sprzed ponad roku ws. studiowania, stwierdził, że się przejęzyczył.
Jak podaje Goniec.pl, prokuratura dysponuje zeznaniami co najmniej czterech osób, które na różnych uczelniach próbowały załatwić dyplom dla Michała Kołodziejczaka. Wśród nich było słynne Collegium Humanum. Polityk miał podpisać umowę 15 stycznia 2024 roku, a 7 lutego zostać wpisanym na listę studentów. Przy rekrutacji miał pomagać Bernard K.
Jak podaje Goniec.pl, prokuratura może wkrótce wystąpić do Sejmu z wnioskiem o uchylenie immunitetu Michałowi Kołodziejczakowi.
W TVP Info Kołodziejczak został wprost "czy rzeczywiście kupił dyplom Collegium Humanum". Były wiceminister rolnictwa stanowczo zaprzeczył. - Jeżeli nawet ktoś mówi o jakimś uchyleniu mojego immunitetu, to ze mną nikt z prokuratury się nie kontaktował ze mną - powiedział Kołodziejczak. Prowadząca Justyna Dobrosz-Oracz wyjaśniła, że przed postawieniem zarzutów, musi dojść do uchylenia immunitetu w Sejmie i dopiero wtedy prokuratura się kontaktuje z podejrzanym, nie wcześniej.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kołodziejczak o losach Trzaskowskiego. "Różnica jasno wskazuje zwycięzcę"
- Z tego, co też wypowiadała się prokuratura i rzecznik katowickiej prokuratury, to nie ma takich planów. Było to powiedziane wprost, a mnie bardziej ciekawi mnie i chciałbym też, żeby to zostało wyjaśnione, w jaki sposób osoby, które o tym mówiły, skąd nabyły taką wiedzę. Bo tam jest bardzo dużo nieprawdy, nieścisłości i informacji, które według mnie miały mi zaszkodzić - dodał Kołodziejczak, odnosząc się do osób, które przekazały te informacje mediom.
- Nie podpisał pan żadnej umowy z Collegium Humanum? - zapytała dziennikarka. - Nie - odparł krótko Kołodziejczak. Padło także pytania o spotkanie z rekruterem Collegium Humanum Bernardem K. Kołodziejczak zrelacjonował cały proces, od momentu, w którym podjął decyzję, że chciałby ukończyć studia. Powiedział, że dwa lata temu, mówił innym posłom, że chciałby zgłębić wiedzę i podjąć studia. Decyzja miała być podyktowana pewną presją również ze strony dziennikarzy.
- Rozmawiałem z kilkoma uczelniami na temat podjęcia nauki na temat podjęcia edukacji. W pewnym momencie przyszedł do mnie człowiek sam, który został pewnie przez kogoś podesłany - kiedy taka informacja gdzieś w tym obiegu się wyjawiła (o chęci podjęcia studiów) i zaproponował indywidualną ścieżkę nauczania, to było zbieżne z tym, co proponowały inne uczelnie. Jeżeli ktoś mi przedstawia swój tytuł naukowy, no to ja go nie podejrzewam o to, że on może chcieć mnie oszukać czy zrobić coś, coś niedobrego - powiedział Kołodziejczak, odnosząc się do spotkania z Bernardem K.
Jak powiedział, sam czeka na spotkanie z prokuraturą, aby się zapoznać z dokumentacją, która rzekomo miała powstać, w tym wpisanie go na listę studentów.
- Rozmawiałem, chociażby złożyłem dokumenty i co ciekawe, też już chciałem podjąć naukę na Collegium Civitas w Warszawie, co później niestety się nie ziściło, bo nadmiar obowiązków mnie nie pozwolił - mówił Kołodziejczak.
Kołodziejczak skłamał? "Przejęzyczenie"
Dziennikarka przypomniała politykowi, że 9 lutego 2024 roku w Radiu Zet powiedział, że studiuje zaocznie.
- Wie pani, zaocznie nie. Była to indywidualna ścieżka nauczania. To jest pewna nieścisłość. Może moje przejęzyczenie jakieś, które wtedy było, ale mówię też jasno, została mi na kilku uczelniach przedstawiona pewna ścieżka nauczania indywidualnego - próbował się tłumaczyć Kołodziejczak.
- Chciałbym, żeby ta sprawa była jak najszybciej wyjaśniona i żeby prawda ujrzała światło dzienne. Ja nigdy nie miałem złej woli i nigdy żadnego dyplomu nie używałem, tak jak wiele osób, które robiły niestety w taki sposób, że zdobywały dyplomy w nieuczciwy sposób, świadomie, żeby na przykład zasiadać w spółkach Skarbu Państwa i każdego miesiąca inkasować z tego powodu kilkadziesiąt tysięcy złotych. Ja go nigdzie żadnego dyplomu, żadnego dyplomu nie przedstawiałem ani nie wykorzystywałem do tego, żeby zasiadać gdziekolwiek, pracować czy robić z nim cokolwiek innego - podsumował.
Czytaj także: Kołodziejczak poza ministerstwem. Siekierski komentuje