Jan Paweł II zostaje? To zależy od pokolenia [OPINIA]

15 października, w Polsce dzień papieski, choć jak co roku pełen fet, uroczystości, wielkich słów, skłania do postawienia pytania o to, co nam zostało w polskim Kościele prawie dwie dekady po jego śmierci? Czy papież jest obecny w polskiej świadomości i czy wpływa na polską rzeczywistość? - pisze dla Wirtualnej Polski Tomasz P. Terlikowski.

15 października, dzień papieski w Polsce
15 października, dzień papieski w Polsce
Źródło zdjęć: © Domena publiczna
Tomasz P. Terlikowski

15.10.2023 | aktual.: 15.10.2023 18:25

Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.

Odpowiedź na te pytania wcale nie jest oczywista. Reakcja na filmy Marcina Gutowskiego jasno pokazuje, że pokolenia Polaków, które Jana Pawła II pamiętają, traktują go nadal w większości (i to w zasadzie niezależnie od poglądów) nadal jako "niekoronowanego króla Polski". On jest - także dla mojego pokolenia - wspomnieniem nie tylko potęgi Kościoła w Polsce (to dla wierzących), ale i najważniejszych wydarzeń w naszej historii.

Solidarność, upadek komunizmu, kolejne pielgrzymki do Polski wpisały się w pamięć społeczną i żadne wątpliwości czy pytania nie mogą odebrać tym pokoleniom mitu (ale i przeżytej rzeczywistości) papieża z Polski. On zostanie, nikt nie jest w stanie odebrać pamięci o nim, jego zdjęcia, obrazki zostaną w bardzo wielu polskim domach.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Ale - i o tym też nie można zapominać, pamięć, szacunek - charakteryzuje pokolenia tych, którzy świadomie doświadczyli pontyfikatu Jana Pawła II. Młodsze pokolenia, dla których jest on tylko wspomnieniem rodziców, papież z Polski stał się memem. Setki pomników, wycieczki szkolne do Wadowic, konkursy i okolicznościowe akademie, cytaty w kolejnych listach pasterskich miały podtrzymywać pamięć o Janie Pawle II, ale zamiast tego w młodszym pokoleniu zbudowały - czasem nieświadomie - parodię pamięci. Przesłodzony, kiczowaty obraz nie był w stanie wyjaśnić, dlaczego pokolenia starsze, które przeżyły i doświadczyły tamten pontyfikat, obdarzały Jana Pawła II takim szacunkiem.

Efekt? Jan Paweł II dla pokolenia moich dzieci nie jest już posągową postacią, ale memem, na którym widzimy w najlepszym razie "kremówkowego dziadka", a w najgorszym "obrońcę pedofilów w Kościele". W pamięci młodych pozostaje godzina śmierci (21:37 to nieustanny powód do żartów), kilka cytatów i coraz większa liczba pytań, na którą nie dajemy i nawet nie chcemy dawać odpowiedzi, zamiast tego bombardując ich przekazem, że "Jan Paweł II wielkim papieżem był".

Rozdarcie pokoleniowe

Gdy młodzież ciśnie bekę z Jana Pawła II, my dokładamy im więcej lektur, więcej hagiografii, więcej kremówek. Młodzi zadają niewygodne (owszem niekiedy ahistoryczne, ale dla nich poważne) pytania? Oburzamy się widowiskowo, oskarżamy współczesną kulturę o niszczenie autorytetów. Skutkiem takiego zachowania jest to, że upupiamy nawet to, co wciąż może zachwycać.

Pokoleniowe rozdarcie, to trzeba powiedzieć otwarcie, nie jest czymś, co łatwo będzie uleczyć. Aby to zrobić trzeba zrezygnować z kremówek, z nieustannego cytowania, a zająć się naprawdę poważnymi badaniami, nie tylko historycznymi, ale i teologicznymi. Jan Paweł II - jestem głęboko przekonany - nadal ma sporo do zaoferowania, ale aby to dostrzec trzeba zacząć traktować jego dzieła jako źródło teologii i myśli, a nie jako zasobnik cytatów na każdą okazję.

Warto więc wracać do teologii religii papieża z Polski, zastanowić się, co miał oznaczać jego gest ucałowania Koranu? Czy to tylko symbol czy jednak wskazanie, że ta święta księga islamu niesie w sobie jakiś "pogłos" Boskiego objawienia? Istotne znaczenie dla teologii ma papieska teologia judaizmu, w której wciąż odnaleźć można cenne inspiracje. Warto też sięgać do "teologii ciała" Jana Pawła II, ale nie jako do uzasadnienia moralności chrześcijańskiej, a raczej jako głębokiej analizy natury człowieka.

"Teologia ciała Jana Pawła II niesie skutki dla całej teologii. Domaga się od nas, byśmy rozumieli seksualność jako sposób pojmowania istoty tego, co ludzkie - a przez to z kolei postrzegali cząstkę z tego, co Boskie. W teologii ciała nasze bycie w ciele «na początku» - jako mężczyzny i kobiety - stanowi okno ukazujące naturę i zamiary Boga Stwórcy" - pisał George Weigel.

