PolskaKolejna rozprawa w procesie Arabskiego ws. Smoleńska. Tym razem stawił się w sądzie

Kolejna rozprawa w procesie Arabskiego ws. Smoleńska. Tym razem stawił się w sądzie

• Tomasz Arabski stawił się na procesie karnym wytoczonym mu przez rodziny ofiar katastrofy smoleńskiej
• Były szef kancelarii premiera Donalda Tuska jest oskarżony o niedopełnienie obowiązków przy organizacji lotu prezydenta Kaczyńskiego 10 kwietnia 2010 r.
• Oskarżony oświadczył przed warszawskim sądem, że nie przyznaje się do zarzutów
• Arabski: jestem obiektem nagonki, fałszywych oskarżeń i złośliwych komentarzy
• "Rozdzielenie wizyt nigdy nie miało miejsca"
• Arabski, mimo sądowego wezwania do obowiązkowego stawiennictwa, nie pojawił się na ostatniej rozprawie, która odbyła się w czerwcu
• Walentynowicz: Arabski nie skorzystał z okazji, by dowieść niewinności

Były szef kancelarii premiera Tomasz Arabski stawił się na procesie karnym wytoczonym mu i czterem innym osobom przez rodziny ofiar katastrofy smoleńskiej. Jest oskarżony o niedopełnienie obowiązków przy organizacji lotu prezydenta Lecha Kaczyńskiego 10 kwietnia 2010 r. Tomasz Arabski oświadczył przed warszawskim sądem, że nie przyznaje się do zarzutów. - Nie przyznaję się, bo jestem niewinny. Nie będę odpowiadał na dzisiejszej rozprawie na pytania. Złożę tylko oświadczenie - powiedział Arabski w Sądzie Okręgowym w Warszawie. Wcześniej podał do protokołu swoje dane osobowe. - Nie uczestniczyłem w organizacji lotu prezydenta 10 kwietnia 2010 r., nigdy nie był organizowany wspólny wyjazd do Katynia premiera i prezydenta, więc co za tym idzie tzw. rozdzielenie wizyt nigdy nie miało miejsca - oświadczył Arabski. Dodał, że termin "rozdzielenie wizyt" funkcjonuje w publicystyce politycznej, bardzo często agresywnie, ale - jak stwierdził - nie ma żadnego potwierdzenia w rzeczywistości.

- Oczywiście, podobnie jak w przypadku każdego innego lotu, każdego innego zapotrzebowania na statek powietrzny, także w przypadku lotu 10 kwietnia dokonywana była weryfikacja czy wskazany przez organizatorów termin nie koliduje ewentualnie z innymi zapotrzebowaniami na samolot. Nie było takiej kolizji - mówił dalej Arabski. - Kancelaria prezydenta w marcu 2010 r., identycznie jak w roku 2007, a także przez wiele lat wcześniej, złożyła zapotrzebowanie na ten lot do Dowództwa Sił Powietrznych, 36. pułku i BOR. To działanie, tak jak przez wszystkie poprzednie lata, bez względu na to, kto był szefem kancelarii premiera, uruchomiało procedurę przygotowania do lotu w 36 pułku - mówił. Dodał, że nigdy w zakresie jego kompetencji ani innych urzędników Służby Cywilnej "nie było dokonywanie ustaleń co do statusu lotniska w Smoleńsku".

- Nad organizacją lotów i decyzją co do miejsca lądowania w sposób oczywisty czuwały Siły Powietrzne, w tym przypadku w szczególności 36 pułk - powiedział Arabski. Po wygłoszeniu krótkiego oświadczenia oskarżony opuścił salę rozpraw. Zgodnie z przepisami nie musi on już uczestniczyć w procesie, chyba że sąd wezwie go do osobistego stawiennictwa.

- Od 6 lat jestem obiektem nagonki, fałszywych oskarżeń i złośliwych komentarzy - powiedział dziennikarzom były szef KPRM po opuszczeniu sali rozpraw. - Apelowałbym, żeby z tak tragicznych zdarzeń jak katastrofa smoleńska nie robić spraw politycznych - dodał. Podkreślił, że proces toczy z oskarżenia prywatnego, dlatego że wcześniej oskarżyciel publiczny dwukrotnie umorzył postępowanie w tej sprawie.

"Nie skorzystał z okazji, by dowieść niewinności"

Zdaniem Piotra Walentynowicza - wnuka Anny Walentynowicz, która zginęła w katastrofie smoleńskiej - postawa Arabskiego zaprzecza jego zapewnieniom, że to nie on organizował wizytę prezydenta Kaczyńskiego. - Jeśli jest niewinny, tak jak w swoim oświadczeniu powiedział, miał okazję tego dowieść, odpowiadając na pytania oskarżycieli. Skoro tego nie uczynił, pozostawił wielką furtkę na domysły w stylu wiarygodności jego oświadczenia - powiedział Walentynowicz dziennikarzom w przerwie rozprawy.

