Błaszczak wskazuje winnego. Minister stracił dużo w oczach żołnierzy
Generał Tomasz Piotrowski powinien wyjąć głowę z piasku, którą trzyma tam od grudnia i rzeczowo wyjaśnić Polakom, co zrobił, a czego nie w sprawie rosyjskiej rakiety, która spadła pod Bydgoszczą. To było jego zadanie i jego odpowiedzialność - uważa gen. Roman Polko.
Były dowódca jednostki GROM ocenił, że nieporozumienia pomiędzy generałami a ministrem, o tym kogo informował o incydencie z rosyjską rakietą, są sprawą drugoplanową. - Przede wszystkim nie wyobrażam sobie sytuacji, że na teren Polski spada rosyjska rakieta, po czym jej poszukiwania zostają przerwane. Widzieliśmy tę rakietę na radarach i co dalej? Generałowi Piotrowskiemu nie przeszkadzało, że ona gdzieś leży? - powiedział WP gen. Roman Polko.
- To asekurancka postawa, strategia strusia, bierność, która nie pasuje do obecnych zagrożeń. Nie można powiedzieć sobie, spadła rakieta, ja zrobiłem już swoje, mam to odhaczone. Tak działa armia rosyjska i ponosi klęski - podkreślił gen. Polko
Rozmówca WP wskazał, że zadaniem Dowództwa Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych (DO RSZ) jest ochrona granicy państwowej w przestrzeni powietrznej Polski. Zasady działania w natowskim systemie mission command dają dowódcy DO RSZ pełną samodzielność w podejmowaniu decyzji i realizacji zadań. - Przełożony polityczny jest postacią drugoplanową, ponieważ nie zna się na zestrzeliwaniu rosyjskich rakiet. Rakieta powinna być poszukiwana, aż do skutku - podkreślił.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
PiS oszukuje Polaków? Niepokojące słowa byłego ambasadora
Rakieta była niegroźna, wybuchła polityka
Przypomnijmy, że sprawa rosyjskiego pocisku zamieniła się w polityczną rozgrywkę na styku władzy i wojska. Minister Mariusz Błaszczak oświadczył, że dowódca operacyjny (czyli gen. Tomasz Piotrowski) zaniechał swoich obowiązków, nie informując go oraz innych służb o rakiecie, która 16 grudnia pojawiła się w polskiej przestrzeni powietrznej. Wcześniej głos w tej sprawie zabrał szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego gen. Rajmund Andrzejczak. Powiedział radiu RMF FM, że poinformował o incydencie swoich przełożonych (jest nim właśnie Mariusz Błaszczak) "wtedy, kiedy to się wydarzyło" oraz nie ma sobie nic do zarzucenia.
Rakieta odnaleziona pod Bydgoszczą to rosyjski pocisk manewrujący CH-55. Na szczęście zamiast głowicy bojowej, miał tylko balast. Jego zadaniem było przyciągnięcie ognia obrony przeciwlotniczej Ukrainy, by inne bojowe rakiety mogły się prześlizgnąć.
Tu musi paść ważne wyjaśnienie o hierarchii i obiegu informacji. W przypadku incydentu z rakietą reaguje Centrum Operacji Powietrznych. Nad nim dowodzenie sprawuje szef DO RSZ gen. Tomasz Piotrowski, jego przełożonym jest szef sztabu generalnego gen. Rajmund Andrzejczak, z kolei jego przełożonym jest minister obrony Mariusz Błaszczak. Dlatego pojawia się pytanie, kto w tej sprawie mija się z prawdą: szef MON, czy wojskowi i gen. Andrzejczak?
Zadzwoniłbym do prezydenta, podałbym się do dymisji
W mediach pojawiły się spekulacje, iż wojsku polecono zaprzestanie szukania szczątków rosyjskiej rakiety. Rządzący mieli się obawiać, że incydent sprowokuje niekorzystne dla nich komentarze, jak po tragedii z eksplozją w Przewodowie. Taki argument nie usprawiedliwia dowódców w opinii generała Polki.
