PolskaKazimierz Turaliński: zamach terrorystyczny w Polsce jest realny

Kazimierz Turaliński: zamach terrorystyczny w Polsce jest realny

Zagrożenie terroryzmem i przemocą na tle politycznym jest w dzisiejszej Polsce duże i realne. Bariera psychologiczna została przekroczona, a w tysiącach ludzi o skrajnych poglądach cierpliwość została wyczerpana - pisze w felietonie przesłanym do Wirtualnej Polski Kazimierz Turaliński. - Katalizatorem na miarę Stanu Wojennego stał się Smoleńsk. Przecież to teraz "trendy" kpić ze śmierci 96 osób i z ich bliskich, próbujących zrozumieć, co się tam właściwie stało i w których grobach złożono ciała braci, żon i matek. Podział Polski postępuje, a to, czy na wraku tupolewa były ślady materiałów wybuchowych laboratoria ustalą najwcześniej za pół roku. Ale czy wtedy nie będziemy mieli ważniejszych problemów? - pyta ekspert.

Kazimierz Turaliński: zamach terrorystyczny w Polsce jest realny
Źródło zdjęć: © WP.PL | Andrzej Hulimka

Konferencja ABW ujawniła ogromne zagrożenie terroryzmem, lecz nie w postaci Brunona K. On został już trwale zneutralizowany i najpewniej nikomu nigdy nie wyrządzi krzywdy. Ale fala nienawiści i ignorancji, jaka rozlała się wśród Polaków, dowiodła tego, że już nikt nie może czuć się bezpieczny. Politycy skutecznie zasiali nienawiść w narodzie. Tak w opozycji, jak i nurcie prorządowym. Głosy wyborców zdobyte. Za jaką cenę? Krwi?

"Siłą słabych zawsze był terror"

Fanatyzm. Każdy, kto przeczyta to słowo, wedle swoich poglądów, dostrzeże twarze albo Macierewicza, albo Palikota. Dyskurs polityczny zdominowany przez dwie skrajne siły wyeliminował głos zrównoważonego środka. Zabrakło już miejsca na rozsądną analizę faktów i materiałów dowodowych, na godne oddanie sprawiedliwości nawet osobie prezentującej przeciwne poglądy.

Skoro jest z drugiej strony barykady - nie ma racji i jest winny. Nieważne, co zrobił lub co powiedział. Nawet jeśli tylko potwierdził, że dziś jest piątek, musi być w błędzie.Winne temu są obie strony sceny politycznej, ale opozycję można jeszcze zrozumieć. Jej rola to radykalne wskazywanie nieprawidłowości, natomiast mądry, demokratyczny rząd nigdy nie powinien wykorzystywać swej siły do miażdżenia mniejszości, ale do opieki nad nią. Szacunek rodzi szacunek, dlatego w dojrzałych demokracjach nie mówimy o "dożynaniu watachy", ani nie wyśmiewamy rodzin ofiar katastrof. Celebruje się za to święta narodowe i religijne, co cementuje wspólnotę. Upokarzanie, ignorowanie, spychanie na margines rodzi frustrację. Z tej zaś wynika tylko gniew.

Siłą słabych zawsze był terror. W Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej - IRA, w RFN - RAF, w Rosji - bojówki czeczeńskie a w Hiszpanii - ETA. A gdy mniejszość we władzy jest większością w narodzie miejsce terroru zastępuje rewolucja, tak jak w Egipcie, czy Tunezji. Mądra władza nie chce dopuścić do rozlewu krwi obywateli, dlatego uważnie słucha tych, którzy nie oddali na nią głosu a śledztwa o charakterze politycznym prowadzi nad wyraz skrupulatnie i transparentnie. Wie też, że prędzej czy później, w wolnym państwie to ona będzie opozycją.

W Polsce podsycanie konfliktu społecznego stało się doraźnym sposobem manewrowania słupkami sondażowymi. Sposobem, nad którym już stracono kontrolę.

Na prawicy, na potrzeby ochrony marszu niepodległości, organizowana była ochotnicza straż, rekrutująca młodych, wysportowanych mężczyzn. Społeczne działanie ukierunkowane na ochronę porządku byłoby zrozumiałe, gdyby źródłem oczekiwanej agresji nie miała być właśnie policja. Choć trasa przemarszu była dobrze znana, to w wybranych punktach wzdłuż chodników dostrzec można było poukładane w piramidki kostki chodnikowe, później użyte do obrzucenia legalnego pochodu. "Budulec" ten umieszczono za kordonami prewencji - a rzekomi prawicowi agresorzy, prócz kominiarek i owej kostki chodnikowej, wyposażeni byli w krótkofalówki i widoczne pod kurtkami bluzy z napisem "Policja".

