Katastrofa budowlana w Łodzi. Sąsiedzi nie wiedzą, co dalej. "Czekamy"

- Lokatorzy zostawili tam wszystko. Widać przecież było stojące przy ścianach regały, na nich zabawki - mówią mieszkańcy łódzkich kamienic, sąsiadujących z budynkiem, którego ściana w sobotę uległa zawaleniu. - Jeszcze w piątek wiedzieliśmy, że wracamy do mieszkań. Teraz czekamy na kolejne informacje - dodają inni.

Miejsce katastrofy budowlanej w Łodzi
Miejsce katastrofy budowlanej w Łodzi
Źródło zdjęć: © PAP | Grzegorz Micha�owski
oprac. ALW

W sobotę doszło do katastrofy budowlanej w kamienicy przy al. 1 Maja 23 w Łodzi przez prace związane z drążeniem tunelu kolejowego. Jeszcze wcześniej w piątek na parterze jednego z lokali w oficynie stwierdzono zapadnięcie się podłogi. W kolejnych godzinach doszło do zawalenia się fragmentu ściany, natomiast przed godz. 13 w sobotę runęła praktycznie cała ściana budynku od podwórza.

Jeszcze przed rozpoczęciem prac budynek przy al. 1 Maja nie był w najlepszym stanie technicznym - zwracano uwagę. Kamienica z początku XX wieku jest pozbawiona podpiwniczenia i solidnych fundamentów.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Na szczęście w budynku podczas katastrofy nie było nikogo z 63 lokatorów - na czas przechodzenia pod budynkami maszyny drążącej TBM, lokatorów relokowano do hotelu.

Jeszcze w weekend niektórzy z sąsiadów relacjonowali PAP przebieg wydarzeń, których byli świadkami. - Widziałam z okna, jak stropy powoli zaczęły się uginać, a potem nie minęły trzy minuty, jak wszystko runęło. My też mieliśmy być wysiedleni na czas tych prac, ale ostatecznie, dwa miesiące temu, poinformowano nas, że zostajemy. Teraz, mimo że maszyna nie przechodzi bezpośrednio pod naszym domem, czujemy wstrząsy i wibracje - mówiła PAP jedna z mieszkanek.

"Zaczęliśmy się autentycznie bać"

Sąsiedzi z kamienicy obok zaczęli obawiać się o swoje bezpieczeństwo już w piątek, kiedy doszło do pierwszych zdarzeń.

- Nie spaliśmy tej nocy. Światła latarek, ruch na podwórzu. To wszystko sprawiało, że zaczęliśmy się autentycznie bać - przekazywały "Faktowi" kobiety, które mieszkają w kamienicy pod numerem 25.

O samym zawaleniu się ściany w sobotę kobieta, której udało się nagrać zdarzenie telefonem, mówiła: - Huk był taki, jak przy wybuchu bomby. Pełno pyłu wszędzie. Stanęliśmy już z sąsiadami na równe nogi - opowiadała autorka filmu.

Inna z kobiet określa całe zdarzenie "tragedią". - Lokatorzy zostawili tam wszystko. Widać przecież było stojące przy ścianach regały, na nich zabawki... Całe szafy z ubraniami leciały w dół, fruwały książki, zeszyty - mówi, dodając: - My już też jesteśmy spakowani, czekamy z walizkami, co z nami będzie.

"Każdy zapakował po dwie walizki"

- Jeszcze w piątek wiedzieliśmy, że wracamy do mieszkań. Teraz czekamy na kolejne informacje, kiedy maszyna ruszy. Na razie jest dobrze, właściciel informował nas, że budynek był wzmacniany - przekazuje z kolei mieszkanka spod numeru 21. Z tej kamienicy również mieszkańców przeniesiono wcześniej do hoteli.

Inna z jej sąsiadek podkreśla, że "jest wiele obaw". - Mieszkam już 39 lat pod tym jednym adresem. Zostałam sama, mam ponad 70 lat. Gdzie miałabym teraz pójść, jak na nowo się urządzać? - pyta i dodaje: - W mieszkaniach zostało wszystko, cały nasz dobytek. Nie przenosiliśmy przecież mebli, pralek. Byłoby strasznie, gdyby nie zostało z tego nic.

Czytaj też:

Źródło: Fakt, PAP

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (58)