Piotr Walentynowicz jest jednym z oskarżycieli prywatnych w procesie. Jego zdaniem Arabski "miał możliwość odpowiedzieć na pytania oskarżycieli i udowodnić przed sądem swoją niewinność, jednak nie skorzystał z tej możliwości, co podaje pod wielką wątpliwość jego oświadczenie". Walentynowicz stwierdził również, że były szef KPRM lekceważy sąd, rodziny i ofiary katastrofy smoleńskiej. - Okazał wiele ignorancji w tym wszystkim, wykazał brak szacunku dla stanowiska, które wówczas pełnił - uważa Walentynowicz. Wytknął on Arabskiemu, że dopiero w czwartek stawił się przed sądem (był wzywany już na czerwcową rozprawę - przyp. red.). - Szkoda, że tak długo panu Arabskiemu zajęło dojście do tego, że od kiedy jego kolega Donald Tusk stracił władzę w kraju, nie jest już człowiekiem, który jest ponad prawem, tylko jest człowiekiem, który podlega prawu - powiedział Piotr Walentynowicz.

Na ostatniej rozprawie, w czerwcu, sąd ponowił wezwanie Arabskiego na proces. Były szef kancelarii premiera Donalda Tuska - mimo sądowego wezwania do obowiązkowego stawiennictwa - nie stawił się wówczas w Sądzie Okręgowym w Warszawie, który m.in. miał odebrać od niego dane osobowe. Obrońca Arabskiego tłumaczył to odległością 400 km Gdańska od Warszawy i wnosił o zrealizowanie tej czynności przez sąd w Gdańsku, gdzie oskarżony mieszka. Sąd oddalił jego argumenty. - Decyzja sądu jest jednoznaczna, więc trzeba się do niej dostosować - mówił wówczas dziennikarzom obrońca Arabskiego, mec. Andrzej Bednarczyk.

Jeden z pełnomocników oskarżycieli prywatnych mec. Stefan Hambura podtrzymał wniosek o przesłuchanie Donalda Tuska na rozprawie. Powoływał się przy tym na fragment książki Janusza Palikota, który - jak wskazywał Hambura - opisywał rozgrywki polityczne przy okazji dysponowania rządowymi samolotami. Mecenas powiedział, że z tej relacji wynika, że b. premier "sterował w dostępie do samolotów" i sąd powinien go przesłuchać w tej sprawie.

Podczas rozprawy zeznania złożył dyrektor biura spraw zagranicznych w Kancelarii Prezydenta Lech Kaczyńskiego Kazimierz K. Świadek opisywał szczegóły przygotowań do wizyt premiera i prezydenta w Katyniu. Jak mówił, przedstawiciele rządu mieli "bezpośrednie kontakty" ze stroną rosyjską, natomiast przedstawiciele kancelarii prezydenta "takich kontaktów nie mieli". Jak dodał, w trakcie przygotowań była mowa m.in. o lotnisku zapasowym na Białorusi. "Nie jestem w stanie wskazać, kto zdecydował o wyborze lotniska w Smoleńsku i lądowaniu tam" - powiedział.

W styczniu br. Sąd Okręgowy w Warszawie odmówił umorzenia tego procesu - o co wnosiła obrona oraz Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga, która w 2014 r. prawomocnie umorzyła śledztwo w tej sprawie. Przeciwni umorzeniu byli oskarżyciele prywatni. Na rozprawie okazało się jednak, że prokurator przystąpił do procesu - ale nie jako oskarżyciel, lecz w charakterze tzw. rzecznika praworządności.

Oskarżeni to: Tomasz Arabski (były szef Kancelarii Prezesa Rady Ministrów z lat 2007-2013, do niedawna ambasador RP w Hiszpanii), dwoje urzędników kancelarii premiera - Monika B. i Mirosław K. oraz dwoje pracowników ambasady RP w Moskwie - Justyna G. i Grzegorz C. Oskarżeni nie przyznają się do zarzutów.

Oskarżycielami prywatnymi (jest ich w sumie 11) są bliscy m.in. Anny Walentynowicz, Bożeny Mamontowicz-Łojek, Janusza Kochanowskiego, Sławomira Skrzypka i Zbigniewa Wassermanna.

Prywatny akt oskarżenia pod koniec 2014 r. złożył ówczesny pełnomocnik części rodzin ofiar katastrofy, mec. Piotr Pszczółkowski (w grudniu 2015 r. Sejm wybrał go na sędziego TK, więc w procesie zastąpili go inni adwokaci). Podstawą aktu oskarżenia jest art. 231 par. 1 Kodeksu karnego, który przewiduje do 3 lat więzienia za niedopełnienie obowiązków funkcjonariusza publicznego.

Akt oskarżenia wniesiono po tym, gdy prokuratura umorzyła śledztwo ws. organizacji lotów do Smoleńska. Jeśli prokuratura prawomocnie umarza śledztwo ws. przestępstwa ściganego z oskarżenia publicznego, osoby pokrzywdzone mogą wnieść do sądu tzw. subsydiarny akt oskarżenia. Taka sprawa toczy się jak każdy normalny proces karny, z tą różnicą, że oskarżycielem jest pokrzywdzony, a nie prokurator - gdyż sprawa toczy się z oskarżenia prywatnego, a nie publicznego. W styczniowym posiedzeniu sądu brał udział prokurator, co formalnie nie oznaczało przyłączenia się prokuratury do prywatnego aktu oskarżenia (choć jest to możliwe).

