Dr hab. Witold Wojtowicz pozwał Uniwersytet Szczeciński (na małym zdjęciu)© East News | Jan Graczyński

Jak zostać profesorem, czyli sąd nad ustawionym konkursem na uniwersytecie

Uniwersytet Szczeciński musi zapłacić 45 tys. zł swojemu byłemu pracownikowi. Powód? Nie wygrał on konkursu na stanowisko profesora, bo ten był ustawiony pod innego kandydata. Tak uznał Sąd Okręgowy w Szczecinie. Wyrok jest nieprawomocny.

  • Uniwersytet Szczeciński nie potrafił wyjaśnić, dlaczego – co orzekł sąd pierwszej instancji - ustawiono konkurs. Biuro prasowe uczelni przekazało nam, że za nadzór nad przebiegiem postępowania odpowiadali były rektor oraz prorektor ds. nauki. Rektor już nie żyje. Prorektor zaś poinformował nas, że nie pamięta sprawy, bo nie prowadził pamiętnika.
  • Wyrok jest nieprawomocny - Uniwersytet Szczeciński odwołał się od niego. Naukowiec, który przegrał w ustawionym - zdaniem sądu - konkursie, zaproponował ugodę: wystarczy, że zostanie zatrudniony na stanowisku profesora uczelni. Uniwersytet odmówił.
  • - W Polsce grupa ludzi jest w stanie zawłaszczyć dowolne pole życia społecznego, kierując się egocentryzmem i zwykłym chamstwem. Wychodzi brak troski o dobro publiczne i interes nadrzędny. Moja sprawa w pigułce pokazuje podejście TKM [teraz, k**, my - red.] - twierdzi dr hab. Witold Wojtowicz, naukowiec, który wygrał sprawę z uniwersytetem.

Trzy zgłoszenia do konkursu

Na początku 2019 r. na Uniwersytecie Szczecińskim zorganizowano konkurs na stanowisko profesora nadzwyczajnego w Instytucie Polonistyki, Kulturoznawstwa i Dziennikarstwa. Określono, że ma to być specjalista od literaturoznawstwa. Powołano komisję konkursową.

Wpłynęły trzy zgłoszenia. Autorem jednego z nich był dr hab. Witold Wojtowicz. To specjalista od literatury staropolskiej zatrudniony na Uniwersytecie Szczecińskim od 2000 r. Habilitację zrobił w 2011 r. Wojtowicz - uznawany za jednego z czołowych naukowców w swojej dziedzinie - publikuje po polsku, niemiecku i w łacinie.

Drobne zastrzeżenie: jest kontrowersyjny. Jak ustalił sąd, część pracowników uniwersytetu, w tym jego były już przełożony, uważają Wojtowicza za świetnego naukowca i przyzwoitego, choć zarazem bardzo wymagającego, człowieka. Niektórzy jednak - i takich w instytucie, w którym pracował Wojtowicz nie brakowało - uważają, że to osoba nieprzyjemna, niezainteresowana jakąkolwiek formą współpracy oraz niechętna do bratania się ze współpracownikami, skupiona wyłącznie na sobie.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Członek Kolegium IPN potwierdza słowa dr. Dudka. Podał przykłady

Mieszane opinie na jego temat mieli też studenci. Niektórzy byli zachwyceni współpracą z dr. hab. Wojtowiczem. Inni uważali go za niesympatycznego wykładowcę.

Drugim kandydatem był Maciej Duda specjalizujący się w literaturze współczesnej, w tym w kwestiach gender. Recenzentką jego doktoratu ("Współczesna proza postjugosłowiańska w kontekście feministycznym, genderowym i postkolonialnym") była wpływowa profesor pracująca na Uniwersytecie Szczecińskim - Inga Iwasiów. Profesor była też opiekunką stażu podoktorskiego Dudy na uczelni. Jak ustalił sąd, był plan, aby dr. Dudę po zakończeniu stażu zatrudnić w instytucie, ale nie było miejsca.

Doktor Duda habilitował się w październiku 2018 r. W chwili ogłoszenia konkursu na stanowisko profesora miał więc najmniejszy możliwy staż - raptem trzy miesiące.

W konkursie wystartowała jeszcze trzecia osoba, która jednak miała najmniejszy dorobek, a przez to najmniejsze szanse na wygraną i sąd nie badał tego przypadku w kontekście ustawionego konkursu.

Obniżone wymagania

Niemal wszystkie konkursy na stanowiska profesorskie na Uniwersytecie Szczecińskim miały bliźniacze wymagania stawiane kandydatom. To efekt wytycznych ówczesnego rektora uczelni.

Podobnie było z konkursami dotyczącymi literaturoznawców. Dokonano jednego odstępstwa od reguły: właśnie w konkursie, do którego zgłosili się Witold Wojtowicz i Maciej Duda.

Gdyby wymagania były takie, jak w innych postępowaniach - Duda nie spełniałby minimalnych wymogów. Te jednak obniżono.