Amerykański teolog wskazał, że tym, co najważniejsze w myśli papieża z Polski, wcale nie były poglądy moralne, ale wprowadzenie do myślenia teologicznego świadomości, że "życie seksualne jest obrazem wewnętrznego życia Boga", a do filozofii świadomość, że podmiot myślący od jakiego ma zaczynać się - według filozofii współczesnej - filozofowanie "jest zawsze podmiotem ucieleśnionym, zaś owo ucieleśnienie jest istotne dla jego samoświadomości oraz stosunku do świata".

"Przeszkodą w prawdziwym zajęciu się przemyśleniami Papieża jest również «kanon» określonych przez media kontrowersyjnych problemów w Kościele - regulacja urodzeń, aborcja, rozwody, święcenia kapłańskie kobiet. Teologia ciała z pewnością nie jest przeznaczona dla epoki dwudziestosekundowych wypowiedzi w radiu czy telewizji, ani dla mediów, według których każdą wypowiedź trzeba zaszufladkować jako «liberalną» albo «konserwatywną».

Być może teologią ciała Jana Pawła II będzie się można zająć poważnie dopiero wówczas, gdy on sam, służący jako piorunochron kontrowersji zejdzie ze sceny historii" - wskazywał Weigel. Odkrycie tego wymiaru papieskiego myślenia wciąż jest przed nami. Niestety, nic nie wskazuje na to, by w najbliższym czasie rzeczywiście ktoś w polskim Kościele zamierzał się zająć akurat tym wyzwaniem.

Odkrycia wymaga także teologia solidarności Jana Pawła II, która może i powinna się stać fundamentem polityki migracyjnej, która spójna byłaby z nauczaniem Franciszka. Tyle, że i w tej kwestii nie widać wielu chętnych, którzy chcieliby do niej nawiązywać.

Intelektualna uczciwość wymaga jednak także, poza przypomnieniem wspaniałych wspomnień i bogactwa myśli, postawić pytanie, na ile Jan Paweł II odpowiada za obecny stan Kościoła w Polsce. To pytanie nie oznacza kwestionowania faktu, że to właśnie Jemu zawdzięczamy zarówno boom powołaniowy z lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, ogromne wzmocnienie wiary wśród ówczesnych młodych czy ogromne znaczenie polityczne i społeczne jakie miał Kościół w Polsce - i to nawet gdy w latach 90. rządzili nim postkomuniści.

Ale, zmieniając perspektywę, trudno nie zadać pytania, czy poziom polskiego episkopatu, brak w nim szczególnie wśród mianowanych w ostatnich latach jego pontyfikatu wyrazistych postaci, nie wynika z tego, że politykę nominacyjną pozostawił Jan Paweł II ludziom nieodpowiednim (czyli najpierw szefowi sekcji polskiej, a później nuncjuszowi arcybiskupowi Stanisławowi Kowalczykowi i jego współpracownikom, a później także ks. Dziwiszowi)? Gdy jeszcze miał siłę, by w to ingerować, to robił to, ale od pewnego momentu czołowych polskich hierarchów wybierali ludzie o mentalności sekretarzy, a nie pasterzy. I to, niezależnie od tego, że można to zrozumieć, jest zawsze sprawa szefa, bo to on - niezależnie od tego, kto faktycznie podejmuje decyzje - jest za nie odpowiedzialny.

Istotne jest również to, że wielu z najważniejszych nominatów papieskich skończyło w surowych karach kościelnych. Znakomitym przykładem jest kard. Henryk Gulbinowicz, arcybiskup Sławoj Leszek Głódź, ale także - co warto przypomnieć mianowany przez Jana Pawła II - arcybiskup; Sławoj Leszek Głódź. Listę kontrowersyjnych czy wprost złych nominacji papieskich można ciągnąć w polskim Kościele, i nawet jeśli bezpośrednia odpowiedzialność za nie spada na arcybiskupa Kowalczyka, to jego na nuncjusza mianował Jan Paweł II. Taki, a nie inny obraz episkopatu, szczególnie starszej jego części jest wiec efektem jego działań.

Ale, żeby nie kończyć negatywnie, trudno też zapominać, że jego pontyfikat to także czas największego rozkwitu polskiego Kościoła. Pamięć o tym kiedyś wróci, ale aby tak było konieczne jest realne, a nie tylko pozorne odrodzenie polskiego Kościoła i odkrycie prawdziwego, a nie kremówkowego papieża przez kolejne pokolenia. Wierzę, że jest to możliwe, i że moje wnuki będą mogły zapoznać się z pięknem i bogactwem (ale także słabościami) tej postaci. Ważne jest bowiem, by polski Kościół uczył się także na błędach Jana Pawła II.

Tomasz P. Terlikowski dla Wirtualnej Polski

* Autor jest doktorem filozofii religii, pisarzem, publicystą RMF FM i RMF 24. Ostatnio opublikował "Wygasanie. Zmierzch mojego Kościoła", a wcześniej m.in. "Czy konserwatyzm ma przyszłość?", "Koniec Kościoła jaki znacie" i "Jasna Góra. Biografia".

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (48)