Prokuratura oceniła, że choć były nieprawidłowości przy organizacji lotów, to nie wystarczają one do postawienia zarzutów. W śledztwie stwierdzono "poważne naruszenie" przepisów (m.in. instrukcji HEAD z 2009 r.) przez urzędników KPRM ws. dysponowania wojskowym specjalnym transportem lotniczym. "Nie miały one bezpośredniego związku z przygotowaniem wizyt z 7 i 10 kwietnia 2010 r., natomiast dotyczyły szeregu czynności podejmowanych w okresie poprzedzającym katastrofę" - napisano w uzasadnieniu umorzenia.

Polegały one m.in. na: niewywiązywaniu się z obowiązku ustalania limitów dysponowania wojskowym transportem lotniczym na potrzeby osób uprawnionych, nierzetelnym prowadzeniem ewidencji czy bezpodstawnej odmowie skorzystania z wojskowego specjalnego transportu lotniczego przez podmiot do tego uprawniony. Prokuratura oceniła, że nieprawidłowości nie wywołały skutków co do bezpieczeństwa wizyt prezydenta i premiera, spowodowały zaś jedynie "wzmożone działania innych organów państwa".

Na styczniowym posiedzeniu sądu adwokaci oskarżycieli prywatnych mówili, że skutkiem nie była katastrofa, lecz "obniżenie rangi lotu". Przypominali, że NIK wskazał na poważne nieprawidłowości przy organizacji m.in. tej wizyty. Podkreślali, że Arabski nie złożył odpowiedniego zamówienia na lot prezydenta, zgodnie z tzw. instrukcją HEAD.

Obrona replikowała, że pisma kancelarii prezydenta do kancelarii premiera ws. lotu 10 kwietnia nie spełniały warunków instrukcji HEAD, bo nie wskazano w nich konkretnego lotniska w Smoleńsku ani nie podano liczby osób, które mają lecieć. Dlatego - według obrony - nie było obowiązku nadania temu pismu formalnego trybu. Uznano też, że nie trzeba wydawać odrębnego zamówienia na lot, skoro takie samo pismo kancelaria prezydenta wysłała także do Dowództwa Sił Powietrznych, 36. pułku lotniczego i BOR. Ponadto Arabski nie zajmował się koordynacją organizacji lotu na podstawie instrukcji HEAD, gdyż znacznie wcześniej scedował te kompetencje na Monikę B.

Odmawiając umorzenia sprawy, sędzia Hubert Gąsior mówił, że udzielenie przez Arabskiego pełnomocnictwa Monice B. "miało przede wszystkim ten skutek, że dawało B. kompetencje do działania w tym zakresie". - Sam fakt udzielenia pełnomocnictwa nie odbiera Arabskiemu kompetencji ani nie zwalnia go z obowiązków koordynatora przewidzianych w instrukcji HEAD - dodał sędzia. Wskazał, że obecnie "przedwczesne byłoby ustalenie, że Arabski nie podejmował czynności, które mogłyby mieć wpływ na organizację wizyty 10 kwietnia 2010 r.". Według sądu, merytoryczna ocena dowodów możliwa jest tylko podczas procesu.

Sędzia Gąsior sformułował także główne zadanie, jakie będzie musiał rozstrzygnąć sąd w toku procesu - czy niewydanie formalnego zamówienia na lot 10 kwietnia przez KPRM miało wpływ na działania instytucji państwa w zakresie przygotowania wizyty prezydenta, w tym także w aspekcie bezpieczeństwa pasażerów. Sędzia podkreślił, że na rozprawie trzeba także wyjaśnić wątpliwości, jakie budzi przebieg zdarzeń, który doprowadził do rezygnacji z obecności w Tu-154 rosyjskiego nawigatora. Przedmiotem rozpraw będzie również sprawa nieaktualnych tzw. kart podejścia do lądowania w Smoleńsku, które według sądu "nie zapewniały bezpiecznego lądowania".

10 kwietnia 2010 r. pod Smoleńskim zginęło 96 osób, w tym prezydent Lech Kaczyński, jego małżonka, wielu wysokich urzędników państwowych i dowódców wojskowych. Polskie śledztwo do 3 kwietnia prowadzi Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie. Postawiła ona zarzuty dwóm kontrolerom lotów ze Smoleńska (dotychczas nie zdołała im ich przedstawić) oraz dwóm oficerom z rozwiązanego po katastrofie 36. pułku lotniczego. 4 kwietnia śledztwo przejmie Prokuratura Krajowa z nowym zespołem śledczym. Własne śledztwo prowadzi strona rosyjska, która wiele razy podkreślała, że przed jego zakończeniem nie zwróci Polsce wraku Tu-154 i jego "czarnych skrzynek".

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (323)