"Trudno o czytelniejszy sygnał od władz: tych ludzi wolno bić"

Na kilka dni przed Świętem Niepodległości prokurator prowadzący sprawę policjanta, który rok wcześniej bezlitośnie skopał po głowie jednego z uczestników pochodu, skierował do sądu wniosek o umorzenie postępowania karnego z uwagi na znikomą szkodliwość społeczną czynu. Trudno o czytelniejszy sygnał od władz: tych ludzi wolno bić. Natomiast pobity został bardzo szybko i sprawnie skazany.

Oliwy do ognia dolewają sukcesywnie wprowadzane kontrowersyjne przepisy ograniczające prawo do wolności zgromadzeń, rozszerzające uprawnienia służb mundurowych oraz umożliwiające w teorii uznaniowe wprowadzenie stanu wojennego. Czy gdy państwo staje się agresorem, dziwić może tworzenie struktur konspiracyjnych ukierunkowanych też na siłową obronę, tak jak miało to miejsce w latach PRL-u? Demonizowanie opozycji przyniosło skutki na lewicy. Głównie młodzież, czująca zagrożenie ze strony rzekomych "faszystów", organizowała identycznego charakteru bojówki w ramach tzw. Antify (Antifaschismus). Ich celem było powstrzymanie, pod hasłami "faszyzm nie przejdzie" i "łowcy nazioli", legalnego przemarszu, w którym uczestniczyły liczne rodziny z dziećmi.

W minionym roku działania polskich aktywistów wsparły lewicowe bojówki z Niemiec. Doszło do napaści na osoby jadące z flagami do Warszawy, a także do starć z policją. Pomimo z założenia szczytnej ideologii, trudno było jednak antyfaszystów odróżnić od stadionowych chuliganów, za to bardzo wizerunkowo odstawali od tego, jak wyglądać powinna w demokratycznym państwie prawa pokojowa demonstracja nowoczesnej lewicy.

"Podział Polski postępuje"

Trzecim efektem medialnego i politycznego ostracyzmu stała się, głównie wśród klasy średniej - mieszkańców większych miast z wyższym wykształceniem, zupełna spolegliwość względem mainstreamu, a w porywach wręcz dekadencki dystans do wartości patriotycznych. W XXI wieku "modnie" jest być oświeconym kosmopolitą, odrzucającym sentymenty, zapominającym o historii i pełnym ufności do władzy własnego kraju i państw zaprzyjaźnionych. Reszta społeczeństwa zasługuje na śmiech, pogardę, politowanie, albo - nienawiść.

Nieważne, co mówi człowiek z opozycji, demokratyczne wybory dowiodły przecież, że on nie ma racji. Nie ważne, jeśli dzieje mu się krzywda - to dla dobra całego społeczeństwa. Dawniej wizerunkiem zaścianka był wyśmiewany Andrzej Lepper, ale trudno nie dostrzec, że Polska to także biedni rolnicy i mieli oni prawo do swego reprezentanta w życiu politycznym.

Katalizatorem na miarę Stanu Wojennego stał się Smoleńsk, który dziś, z uwagi na kiepski wizerunek medialny Antoniego Macierewicza, "modni" ludzie traktują, jako niewybredny temat do żartów. Przy okazji jednak dają wyraz swej empatii i człowieczeństwa. Przecież to teraz "trendy" kpić ze śmierci 96 osób i z ich bliskich, próbujących zrozumieć, co się tam właściwie stało i w których grobach złożono ciała braci, żon i matek. Olbrychski, Opania, Englert i wielu innych ludzi kultury wie - to był wypadek.

Szkoda, że polscy i zagraniczni eksperci nie są tacy pewni, choć spędzili nad sprawą dwa lata, badali materiał dowodowy i mają, w przeciwieństwie do aktorów, kwalifikacje do jego oceny. Podział Polski postępuje, a to, czy na wraku tupolewa były ślady materiałów wybuchowych laboratoria ustalą najwcześniej za pół roku. Ale czy wtedy nie będziemy mieli ważniejszych problemów?

Brunon K., niedoszły zamachowiec, prezentował poglądy ksenofobiczne, skrajnie prawicowe, lecz zarazem odległe od sejmowej opozycji i Jarosława Kaczyńskiego, którego winił za katastrofę smoleńską. Nie mogą się więc z nim utożsamiać posłowie żadnego klubu parlamentarnego, wszystkich na równi chciał pozbawić życia, a wraz z nimi wielu przypadkowych, niewinnych ludzi. Pomimo tego, liczni czytelnicy uznali go za zupełnie nieszkodliwego "społecznie" z uwagi na "godny poparcia ce", a dla innych stał się antychrystem - nawet jeśli uosabiał właśnie ich poglądy. Dziś nie ma on już żadnego znaczenia, groźba płynie za to z wielu innych kierunków.

