"Żenujące". Jednoznaczne komentarze po słowach Kaczyńskiego
- Myślę, że Donald Tusk - bez względu na to, jak wypadnie - samą decyzją o udziale w debacie wyborczej w TVP komplikuje życie rządzącym, którzy szykowali się raczej na to, że nie będzie nikogo z PO - ocenia decyzję Donalda Tuska prof. Rafał Chwedoruk, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego.
Donald Tusk podczas spotkania z mieszkańcami Rzeszowa wyjawił, że weźmie udział w debacie wyborczej organizowanej przez TVP w najbliższy poniedziałek.
- Słuchajcie. Nie mam wyjścia. Chciałem im zrobić niespodziankę, ale skoro to pytanie padło tak bezpośrednio, to już nie będę kombinował - stwierdził lider PO. - Mam nadzieję, że słyszy mnie pan Kaczyński. Jarosławie Kaczyński, może masz odwagę, chociaż do swojej telewizji, pod skrzydła swoich funkcjonariuszy Rachoniów i innych tego typu pisowskich namiestników telewizji, (pójść - red.) i stanąć do debaty ze mną. Ja będę o godz. 18 w tej telewizji - powiedział Tusk w Rzeszowie.
Po deklaracji lidera PO w sieci pojawiło się mnóstwo komentarzy. "Kaczyński i PiS się przestraszyli", "Kaczyński stchórzył", "taki niefart" - można było przeczytać w mediach społecznościowych.
Wszystkie informacje o wyborach 2023 znajdziesz TUTAJ.
"Ma szansę udowodnić, że nie schodzi z pola"
Czy deklaracja Tuska w sprawie debaty to dobra decyzja? Zdaniem dr Anny Materskiej-Sosnowskiej, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego, jak najbardziej tak.
- Na pewno to nie będzie czysta ani łatwa gra, bo widzimy jak media państwowe się zachowują. Natomiast były dwa wyjścia: albo w debacie weźmie udział on, albo Rafał Trzaskowski. To, że Tusk zdecydował się na pójście do TVP, to bardzo dobra decyzja. Ma szansę, przy bardzo niesprzyjającej sytuacji, przy bardzo niesprzyjających mu dziennikarzach, pokazać: nie nie mam wilczych oczu, nie jestem wilkołakiem. I udowodnić, że nie schodzi z pola - podkreśla ekspertka.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo.
"Tusk komplikuje życie rządzącym"
Prof. Rafał Chwedoruk, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego, przypomina z kolei, że mimo iż opozycja ma per saldo minimalnie większe szanse na większą liczbę mandatów niż PiS, to jednak partia Kaczyńskiego jest liderem.
- Dlatego Platforma, w nadziei może nie na prześcignięcie PiS, ale przynajmniej minimalizację dystansu, musi dążyć do jakichś zmian - zauważa.
- Tusk mógł wrócić na polską scenę polityczną w poważnej roli tylko jako główny polityczny przeciwnik PiS. W każdej innej roli są tacy wśród opozycji, którzy będą lepsi od niego. A skoro tak, to nie może nie pójść tuż przed kampanią na debatę, w miejscu, które liberalna strona sporu pokazuje jako uosobienie słabości obozu rządzącego, jako odejście od misji medium publicznego. Myślę, że Tusk - bez względu na to, jak wypadnie - samą tą decyzją niejako komplikuje życie rządzącym, którzy szykowali się raczej na to, że nie będzie nikogo z PO - tłumaczy prof. Chwedoruk.
"Nie spodziewają się zaciętego wroga w swojej telewizji"
Dr Materska-Sosnowska zauważa, że bardzo duża część elektoratu, który jest niepewny dla PiS i który dopuszcza głosowanie na inną partię, szuka informacji także poza TVP.
- I właśnie dla tego elektoratu - nie mówię o tym twardogłowym - przyjście Tuska na debatę, pokazanie się w tej telewizji, to jest otwarcie na inną narrację, na inny sposób myślenia. Nie spodziewają się zaciętego wroga w swojej telewizji - tłumaczy ekspertka.
