PublicystykaJan Wójcik po zamachach w Hiszpanii: już nie ma bezpiecznych plaż

Jan Wójcik po zamachach w Hiszpanii: już nie ma bezpiecznych plaż

Jeszcze dwa tygodnie temu miała miejsce burzliwa dyskusja na profilu znajomej, gdzie jechać nad ciepłe morze, tanio i bezpiecznie. Padały różne propozycje: Turcja, Egipt, Tunezja, albo też Grecja, Hiszpania, Chorwacja. Północ Afryki po Arabskiej Wiośnie i zamachach w Susie i Trypolisie były mocno krytykowane. Ja nie polecałem Turcji ze względu na otwarty marsz w kierunku dyktatury, który powinien spotkać się z bojkotem ekonomicznym. Wczoraj przypomnieliśmy sobie, że nie istnieje coś takiego jak bezpieczne miejsce spędzania urlopu.

Jan Wójcik po zamachach w Hiszpanii: już nie ma bezpiecznych plaż
Źródło zdjęć: © East News | AFP/Josep Lago

18.08.2017 | aktual.: 18.08.2017 12:12

Pierwszy zamach w Barcelonie na Las Ramblas był z punktu widzenia terrorystów skuteczny, dla nas tragiczny. Drugi, w kurorcie, w sytuacji gotowości służb skończył się przede wszystkim śmiercią zamachowców. Czy mamy prawo być zaskoczeni? Pamiętamy przecież zdjęcia z ubiegłego roku z plaż francuskich, gdzie tłumom w bikini i kąpielówkach towarzyszyli uzbrojeni żołnierze w kamizelkach kuloodpornych. Popularna w tym roku była też mapa brytyjskiego MSZ, przed sezonem urlopowym informująca obywateli o ryzyku zamachów terrorystycznych. Co prawda Hiszpania była zaznaczona na niej kolorem o niższym nasyceniu niż Francja czy Niemcy, ale jednak z opisem "likely" - prawdopodobne.

Po spektakularnych zamachach w Madrycie w 2004 roku, które pchnęły rząd hiszpański do wycofania się z koalicji w Iraku, o Hiszpanii. w kontekście islamskiego terroryzmu. nie słychać było wiele. A jednak ciągle dokonywano tam aresztowań osób i grup podejrzanych o terroryzm i jego wspieranie. Czasami były to siatki międzynarodowe powiązane z Belgią, Szwajcarią, a akcje policji były przeprowadzane symultanicznie w różnych krajach. Katalonia, której stolicą jest Barcelona, była od wielu lat miejscem aktywności islamskich radykałów. W 2012 roku hiszpańskie służby wywiadu określiły Katalonię "dużym śródziemnomorskim ośrodkiem radykalnych islamistów". 80 proc. aresztowań hiszpańskich terrorystów odbyło się na terenie tego regionu.

Nie jestem politykiem, więc mogę zaryzykować powiedzenie: "sorry taki mamy klimat". Zagrożenie terroryzmem będzie nam już towarzyszyć. Pokonanie tzw. Państwa Islamskiego w Syrii nie załatwi problemu, ba, może nawet paradoksalnie doprowadzić do jego eskalacji w Europie. Chociaż zamachy terrorystyczne są tragicznym wydarzeniem, wojny na ulicach są niespodziewane, to jednak statystycznie nie są głównym czynnikiem zgonów. Jedną z lepszych odpowiedzi na nie jest nie poddawać się strachowi, który chcą terroryści w nas zasiać. Nie sugeruję tu wyparcia i udawania, że zagrożenie nie istnieje. Wręcz przeciwnie, doradzam uznanie, że nie ma miejsc bezpiecznych, trzeba się nauczyć minimalizować ryzyko, także na poziomie osobistym. Może nawet rozważyć w szkołach w ramach jakiegoś przedmiotu - szkolenia z zachowania w sytuacji terrorystycznej. Przyswojenie zasad wynikających ze schematu uciekaj, ukryj się, walcz, szerzej opisanego przeze mnie na WP dwa lata temu.

Czy nadbałtyckie plaże to oaza spokoju?

Na wspomnianej mapie Foreign Office Polska została oznaczona jako kraj bezpieczny. Oczywiście z uwagi na mniejszą liczebność społeczności muzułmańskiej, z której rekrutują się w ostatnich latach zamachowcy, możemy wydawać się krajem o mniejszym ryzyku, chociaż ze względu na poprawność polityczną nikt oficjalnie na Zachodzie nie przyzna się, że chodzi właśnie o ten czynnik.

Nie obnosiłbym się jednak z tym poczuciem bezpieczeństwa, bo ono prowokuje. Jak pokazują ostatnie lata, taktyką obraną przez terrorystów są relatywnie małe w skutkach, ale częste zamachy, pokazujące, że są w stanie dotknąć każdego w niespodziewanym momencie: spacer ulicą, supermarket, plaża, świąteczny jarmark, pociąg, miejsca odwiedzane licznie przez turystów. Czy pusząc się swoim bezpieczeństwem nie wystawiamy się jako kolejny cel?

W poprzednim artykule dla WP przedstawiałem informacje o polskich sympatykach tzw. Państwa Islamskiego, wzywających do zamachów w naszym kraju. Pod takim zarzutem ABW aresztowało młodego muzułmanina. I to nie były pierwsze takie działania naszych służb. Mieliśmy też do czynienia z zabitym w Syrii polskim dżihadystą, który przeszedł proces radykalizacji w naszym kraju. Na początku sierpnia białostocki sąd skazał grupę Czeczenów zamieszkałych w Polsce za wspieranie organizacji terrorystycznej Emiratu Kaukaskiego. Wejście na niektóre profile Czeczenów pokaże wśród znajomych sympatyków tzw. Państwa Islamskiego. Pozostaje mieć nadzieję, że w tym przypadku służby monitorują zachowania takich osób. Ale z drugiej strony po zamachach na zachodzie Unii dowiadywaliśmy się nazbyt często, że sprawca był służbom znany. Trudno jednak wymagać 100 proc. skuteczności, kiedy skala zagrożenia, liczba potencjalnych osób do objęcia nadzorem, przekracza możliwości operacyjne służb.

Zaakceptujmy zatem, że to zagrożenie istnieje. Nauczmy sobie z nim radzić. Nie wypierajmy go na zasadzie, że nie ma czym się przejmować, bo "ilość ofiar terroryzmu jest nieporównywalna z ofiarami grypy", jak chciałby Sławomir Sierakowski. Z drugiej strony nie poddawajmy się panice i nie rezygnujmy z tego powodu z naszego stylu życia, bo problem potrwa jeszcze dziesięciolecia, jak powiedział tydzień temu były szef brytyjskiego MI5 Lord Evans.

Jan Wójcik, Euroislam.pl

Źródło artykułu:euroislam.pl
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)