Jednoznaczności w kwestii Gazy nie będzie. Polska dyplomacja musi zachować ostrożność [OPINIA]
Niejednoznaczność, unikanie twardych deklaracji i odcinanie się od najmocniejszych, także słusznych tez obrońców praw człowieka - tak wygląda polityka polskiego MSZ w kwestii Gazy. Innej nie tylko nie będzie, ale i - niezależnie od tego, co się o tym sądzi moralnie - być nie może. Analiza polskiej sytuacji geopolitycznej nie pozostawia wielkiego pola manewru - pisze dla Wirtualnej Polski Tomasz P. Terlikowski.
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Jeśli o mnie chodzi, nie mam wątpliwości, że to, co dzieje się w Strefie Gazy, nosi znamiona ludobójstwa, a część z działań armii izraelskich jest przestępstwem wojennym.
Obronić z perspektywy moralnej nie da się również niemałej części wypowiedzi izraelskich polityków (szczególnie mocno dotyczy to skrajnej, religijnej, neosyjonistycznej prawicy, ale nie tylko). Sytuacja ludności palestyńskiej jest dramatyczna. Nie ma i nie powinno być, co do tego wątpliwości.
Ani polska opinia publiczna, ani media nie powinny udawać, że nic się tam nie dzieje. I dziennikarze, i liderzy opinii powinni mocno się w tej sprawie wypowiadać, a jeśli uznają to za konieczne - uczestniczyć w protestach. Nie ma powodów, by ulegać propagandzie Izraela.
Tajny ośrodek atomowy Izraela. Zdjęcia satelitarne uchwyciły nowy obiekt
Moralność i ostrożność
Istotne jest jednak, by nie zapominać, że gdy toczy się wojna, to działania propagandowe prowadzą obie strony, a Hamas przez lata naprawdę wypracował skuteczne metody wpływania na opinię publiczną. Gdy wyrażamy słuszne oburzenie sytuacją w Strefie Gazy, trzeba o tym pamiętać - tak by nie popaść w jednostronność charakterystyczną dla emocjonalnie nastawionej debaty publicznej.
Nie jest tak, że w tej wojnie odpowiedzialność spoczywa tylko na Izraelu, a gdy mówimy o Hamasie, mamy do czynienia z gołąbkami pokoju, niesłusznie oskarżonymi o zbrodnie. Sytuacja i historycznie, i politycznie jest o wiele bardziej skomplikowana. A do tego warto pamiętać, że obecna eskalacja, a także niemoralne i zbrodnicze działania Izraela mogą być wykorzystane do podsycania niebezpiecznego - również z polskiego punktu widzenia - antysemityzmu.
Jeszcze ostrożniej w tej sprawie musi działać polska dyplomacja. MSZ, co doskonale widać, wstrzymuje się od jakichkolwiek mocnych deklaracji. Radosław Sikorski jak ognia unika oskarżania Izraela o ludobójstwo i dość jednoznacznie odcina się od działań posła Franciszka Sterczewskiego.
Nawet jeśli można różnie oceniać poziom żartów wicepremiera Sikorskiego, który przypomina, że "nie mamy zakładników na wymianę", to trudno nie dostrzec, że ta ostrożność jest w polskiej sytuacji wskazana.
Polska przed laty uznała już prawo do istnienia państwa palestyńskiego i teraz nie musi (co jest dla nas z pragmatycznego punktu widzenia bardzo wygodne) już tego robić, a inne działania - symboliczne czy polityczne - są dla nas w istocie z geopolitycznego punktu widzenia zamknięte.
Rozsądne (nawet jeśli niemoralne) milczenie
Dlaczego? Odpowiedź jest dość prosta. Polska jest państwem frontowym, u naszych granic toczy się wojna kinetyczna, a na naszych terenach od dawna trwa wojna hybrydowa. Jeśli ktoś pozostaje gwarantem polskiego bezpieczeństwa, są to Stany Zjednoczone, a konkretniej - ich obecny prezydent, który jest jeszcze bardziej jednoznacznie proizraelski niż jego poprzednicy.