"W tysiącach ludzi o skrajnych poglądach cierpliwość została wyczerpana"

Napięcie społeczne narastające pomiędzy Polakami o prawicowych poglądach a zwolennikami nurtów libertyńskiego (Ruch Palikota) oraz centrowej stabilizacji (PO) nie pozostawiało wątpliwości. Próby przygotowania większego zamachu o charakterze terrorystycznym były tylko kwestią czasu. Ta granica została już przekroczona.Jak uczy psychologia, gdy ktoś inny postawił pierwszy krok, łatwiej odważyć się iść w jego ślad.

Chętnych jest zbyt wielu, po obu stronach sceny politycznej. Wystarczy przeczytać niektóre, łagodniejsze komentarze umieszczane w internecie przez czytelników: "Szkoda, że go złapali, żal mi chłopa, tyle jeszcze mógł zrobić...", "Tusk zaciąga pętlę na szyi obywateli", "Z tymi niewinnymi ludźmi, którzy mogli zginąć, to gruba przesada. Uczciwi ludzie w marszu gajowego nie szli - no może poza kilkoma idiotami", "Z Brunona K. robią terrorystę, bandytę, faszystę i co tylko możliwe a tak naprawdę to jest prawdziwy Polak, chcący i nie bojący się walczyć z wrogami naszego narodu", "Dupa nie zamachowiec, widać ze zwolennik PiS-u. Chłopcy z PO robią to dużo lepiej", "Wszystkich PiS-owców wyłapać i eksmitować do Rosji".

Wcześniejsze akty przemocy, które można było obserwować w ciągu minionych dwóch lat, skupiały się głównie na przedstawicielach słabszych tak ekonomicznie, jak i politycznie, środowisk katolickich i narodowych. Lżenie i naruszanie nietykalności cielesnej protestujących na Krakowskim Przedmieściu tygodniami dokonywane było pod okiem i za milczącą zgodą umundurowanych funkcjonariuszy.

Nie ukarano też policjanta pastwiącego się nad uczestnikiem zeszłorocznego Marszu Niepodległości. Mowa nienawiści popchnęła do zbrodni w łódzkim biurze Prawa i Sprawiedliwości Ryszarda C. - byłego funkcjonariusza służb mundurowych i dawnego członka Platformy Obywatelskiej. Brunon K. nienawidził obu tych partii i był zagrożeniem dla każdego, kto mieszka lub pracuje w pobliżu Sejmu, jednak dziś w ogniu krytyki znalazł się nie on, a osoby, które w porę zidentyfikowały tego niedoszłego zabójcę. Jak to świadczy o Rzeczpospolitej, jako państwie prawa, i o naszej moralności?

Tak, zagrożenie terroryzmem i przemocą na tle politycznym jest w dzisiejszej Polsce duże i realne. Bariera psychologiczna została przekroczona, a w tysiącach ludzi o skrajnych poglądach cierpliwość została wyczerpana. Zamiast jednak powagi i refleksji, opinia publiczna podzielona została na tych, którzy sprawę bagatelizują i tych popierających stanowczą, siłową rozprawę z opozycją, rządem lub mniejszościami etnicznymi.

Dwie skrajnie nieodpowiedzialne postawy zagarnęły naród, a kto stoi po środku, ten wrogiem dla obu stron. Dwie postawy udzielające pełnego przyzwolenia, z podziałem jedynie na akceptację bierną i aktywną. Zwolenników Brunona K. jest wielu, podobnie jego przeciwników przekonanych o potrzebie uprzedzenia uderzenia "wroga". Czym innym byli policjanci "udający" prawicowych chuliganów albo gotowi do bitwy antyfaszyści w kominiarkach?

Dla Wirtualnej Polski, Kazimierz Turaliński

Kazimierz Turaliński - doktorant nauk prawnych, politolog, specjalista ds. bezpieczeństwa. Autor opracowań książkowych dotyczących służb specjalnych oraz przestępczości zorganizowanej. Od 2001 roku pracuje w komercyjnym sektorze wywiadu gospodarczego i politycznego, w tym przy organizacji usług detektywistycznych, ochroniarskich i prawnych na terenie państw dawnego Bloku Wschodniego.

Masz pomysł na ciekawy artykuł? Chcesz opublikować własny felieton? ** Zamieścimy Twój tekst w naszym serwisie!

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (763)