PublicystykaKaczyński zapewnia, że walczy z antysemityzmem. Tolerancja dla wybryków jego ludzi mówi co innego

Kaczyński zapewnia, że walczy z antysemityzmem. Tolerancja dla wybryków jego ludzi mówi co innego

Jarosław Kaczyński na każdym kroku zapewnia, że nie tylko nie jest antysemitą, ale wręcz walczy z takimi poglądami. Nie widać tego w działaniach prezesa PiS - od lat pozostaje obojętny wobec antysemickich wybryków swoich ludzi.

Kaczyński zapewnia, że walczy z antysemityzmem. Tolerancja dla wybryków jego ludzi mówi co innego
Źródło zdjęć: © PAP | Jakub Kamiński
Kamil Sikora

12.02.2018 16:58

"Ja antysemitą nie jestem, wręcz przeciwnie: jestem jego zdecydowanym przeciwnikiem" - mówi Jarosław Kaczyński w najnowszym wywiadzie dla "Do Rzeczy". Prezes PiS stara się na każdym kroku podkreślać i przekonywać, że poglądy antysemickie są mu obce. Tak pisze w autobiografii o powoływaniu swojej pierwszej partii, czyli Porozumienia Centrum: "Mieliśmy ambicję stworzenia nowoczesnej partii nielewicowej, ale nie używaliśmy wtedy słowa prawica. Wymagało to odcięcia się od tego, co uważaliśmy za złą tradycję prawicy, a po części centrum, czyli antysemityzmu".

Walka z antysemityzmem

Prezes wymienia powody takiego podejścia. "Po pierwsze, uważaliśmy antysemityzm za zły sam w sobie, paraliżujący myślenie i niemoralny. Po drugie, sądziliśmy, że nie może być wykorzystywany do organizowania sił politycznych, które odwołując się do pewnych elementów tradycji narodowo-demokratycznej, będą ciągnęły nas na Wschód. Po trzecie, wiedzieliśmy, zgodnie zresztą z historycznym doświadczeniem, że antysemityzm jest znakomitą metodą odcinania nas od Zachodu. Po czwarte, chcieliśmy uzyskać możliwie duże wpływy wśród inteligencji, a tam, wyjąwszy pewne środowiska, które nas nie interesowały, antysemityzm był przeszkodą".

Co więcej, prezes ocenia, że "wyeliminowanie antysemityzmu z polskiej polityki to zasługa PC". Nawet jeśli przyznałoby się mu rację, to trzeba przyznać, że antysemityzm wrócił do polskiej polityki przy braku sprzeciwu Jarosława Kaczyńskiego. A na pewno przy braku aktywnych działań z jego strony, które ten powrót antysemityzmu by zatrzymały.

Bo wokół PiS i w samym PiS aż nadto było osób i incydentów, które trąciły antysemityzmem. A jeszcze więcej było tych, którzy antysemityzm relatywizowali, umniejszali jego skalę i tłumaczyli. "Szejnfeld, kaliski żyd, ma jakieś kompleksy", "Kuczyński Waldemar, rzekomo kaliski żyd, członek PZPR, znawca wszystkiego", "Smolar – etatowy żyd, na UW asystent u Brusa (Włodzimierza, ekonomisty z przeszłością politruka), osławionego siepacza bezpieki. Coś więcej?" - to tylko kilka wpisów posła PiS Jana Mosińskiego, dzisiaj członka ważnej dla partii komisji zajmującej sie warszawską reprywatyzacją.

"Wypoczywam, czytam różne zaległe lektury. I zastanawiam się dlaczego wśród aborterów jest tak dużo Żydów, pomimo Holocaustu" - to z kolei wakacyjne rozważania posła Bogdana Rzońcy. Polityk przeprosił i zapewniał, że antysemitą nie jest Podobnie broniono posła Mosińskiego. Ostatnio z kolei głośno jest o tezach posła Jacka Żalka, który przekonuje, że to nie Polacy odpowiadają za Jedwabne.

Skandal za skandalem

Tropieniem żydowskich korzeni wsławiła się też Magdalena Ogórek, ulubienica prawicowych mediów z kilkoma programami w TVP. "Czy oznaką kręgosłupa jest zmiana nazwiska z Berman na Borowski" - pytała byłego Marszałka Sejmu. "A ojciec też nie zmieniał? Senator w wolnej Polsce musi rozliczyć się ze stalinowskiego i KPP-go spadku" - drążyła, gdy polityk zaprzeczył. Sporo krytyki wywołały też wypowiedzi kolegów Magdaleny Ogórek z programu "W tyle wizji". Marcin Wolski i Rafał Ziemkiewicz w apogeum sporu o nowelizację ustawy o IPN żartowali o "żydowskich obozach zagłady".

Są też świeże przykłady wypowiedzi, które w środowiskach żydowskich budzą oburzenie. "Brutalne rozprawianie się z Palestyńczykami, czy Hezbollahem to także forma odreagowywania. Powtarzanie samym sobie: już nigdy nie pójdziemy jak owce na rzeź. Holokaust poza wszystkim to również potworne upokorzenie - że nie walczyli, nie stawili oporu" - mówił w weekend doradca prezydenta prof. Andrzej Zybertowicz, a jego słowa poniosły się głodnym echem w światowych mediach.

W obronie narodowców

"Rudolf Hess, zastępca Hitlera, nie powinien był dostać dożywocia", "W Norymberdze wykreowano oficjalnie religię Holocaustu" - to z kolei opinie wyrażone wiele lat temu przez Arkadiusza Karbowiaka, odpowiedzialnego dzisiaj za budowę Muzeum Żołnierzy Wyklętych. Kolega Patryka Jakiego publikował te rozważania w czasopiśmie narodowców "Szczerbiec". W marcu 2017 roku został przez prezydenta Andrzeja Dudę odznaczony Srebrnym Krzyżem Zasługi.

Politycy PiS mają długą historię stawania w obronie narodowców, z których część ma antysemickie i rasistowskie poglądy. - Dopóki żyjemy, to mamy emocje. I te emocje dały swój upust w Radomiu. (...) To sytuacja, która nie powinna mieć miejsca, ale też ich rozumiem - mówiła Beata Mazurek po tym, jak w Radomiu narodowcy z Młodzieży Wszechpolskiej zaatakowali zwolenników KOD. Po tych słowach nie tylko nie przestała być rzeczniczką PiS, ale i niedawno awansowała na wicemarszałka Sejmu.

Tolerancja dla antysemitów

Antysemickie wybryki pokazane w reportażu TVN24 relatywizował też Joachim Brudziński, szef MSWiA. Zamiast skupić się na problemie, mówił o atakach na biura poselskie PiS, o "okupacji Sejmu" i dziękował prawicowym i katolickim mediom za krytykowanie antysemityzmu. Z mównicy sejmowej przekonywał też, że nazizm był ruchem lewicowym. Więcej na ten temat tutaj.

Może więc Jarosław Kaczyński rzeczywiście brzydzi się antysemityzmem. Ale w imię politycznych kalkulacji on i jego środowisko przez lata tolerowali antysemickie wybryki.

Zobacz także
Komentarze (0)