Katastrofa MiG‑a pod Pasłękiem. Nowe fakty
Na polskie niebo wróciły samoloty MiG-29, uziemione po lipcowej katastrofie pod Pasłękiem. Choć wojsko zapewnia, że maszyny są sprawdzone i bezpieczne, przyczyn śmierci pilota nie ujawnia. Jego koledzy po fachu twierdzą, że wiedzą, dlaczego zginął.
Po katastrofie pod Pasłękiem szef MON Mariusz Błaszczak zapowiedział, że do czasu wyjaśnienia jej przyczyn katastrofy MiG-i-29 zostają wstrzymane. Niedługo potem branżowe media podały, że uziemione zostały też inne maszyny radzieckiej produkcji Su-22, łącznie połowa składu polskiej eskadry bojowej.
Samoloty mają jedną cechę wspólną fotele K-36. Pojawiły się spekulacje, że to właśnie fotel mógł przyczynić się do śmieci kpt. Sobańskiego. Ciało 33-letniego pilota znaleziono 200 metrów od wraku MiG. Był zapięty w fotelu - spadochron się nie otworzył.
"Zamiatanie sprawy pod dywan"
Rozmówca Onetu ppłk. Tomasz Łyżwa uważa, że pilot zginął prawdopodobnie w wyniku niskiej kultury technicznej, degrengolady i ignorancji technicznej w zakładach w Bydgoszczy. Twierdzi, że jest bardzo silna tendencja "zamiatania sprawy pod dywan", żeby opinia publiczna nie dowiedziała się, dlaczego pilot zginął. Łyżwa to były pilot bojowy, który latał m.in. na samolotach Su-22 i jako jeden z pierwszych polskich lotników został przeszkolony do lotów na F-16.
Inny pilot twierdzi, że wspomniany zakład w Bydgoszczy samowolnie dorobił pierścień odpowiedzialny za odpalenie spadochronu w zagłówku. Materiał, z którego ten pierścień był wykonany, był trzy razy bardziej wytrzymały niż przewidywała to technologia producenta.
Winny zakład w Bydgoszczy?
Polska kupiła MiG-i w 1989, kolejne dotarły w 1994, 1995 i 2003. Początkowo producenci z Rosji wspierali polskich techników przy serwisowaniu, ale zmieniło się to wraz z pogorszeniem relacji politycznych na linii Warszawa-Moskwa.
Produkcja samolotów została zakończona w 1994. Im więcej czasu od tej daty minęło, tym trudniej było je serwisować. - Części były kupowane od pośredników, a nie z pewnego źródła, jakim jest producent. Część z nich zakład dorabiał we własnym zakresie - mówi jeden z pilotów.
Już w 2011 r. technicy Wojskowych Zakładów Lotniczych nr 2 Bydgoszczy, którzy odpowiadali za przedłużenie na kolejne lata gwarancji bezpieczeństwa dla MiG-29, nie mieli dostępu do oryginalnych części zamiennych do foteli K-36.
"Pierścienie są bezpieczne"
Prezes zakładu w rozmowie z Onetem zapewnia, że pierścienie przeszły badania w instytutach ma potwierdzenie, że są sprawdzone i bezpieczne. Tyle że wszystko wskazuje na to, że badania przeprowadzono dopiero po tragedii pod Pasłękiem. Jednym z zaleceń była... wymiana pierścieni w fotelach.
Instytut Techniczny Wojsk Lotniczych zaprzeczył, by sprawdza fotele po ich modyfikacji w Bydgoszczy w 2011 r i uczestniczył w tym procesie. Zrobiono to dopiero po katastrofie. Nie wszystkie testy były udane.
Piloci nie chcą latać
Z nieoficjalnych informacji Onetu wynika, że co najmniej jeden pilot napisał wniosek o odejście do cywila. Wielu rozważa ten krok lub napisało wnioski o przeniesienie do innych jednostek.
Zakład WZL2 w Bydgoszczy nie odpowiedział na pytania, czy modyfikacja foteli została konsultowana z producentem i kto ją certyfikował.
- Śmigłowiec W-3, który spłonął na ćwiczeniach we Włoszech, potem SW-4 w Dęblinie i nieszczęsne lądowanie MiG-a w lesie, a na koniec katastrofa. Dziesięć miesięcy, pięć poważnych zdarzeń, nie żyje pilot. I nikt nie bije na alarm - komentuje gen. Tomasz Drewniak, były Inspektor Sił Powietrznych.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl