Jakub Majmurek: "PiSowski buldożer i cała reszta" (Opinia)
Czy ostatni weekend przed ciszą przyniósł wydarzenie zdolne zmienić bieg kampanii? Raczej nie. Potwierdził siłę PiS i słabość jej głównego oponenta, Koalicji Obywatelskiej. Zaskakująco nieźle pokazały się za to w jego trakcie Koalicja Polska i Lewica.
06.10.2019 19:11
KO w kryzysie
Opublikowane przez TVP w piątek rano tzw. taśmy Neumanna zepchnęły KO do narożnika zanim weekendowa mobilizacja zdążyła się zacząć. Ostatnie dni Koalicja poświęciła głównie na wyjaśnianiu zarzutów, zarządzaniu kryzysem i przepraszaniu mieszkańców Tczewa. Pod koniec niedzieli Neuamann podał się do dymisji – PiS i jego media mogą świętować upolowanie ważnego politycznego "skalpu”.
Nawet bez tych problemów niedzielna konwencja KO w Warszawie wypadłaby mało spektakularnie. Jej najjaśniejszym punktem były przemówienia Barbary Nowackiej i Katarzyny Lubnauer. Obie liderki zaprezentowały się jako nowoczesne polityczki, znacznie lepiej rozumiejące wyzwania XXI wieku, niż polityczne pokolenie dziś kierujące KO. Na ile jednak przekona to progresywnych wyborców, którzy mają alternatywę w postaci Lewicy?
Pomyłką okazało się niestety zaproszenie Lecha Wałęsy. Legenda Solidarności wygłosiła chaotyczną, mało zrozumiałą, mowę, rozpamiętującą konflikty z początku lat 90. Nie padło w niej ani jedno porywające zdanie. Wałęsa ogłosił za to, że Kaczyński sfałszuje wybory i nigdy nie odda władzy – jeśli liderzy KO uważają podobnie, to po co w ogóle startują?
Były prezydent w niepotrzebnie ostrych słowach wypowiedział się też o Kornelu Morawieckim. Jego wypowiedź przykrywa już w mediach to, co miało być głównym przesłaniem konwencji KO: wezwanie przez Schetynę wszystkich partii opozycji do deklaracji, że nie pójdą z PiS.
Nowe PSL
Polskie Stronnictwo Ludowe weekend poświęciło na wzmacnianie nowego wizerunku: partii już nie tyle chłopskiej, co ludowo-konserwatywnej, silnie zakorzenionej w politycznym centrum. Na konwencji w Radomiu jej lider Władysław Kosiniak-Kamysz wzywał do uspokojenia emocji. Zwracał się nie do rolników, a do drobnych przedsiębiorców – których kusił postulatem "dobrowolnego ZUS”. Do tej grupy kierowany jest też nowy, naprawdę dobrze pomyślany spot Koalicji Polskiej – przedstawiający drobnych przedsiębiorców, zmuszonych przez nadmiar obciążeń do zamykania swoich biznesów.
Jak ten nowy wizerunek pomoże Ludowcom? Moim zdaniem powinien starczyć przynajmniej na przekroczenie progu. PSL pomaga wyraźny kryzys Koalicji Obywatelskiej - część jej bardziej chadeckiego, małomiasteczkowego elektoratu może zwrócić się do Kosiniaka-Kamysza. A że kryzys PO wydaje się pogłębiać, przed nowym, już nie chłopskim PSLem rysują się perspektywy wzrostu.
PiS: kwestia mobilizacji
Także PiS miał aktywny weekend. Czołowi politycy partii zebrali się w sobotę na pogrzebie marszałka seniora Kornela Morawieckiego. Jeszcze wieczorem tego samego dnia Jarosław Kaczyński stawił się w Bielsku-Białej, w niedzielę odwiedził Krosno i Rzeszów.
Prezes straszył, że opozycja dąży do zlikwidowania demokracji w Polsce, oskarżał ją też o zamach na rodzinę i "wściekłą walkę z chrześcijaństwem”. Diagnozy Kaczyńskiego są absurdalne, ale rezonują w twardym elektoracie PiS, wykarmionym na okołosmoleńskich teoriach spiskowych, walce z "ideologią gender” i homofobii.
