"Każde słowo tej kampanii to wzywanie do mordów!"
Atak w siedzibie PiS nie jest zdarzeniem przypadkowym. To jest wynik wielkiej kampanii nienawiści, która jest prowadzona wobec PiS od dłuższego czasu. Na pewno "moherowe berety" Tuska to był początek tej kampanii, potem było "dorzynanie watahy". Po śmierci prezydenta zaatakowano ludzi stojących pod krzyżem - wtedy Tusk był zachwycony, że mamy w Polsce "hyde park" - powiedział Jarosław Kaczyński komentując atak w łódzkiej siedzibie PiS. Prezes partii dodał, że "każde słowo nawiązujące do tej kampanii nienawiści, będzie wzywaniem do morderstw".
62-letni Ryszard C. zaatakował dwóch członków PiS w siedzibie partii w Łodzi przy ul. Sienkiewicza. Był uzbrojony w broń gazową, przerobioną na ostrą. Zginął Marek Rosiak, mąż b. wiceprezydent Łodzi, asystent europosła PiS Janusz Wojciechowskiego. 39-letni Paweł Kowalski walczy o życie w szpitalu. Napastnik, 62-letni Ryszard C. z Częstochowy od kilku dni przebywał w Łodzi. Podczas ataku miał krzyczeć: "Nie ma Kaczyńskiego, to wy poniesiecie odpowiedzialność".
Kaczyński złożył wyrazy współczucia rodzinom zaatakowanych polityków. - Mamy tutaj do czynienia z wydarzeniem nowym w polskiej praktyce politycznej i wydarzeniem, które z całą pewnością nie miało charakteru przypadkowego - powiedział prezes PiS na konferencji prasowej w Warszawie.
Jak dodał, morderca wpadł do biura PiS z okrzykami odnoszącymi się do niego. - Stwierdził, że skoro mnie nie ma, to oni, ci których w końcu zaatakował, ponoszą odpowiedzialność. Oni - można powiedzieć - stracili życie, czy dzisiaj walczą o życie, za mnie. To oczywiście stawia mnie w szczególnej sytuacji - zaznaczył Kaczyński.
"Za bezpieczeństwo wszystkich biur PiS odpowiada rząd"
Wydarzenia w łódzkim biurze to wynik wielkiej kampanii nienawiści prowadzonej wobec PiS od długiego czasu - powiedział prezes ugrupowania Jarosław Kaczyński. Dodał, że "za bezpieczeństwo wszystkich biur i działaczy PiS odpowiedzialność ponosi rząd".
- Każde słowo, które będzie nawiązywało do tej kampanii nienawiści, będzie już po prostu wzywaniem do morderstw i to bardzo mocno chciałem podkreślić. Powtarzam: każde słowo, które będzie kontynuacją tej kampanii, wszystko jedno ktokolwiek je wypowie - czy to będzie polityk, czy to będzie dziennikarz - to będzie wzywanie do morderstw - oświadczył Kaczyński.
Jak mówił, trudno precyzyjnie określać, kiedy zaczęła się owa kampania. Mimo wszystko wskazywał, że jej początkiem były słowa premiera Donalda Tuska, który użył wobec zwolenników jego ugrupowania określenia "moherowe berety".
- Później mieliśmy już do czynienia z "dorzynaniem watahy" (nawiązanie do słów Radosława Sikorskiego - przyp. red.). Przypomnę, że osobie, która walczy o życie, dzisiaj podcięto gardło, później mieliśmy do czynienia z "bydłem" (chodzi o słowa wypowiedziane przez Władysława Bartoszewskiego - przyp. red.) i z całą masą różnego rodzaju innych ataków - podkreślił.
Jak mówił, już po katastrofie smoleńskiej, po śmierci prezydenta Lecha Kaczyńskiego, doszło do fizycznej agresji wobec tych, którzy modlili się pod krzyżem. Powiedział, że doszło do tego, że na oczach policji "profanowano krzyż, bito ludzi, a premier Tusk był zachwycony tym, że mamy hyde park".
- Będziemy walczyć o to, by w Polsce wróciła demokracja, wrócił normalny porządek polityczny, gdzie jest władza, jest opozycja, ale nie ma tego szaleństwa, tego wszystkiego, co od kilku lat w polskiej polityce w związku z rządami PO obserwujemy - powiedział prezes PiS.