- Dowódca musi mieć sprawność i skuteczność. Gdyby z jakichś względów mi to zabroniono poszukiwania szczątków rakiety, to i tak bym to robił. Uznałbym, że to moje kompetencje i moja odpowiedzialność. W sytuacjach nadzwyczajnych działa się nietypowo. Zadzwoniłbym do prezydenta, zorganizował konferencję prasową, jakby nie pomogło, podałbym się do dymisji - skomentował ten wątek gen. Roman Polko.
- Generał Piotrowski powinien teraz wyciągnąć głowę z piasku i wytłumaczyć Polakom, co zrobił, a czego nie udało się zrobić. Nie uważam, aby taki głos był niewłaściwy. Dowódcy amerykańscy normalnie komunikują się ze społeczeństwem. Ja bardzo chciałbym usłyszeć, co mają do powiedzenia przede wszystkim nasi dowódcy - podsumował gen. Polko.
W piątek gen. Tomasz Piotrowski zwrócił się z apelem o rozsądek. Poprosił Polaków o to, aby "w nadchodzących dniach bardzo ważyli emocje, abyśmy byli rozsądni w tym, co robimy, abyśmy bardzo ambitnemu i agresywnemu przeciwnikowi nie dawali pożywki, nie dawali się dzielić na grupy".
Za wcześnie, by ścinać głowę generała. Błaszczak straci więcej?
Andrzej Duda (to on powołuje dowódców na stanowiska) będzie musiał włączyć się do sporu pomiędzy ministrem obrony narodowej a dwoma generałami. Ewentualne decyzje personalne lub dyscyplinarne zostaną podjęte po konsultacji z prezydentem - zapowiedział minister Błaszczak w oświadczeniu.
- Jest za wcześnie, na ścinanie głowy generałowi Piotrowskiego. Mam nadzieję, że media punkt po puncie wyłowią nieścisłości w wersji przedstawionej przez ministra. Skoro gen. Andrzejczak informował o rakiecie, to co MON zrobiło z tą informacją? - uważa były dowódca wojsk lądowych gen. Waldemar Skrzypczak.
- Politycy nie zdali tutaj egzaminu. Publiczne podważanie wiarygodności dowódcy zemści się na nich. Bo wojsko ma większy autorytet w społeczeństwie. Wśród żołnierzy gen. Piotrowski na pewno nic nie traci - ocenia Skrzypczak.
Sugeruje, że to raczej szef MON Mariusz Błaszczak naraża się na utratę zaufania. - Jakby potem nie zapewniał, że kocha wojsko, ile podwyżek by nie obiecywał, będzie to zapamiętane - podsumował gen. Skrzypczak.
Ciąg wydarzeń w kłótni o rakietę gen Skrzypczak przewidział już kilka dni temu. W wywiadzie opublikowanym w serwisie YouTube stwierdził, że rządzący politycy przedstawią wiele wersji wyjaśnień. Spróbują przekonać społeczeństwo, że nic się nie stało. Kiedy to się nie uda, zrzucą winę z siebie na kogoś innego.
Co robić, kiedy rakieta z Rosji wlatuje nad Polskę? Przypomnijmy, że żadnych wątpliwości nie mają np. oficerowie Bundeswehry pilnujący wschodniej granicy w okolicach Zamościa. - Tu nie ma się nad czym nawet zastanawiać (...) Gdybym zobaczył lecącą w naszą stronę rosyjską rakietę, zagrażałaby ona nie tylko nam, ale także Zamościowi i okolicom. Zestrzelilibyśmy ją w obronie własnej. W takiej sytuacji kryzysowej nawet bym nie pytał - powiedział WP dowódca niemieckiego kontyngentu. - W sytuacji zagrożenia mamy dwie minuty na reakcję. Jeśli jesteśmy atakowani, bronimy się. To jest jasne! - podkreślił.