Co to oznacza dla Polski? Że trzeba unikać jakichkolwiek mogących go do nas i do naszej polityki zniechęcić. Polska nie jest Hiszpanią, która jest od Rosji daleko i której obojętne jest, co powie o niej Donald Trump. Nie jesteśmy także Wielką Brytanią, którą Trump traktuje jako potęgę i z którą się liczy. My powinniśmy - w sytuacji, jakiej jesteśmy - unikać niepotrzebnych dyplomatycznych wycieczek, które mogą wystawić nasze bezpieczeństwo na ryzyko. Od polityków trzeba w takiej sytuacji wymagać realizmu, a nie - moralizmu.
Ale na postawę wicepremiera i ministra spraw zagranicznych wpływa także - i to szczególnie dotyczy jego specyficznego poczucia humoru i rozgrywania sprawy Sterczewskiego - polityka krajowa. Jest jasne, że to PiS chce uchodzić i uchodzi za partię proamerykańską i zachowującą świetne relacje z Trumpem, a Koalicja Obywatelska jest tą gorszą, mniej proamerykańską stroną. Czy jest to prawda - pozostaje kwestię wtórną, bo Sikorski ma niezłe kontakty także z republikanami. W takiej sytuacji warto, jeśli kieruje się logiką zysku partyjnego, unikać - z perspektywy także wewnętrznej - wszystkich sytuacji, które mogą wizerunkowo czy realnie pogorszyć relacje między USA i Polską, a to oznacza wzmocnić PiS.
Jak się zdaje - niezależnie nawet od własnych poglądów Sikorskiego - to właśnie robi wicepremier. Unika twardych deklaracji, wyzłośliwia się nad posłem Sterczewskim i pokazuje, że jego zatrzymanie było do przewidzenia, a cała wielka flotylla nie miała znaczenia humanitarnego, a jedynie wizerunkowe. Od momentu wyruszenia statków było jasne, że zostaną one zatrzymane przez Izrael.
Od polityków wymagajmy realizmu
Tego rodzaju polityczny realizm może się podobać albo nie, ale trzeba mieć świadomość, że jest podyktowany także obowiązkami, jakie nałożone są na ministra spraw zagranicznych. Jego rolą nie jest moralne pouczanie, wskazywanie odpowiedzialnych za zbrodnię, ale prowadzenie polityk dobrej dla naszego kraju, a to znaczy: zapewniającej mu poczucie bezpieczeństwa. Oceniane z tej perspektywy działania MSZ są jedynymi możliwymi. Nie jesteśmy ani w miejscu, ani w czasie, który umożliwiałby ostrzejsze ruchy.
Symbolicznie zaś kluczowy krok - uznanie prawa istnienia państwa palestyńskiego - został poczyniony bardzo dawno temu. Niczego więcej od polskich polityków odpowiedzialnych za dyplomację wymagać nie można. To tym bardziej oczywiste, że w polskiej sytuacji nie ma wielkiego nacisku na władze, by zajęły inne stanowisko.
Na koniec, by to było odpowiednio zrozumiane: wszystko, co napisałem, nie oznacza, że uważam, że opinia publiczna nie powinna protestować przeciwko temu, co dzieje się w Strefie Gazy, że nie powinniśmy jako obywatele wspierać walczących o prawa człowieka czy - tym bardziej - że nie powinniśmy wspierać pomocy humanitarnej dla Strefy Gazy.
To, co tam się dzieje, jest skandaliczne. Nie da się znaleźć na to prostego usprawiedliwienia. O tym powinni pisać i mówić dziennikarze, liderzy opinii, a Polki i Polacy mogą i powinni uczestniczyć w protestach. To wszystko jednak - przynajmniej na tym etapie - nie powinno się przekładać na deklaracje polskiego MSZ. Polityka zagraniczna nie jest przestrzenią moralnych deklaracji, ale realizacji własnych interesów. I dobrze by było, gdyby polska polityka zagraniczna też taka była.
Dla Wirtualnej Polski Tomasz Terlikowski
Tomasz P. Terlikowski, doktor filozofii, publicysta RMF FM, felietonista "Plusa Minusa", autor podcastu "Wciąż tak myślę". Autor kilkudziesięciu książek, w tym "Wygasanie. Zmierzch mojego Kościoła", "To ja Judasz. Biografia Apostoła", "Arcybiskup. Kim jest Marek Jędraszewski".