PublicystykaKolejna przegrana polskiego rządu w Luksemburgu, ale czy mogło być inaczej?

Kolejna przegrana polskiego rządu w Luksemburgu, ale czy mogło być inaczej?

Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej orzekł, że system odpowiedzialności dyscyplinarnej sędziów w Polsce nie jest zgodny z prawem Unii. Dla specjalistów prawa europejskiego to żadne zaskoczenie. Szkoda jednak Polski, kolejny raz kompromitowanej przez własny rząd na arenie międzynarodowej. I samych Polaków, którzy skutki farsy fundowanej im przez władzę niedługo odczują na własnej skórze.

Kolejna przegrana polskiego rządu w Luksemburgu, ale czy mogło być inaczej?
Kolejna przegrana polskiego rządu w Luksemburgu, ale czy mogło być inaczej?
Źródło zdjęć: © PAP | Marcin Obara
Tomasz Janik

Każdy, kto ma na co dzień do czynienia z polskim wymiarem sprawiedliwości, wie, że zarówno sądy, jak i prokuratura, są w głębokiej zapaści. Statystyki są nieubłagane - sprawy trwają coraz dłużej, orzeczenia są coraz częściej uchylane. Rząd Zjednoczonej Prawicy nie jest jednak zainteresowany zmianą tego stanu - co więcej, to on go sprokurował.

Dla władzy ważne jest jedynie to, aby upolityczniona Izba Dyscyplinarna Sądu Najwyższego (obsadzona w sposób urągający podstawowym standardom, do tego z udziałem także upolitycznionej i nielegalnej Krajowej Rady Sądownictwa), niedająca żadnej gwarancji bezstronnego procesu, mogła ścigać "wrogów ludu" (sędziego Tuleyę orzekającego nie po myśli rządu albo sędziego kradnącego wkręt do wiertarki). By bronić tych pseudoreform, polski rząd jest w stanie zaryzykować miliony euro kar.

Kolejna przegrana polskiego rządu w Luksemburgu, ale czy mogło być inaczej?

Swoisty "wyścig", w jaki wdał się ostatnio Trybunał Konstytucyjny z TSUE, jest doprawdy kuriozalny. Zaledwie w środę TK orzekł, że polska władza nie musi stosować się do orzeczeń zabezpieczających TSUE (zapewne w myśl zasady: wolnoć Tomku w swoim domku, ale tylko dopóki nie zabierają nam pieniążków), w czwartek natomiast miał wydać wyrok w sprawie rzekomego (tak naprawdę fikcyjnego) sporu pomiędzy polskim a unijnym prawem, jednak rozprawę przełożono na sierpień (trybunał pod przewodnictwem Julii Przyłębskiej, jak wiadomo, nie lubi się przemęczać).

Zobacz też: Orzeczenie TK kontra wyrok TSUE. Prof. Łętowska nie ma wątpliwości. "Bardzo zła gra"

Autorzy wydumanego sporu o rzekomą wyższość prawa polskiego nad unijnym bądź odwrotnie nie rozumieją, jak obecnie działa system prawa. Wydaje im się chyba, że prawo jest ułożone wyłącznie hierarchicznie na kształt piramidy (od Konstytucji na jej czubku po rozporządzenia u jej podstawy), podczas gdy ten system jest multicentryczny - prawo tworzone jest w różnych miejscach jednocześnie (przez polskim Sejm w Warszawie, przez Komisję Europejską w Brukseli, przez TSUE w Luksemburgu i w innych jeszcze miejscach), a kolizje między nimi muszą być rozwiązywane poprzez interpretację dokonaną przy użyciu prawniczych reguł znanych od stuleci. Zresztą już w 2005 roku Trybunał Konstytucyjny orzekł, że Konstytucja jest w Polsce prawem najwyższym - warto, by ten wyrok jej rządowi "obrońcy" sobie przypomnieli.

Należy wskazać na bardzo ważną rzecz: TSUE nie zawiesił w czwartek obowiązywania polskiej Konstytucji, a jedynie polskiej ustawy (o Sądzie Najwyższym), zresztą jej niewielkiej tylko części, zaś prawo unijne znajduje się w hierarchii źródeł prawa ponad polskimi ustawami, o czym stanowi sama Konstytucja (na którą polski rząd ostatnio tak chętnie się powołuje).

To wszystko, co się dzieje, nie jest tylko akademickim sporem toczonym pomiędzy sędziami w zaciszu sal sądowych. Prędzej czy później efekty tego nieszczęścia dotrą do zwykłych obywateli. Polskie sądy przestaną być uznawane za sądy europejskie równoprawne z innymi sądami państw Unii (ich orzeczenia przestaną być automatycznie uznawane za granicą), a Polsce w ramach mechanizmu "pieniądze za praworządność" zostaną odebrane środki unijne na edukację, infrastrukturę czy służbę zdrowia.

Jak pisałem w maju, nie do końca prawidłowe jest pojęcie "prawnego polexitu", bowiem polexit z samej swojej istoty ma charakter prawny - jest wypisaniem się ze wspólnego systemu prawnego państw Unii. To, co obecnie wyprawia rząd oraz zdominowany przez partyjnych nominatów (a w części w ogóle nielegalny) Trybunał Konstytucyjny, zmierza właśnie ku temu - ku usunięciu Polski z unijnego porządku prawnego, a w konsekwencji z samej Unii.

Tomasz Janik dla WP Opinie

Autor jest adwokatem, członkiem Pomorskiej Izby Adwokackiej w Gdańsku

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)