Jednocześnie politolog nie jest zdziwiona decyzją lidera PO. - Szczerze mówiąc, dla mnie było oczywiste, że Tusk weźmie udział w debacie. Dziwiłabym się, gdyby było inaczej. To nie jest ten zawodnik - stwierdza.
Przekonać wahających się
Prof. Chwedoruk zwraca uwagę na fakt, że "olbrzymia część opinii publicznej zawsze źle reagowała na próby unikania debat przez polityków". Przypomina o debacie czterech kandydatów na prezydenta w 2010 roku, w której początkowo nie zamierzał brać udziału Bronisław Komorowski. Zdecydował się na to dopiero po wielu krytycznych głosach.
Z kolei Rafał Trzaskowski podczas kampanii w wyborach prezydenckich w 2020 roku nie przyjął zaproszenia na debatę z Andrzejem Dudą w Końskich. Są tacy, którzy twierdzą, że w ten sposób mógł stracić kilka procent wyborców.
Zdaniem prof. Chwedoruka jest więc duża szansa na to, że Tusk zyska na debacie w TVP.
- Olbrzymia część wyborców, którzy chcą zagłosować na Tuska, i tak na niego zagłosuje, bez względu na to, co powie, jak wypadnie. Natomiast osoby wahające się to z reguły wyborcy umiarkowani, których cechuje niekoniecznie jakiś zbiór poglądów, ale bardzo często cechuje ich aprobata określonego stylu uprawiania polityki - tłumaczy.
- Jeśli Tusk będzie miał naprzeciwko siebie, oprócz polityków obozu rządzącego, dziennikarza o wyrazistych poglądach, który eksponowałby te poglądy, to będzie to dla niego bardzo korzystne. Będzie się bowiem mógł pokazać jako polityk umiarkowany, zdystansowany, nieskory do angażowania się w polityczne kłótnie - stwierdza politolog.
Kaczyński nie przyjdzie. "Mamy do czynienia z dezercją"
Wiadomo już, że prezes PiS nie przyjął "zaproszenia" lidera KO. - Co wybrać? Czy rozmowę z kłamczuchem, jeszcze do tego człowiekiem zupełnie zależnym od innych, wiadomo, od kogo. No, żeby to chociaż był Weber (Manfred, szef Europejskiej Partii Ludowej - red.). Ale on? No i jednak wybrałem Przysuchę - stwierdził w czwartek po południu prezes PiS, odpowiadając na "wyzwanie" rzucone mu przez Tuska.
- To żenujące. Obrażanie w ten sposób przeciwnika politycznego jest przejawem braku kultury. Pogłębia też problem, kogo PiS ma wysłać na debatę. Żaden z potencjalnych interlokutorów Tuska nie będzie ani samodzielnym, ani niezależnym od Kaczyńskiego partnerem. Można powiedzieć: "nie, nie będę, wybieram Przysuchę", ale nie można cały czas obrażać przeciwnika - podkreśla dr Materska-Sosnowska, komentując sposób, w jaki Kaczyński uzasadnił swoją decyzję.
Jednocześnie politolog ocenia, że decyzja Kaczyńskiego może "rozczarować część wyborców PiS". - Tusk się stawia, a w przypadku lidera PiS mamy do czynienia z dezercją. To Tusk idzie do jaskini lwa - podsumowuje dr Materska-Sosnowska.
***
Debatę wyborczą w TVP poprowadzą Anna Bogusiewicz-Grochowska i Michał Rachoń. Z regulaminu przedstawionego w środę komitetom wyborczym wynika, że ich przedstawiciele usłyszą sześć pytań. Każdy będzie miał minutę na odpowiedź. TVP uznała, że politycy w studiu nie będą mogli zadawać pytań konkurentom. Nie dostali też prawa do ripost.