Lider rządzącej partii wie jednak, że taki elektorat mu nie wystarczy do zwycięstwa. Dlatego ciągle powtarzał o "wiarygodności” PiS, obiecywał państwo dobrobytu, kolejne ulgi dla przedsiębiorców i stabilny rozwój gospodarczy. Wzywał też, by iść na wybory, bo to "nie sondaże wygrywają”. Wszystkie te wypowiedzi, jak i wypuszczony na początku tygodnia spot "Nie śpij, idź na wybory”, wydają się potwierdzać, że stratedzy PiS wiedzą, iż kluczem dla ich zwycięstwa jest maksymalna mobilizacja własnych rezerw, które zwiedzone świetnymi sondażami mogą zostać w domu.
Lewica idzie po budżetówkę
Lewica przygotowała dobrą konwencję. Dobrą, bo celnie sprofilowaną pod potrzeby elektoratów, jakie musi zmobilizować w tych wyborach. O ile bowiem Lewica nie może liczyć na masowe przejęcie uboższego, ludowego elektoratu PiS, to może przejąć pewne konkretne grupy, które projekt "polskiego państwa dobrobytu” traktuje z buta - z budżetówką na czele. "Będziemy bronić polskiej budżetówki jak niepodległości” - mówił w Katowicach Adrian Zandberg, złośliwie nawiązując do taśm Neumanna.
Zobacz także
Budżetówka jest faktycznie tą grupą, gdzie wizerunek PiS jako partii socjalnej wydaje się problematyczny. PiSowskie rządy złamały strajki lekarzy rezydentów i nauczycieli. Szkoły są zdezorganizowane przez niepotrzebną i chaotycznie wdrożoną reformę Zalewskiej, kolejne szpitale zamykają oddziały. Odpowiedzi, jakie ma na to PiS wahają się od absurdalnych (słowa Terleckiego "polska służba zdrowia uchodzi za jedną z najlepszych w Europie”) do daleko niesatysfakcjonujących (zapewnienia "sytuacja poprawi się za 5 lat”). Lewica ma tu co ugrać.
Dobre przemówienie pod kątem mobilizacji tradycyjnego elektoratu SLD wygłosił Włodzimierz Czarzasty. Podjął w nim wyrazistą polemikę z historyczną narracją PiS, w której cały PRL to jedenasty zabór, siódma okupacja, a III RP do 2015 roku - za wyjątkiem lat 2005-2007 i być może rządu Olszewskiego – nic lepszego. Taka narracja wyklucza z polskiej wspólnoty całe pokolenia i grupy społeczne, po których poparcie lewica może sięgnąć.
Szczytowym momentem konwencji było przemówienie Aleksandra Kwaśniewskiego. Były prezydent wszedł na scenę przy dźwiękach piosenki "Ole Olek” - tej samej, w rytm której wygrał swoje pierwsze wybory w 1995 roku. Kwaśniewski wystąpił jako symbol dawnych sukcesów lewicy. Z tej pozycji dokonał przekazania lewicowej pałeczki następnemu lewicowemu pokoleniu: wyraził nadzieję, że któryś z lewicowych liderów zostanie przyszłym prezydentem, zapowiedział też oddanie głosu w przyszłą niedzielę na Adriana Zandberga.
PiS nie zawsze będzie miał z kim przegrać
Na ile pomoże to Lewicy w wyborach? Na pewno nie na tyle, by zbliżyć się do wyniku z czasów, gdy Kwaśniewski był liderem obozu, ale zawsze coś. Trzeba powiedzieć, że Lewica w tej kampanii poradziła sobie całkiem nieźle. Zwłaszcza biorąc pod uwagę, że jeszcze na początku wakacji zanosiło się na zupełną katastrofę: brak wspólnej listy i być może reprezentacji w przyszłym Sejmie.
Nieźle, jak na trudne warunki, w jakich gra, radzi też sobie PSL. Tym nie mniej, wszystkie opozycyjne komitety wydają się bezradne wobec szarży PiSowskiego buldożera. W tych wyborach jest on jak dotąd nie do zastopowania. A jednak to, jak wobec jego ofensywy opozycja broni strategicznego minimum, daje nadzieję, że stan, gdy PiS nie będzie miał z kim przegrać, nie będzie trwał wiecznie.
Jakub Majmurek dla WP Opinie