Kaczyński znów upomina się o odszkodowania od Niemiec. Ale to nic nie da
Jarosław Kaczyński w weekend po raz kolejny przypomniał o odszkodowaniach wojennych, jakie mają należeć się Polsce od Niemiec. Jednak szanse na ich uzyskanie są znikome, a jako karta przetargowa w negocjacjach okażą się nieskuteczne.
Kwestia reparacji w retoryce polityków Prawa i Sprawiedliwości powraca jak bumerang. Tym razem stało się to podczas kongresu PiS w Przysusze, gdzie prezes partii przypomniał o szkodach poniesionych przez Polskę podczas II wojny światowej.
- Nasi krytycy z Zachodu powinni pamiętać, że Polska była pierwszym krajem, który zbrojnie przeciwstawił się niemieckiemu hitleryzmowi - mówił Kaczyński, podnosząc kwestię zadośćuczynienia za krzywdy. - Czy otrzymaliśmy coś za te gigantyczne szkody, których tak naprawdę nie odrobiliśmy do dziś? Nie! - grzmiał Kaczyński. - Czy wobec tego, historycznie rzecz biorąc, nie mamy pewnych moralnych praw? - dodawał. Zaznaczył później, że Niemcy i Austria mają wobec Polski ogromne i nieuregulowane zobowiązania, które wciąż są aktualne.
O co chodzi
Skąd takie przeświadczenie prezesa PiS? Sprawa sięga 2004 roku, kiedy Sejm przegłosował uchwałę wzywającą Niemcy do "uznania ewentualnej odpowiedzialności odszkodowawczej". Uchwała była odpowiedzią na działalność Powiernictwa Pruskiego i innych stowarzyszeń reprezentujacych wysiedlonych z Polski Niemców, którzy domagali się od Polski odszkodowań. W następstwie uchwały powstały ekspertyzy prawne (jednym z autorów był obecny sędzia Trybunału Konstytucyjnego Mariusz Muszyński) dowodzące tego, że nasz kraj ma prawo dochodzić od RFN reparacji. Nigdy jednak nie zostały użyte, a temat przycichł.
Ponowne odżycie tematu to w dużej mierze zasługa dr. Grzegorza Kostrzewy-Zorbasa. Choć Polska zrzekła się swojego prawa do reparacji uchwałą Rady Państwa z 1953 r., politolog z WAT i były dyplomata ustalił, że dokument nie został zgłosozny do sekretariatu ONZ. Według niego oznacza to, że był nieważny.
- Niemcy twierdzą, że zrzeczenie obowiązuje, mimo że nie zostało zarejestrowane w ONZ, bo akty jednostronne nie podlegają obowiązkowi rejestracji. Ale wielu prawników twierdzi - i ten pogląd jest to coraz bardziej popularny - że jeżeli akt jednostronny dotyczy spraw uregulowanych w traktatach, to powinien być uregulowany tak samo jak traktaty - tłumaczy w rozmowie z WP Kostrzewa-Zorbas.
Reparacje jako karta przetargowa
Jak dodaje, Polska powinna skorzystać z tej sytuacji i wystąpić do Berlina z propozycją negocjacji. - Gdyby to nie poskutkowało, należy wnieść pozew do Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości w Hadze. To nie jest jednoznaczna sprawa i prawnicy mają tu różne zdania, więc o wszystkim powinien zdecydować sąd. Ale podkreślam, że Polska powinna dążyć nie do konfrontacji, lecz do dyplomatycznego rozwiązania . To jest klucz do sukcesu - zaznacza ekspert.
Inni są jednak bardziej sceptyczni. Co więcej, sami politycy PiS traktują sprawę reparacji nie tyle jako realną szansę otrzymania zadościuczynienia, lecz jedną z kart przetargowych w stosunkach z Niemcami. Świadczą o tym słowa samego Kaczyńskiego, który w TVP powiedział, że ponowne podniesienie tematu było "sygnałem" i "przypomnieniem pewnych spraw". Z kolei jeden z najbliższych współpracowników prezesa PiS senator Adam Bielan stwierdził w Radiu Zet, że nie sądzi, by Polska wystąpiłą do Niemiec z wnioskiem o odszkodowania.
Dał nam przykład Tsipras, jak przegrywać mamy
Jednak według dr. Kostrzewy-Zorbasa takie podejście jest błędne, o czym przekonała się Grecja. W 2015 roku Grecy zwrócili się do Berlina o reparacje warte 279 miliardów euro, mimo że w 1960 roku Ateny otrzymały niewielką część odszkodowań, zobowiązując się jednocześnie do zaprzestania dalszych działań w sprawie pokrycia strat. Był to ruch mający wywrzeć presję na Niemczech podczas ostrych negocjacji w sprawie pakietu ratunkowego dla greckich finansów publicznych.
- Grecja traktuje sprawę jako element nacisku. Ta taktyka jest nieskuteczna, Ateny nic nie uzyskały - podsumował ekspert. Podobnego zdania jest też dr Alexander Clarkson, politolog i niemcoznawca z King's College w Londynie. Według niego, działania polskiego rządu nie odniosą efektu - poza pokazaniem, że Warszawa jest niepoważnym partnerem. Jak dodaje, sięganie po sprawy reparacji może świadczyć tylko o słabości pozycji negocjacyjnej Polski.
- Na Niemcach takie rzeczy nie robią już żadnego wrażenia. Co więcej, tym razem sprawa ta nie została tam nawet zauważona - podsumował Clarkson.