I tak: zrezygnowano z wymogu, aby kandydat miał znaczący dorobek naukowy powstały po uzyskaniu habilitacji. Wojtowicz miał ten dorobek bardzo duży. Duda - ze względu na dopiero co uzyskaną habilitację - żaden. Określono więc, że kandydat musi cechować się po prostu znaczącym dorobkiem naukowym.

Zniesiono też wymóg w postaci sprawowania opieki nad co najmniej jednym doktorantem. Wojtowicz miał dwoje młodych naukowców pod swoją opieką. Duda - żadnego. W wymogach konkursowych stwierdzono więc, że kandydat musi mieć "doświadczenie w kształceniu młodej kadry naukowej". Komisja uznała, że takim doświadczeniem jest - jak w przypadku dr. hab. Dudy - współpraca z dwojgiem studentów, którzy planują w przyszłości robić doktorat.

Dr hab. Witold Wojtowicz: "W Polsce grupa ludzi jest w stanie zawłaszczyć dowolne pole życia społecznego, kierując się egocentryzmem"
Dr hab. Witold Wojtowicz: "W Polsce grupa ludzi jest w stanie zawłaszczyć dowolne pole życia społecznego, kierując się egocentryzmem"© Archiwum prywatne

Skarga studentów i błyskawiczna reakcja

W trakcie trwania konkursu do dyrektorki instytutu, dr hab. Jolanty Ignatowicz-Skowrońskiej, zgłosiła się studentka z prośbą o zmianę prowadzącego zajęcia z Witolda Wojtowicza na inną osobę.

W uzasadnieniu swojego pisma wskazała, iż wobec Wojtowicza kierowane są skargi studentów drugiego roku, co wynika z nadużywania przez niego kompetencji wykładowcy, łamania przez niego regulaminu studiów, w niestosowny sposób wyśmiewania przez niego studentów, a także spóźniania się w sposób notoryczny na zajęcia.

Ignatowicz-Skowrońska zareagowała błyskawicznie: porozmawiała z Wojtowiczem, a gdy ten zaprzeczył zarzutom (poza spóźnieniami, które usprawiedliwił), odebrała mu prowadzenie zajęć. Jak później ustalił sąd, bez przeprowadzenia jakiegokolwiek postępowania wyjaśniającego - a taka sytuacja, by odebrać pracownikowi dydaktycznemu zajęcia wskutek skargi studenta, nie zdarzyła się w instytucie nigdy wcześniej.

Doktor habilitowana Ignatowicz-Skowrońska była jedną z trzech osób wchodzących w skład komisji mającej rozstrzygnąć konkurs na profesorskie stanowisko.

Przewodniczącym komisji był z kolei prof. Andrzej Skrendo, który nie krył swojej niechęci do Witolda Wojtowicza, za to o dr. Dudzie mówił, że ten "ma znakomitą przyszłość przed sobą".

Konkurs rozstrzygnięto w kwietniu 2019 r. Wygrał dr hab. Maciej Duda.

Sąd: Doszło do ustawienia konkursu

Witold Wojtowicz stwierdził, że przegrał w ustawionym konkursie i nie ma szans na rozwój zawodowy na Uniwersytecie Szczecińskim. W lipcu 2019 r. złożył wniosek o rozwiązanie umowy o pracę, który został zaakceptowany przez rektora. Zarazem Wojtowicz uznał, że cała sprawa nie może tak się zakończyć. Pozwał uniwersytet, zarzucając uczelni długotrwałą dyskryminację oraz uniemożliwienie mu uzyskania awansu w uczciwej procedurze. Uniwersytet twierdzeniom byłego pracownika zaprzeczał, a członkowie komisji konkursowej przekonywali, że Wojtowicz przegrał, bo po prostu był słabszym kandydatem niż Maciej Duda.

Sąd Okręgowy w Szczecinie nie miał jednak wątpliwości, że doszło do nieprawidłowości (wyrok z 23 maja 2024 r., sygn. VI P 36/20). W uzasadnieniu wskazał wprost: doszło do ustawienia konkursu. Sąd nakazał uczelni zapłacić Witoldowi Wojtowiczowi łącznie 45 tys. zł - część w ramach odszkodowania (policzono różnicę w zarobkach adiunkta z habilitacją i profesora uczelni), a część w ramach zadośćuczynienia za wyrządzoną krzywdę.

Pismo studentki pomówieniem wykładowcy

Sąd skupił się na tym, że szereg konkursów organizowanych na uniwersytecie w zbliżonym czasie do tego kontrowersyjnego, miało jednakowe kryteria. Tym razem jednak jednorazowo postanowiono kryteria obniżyć. I tak się złożyło, że obniżono je właśnie w tych punktach, których nie spełniałby kandydat, który ostatecznie wygrał. Co więcej, jak ustalił sąd, nikt nie potrafił przekonująco uzasadnić, dlaczego obniżono kryteria, skoro te wyższe wynikały z zaleceń rektora.

"Skoro komisja konkursowa zdecydowała się na zmianę kryteriów w sposób wyżej opisany, to musiała mieć wiedzę, że do tego konkursu będzie startował kandydat, który nie będzie miał znaczącego dorobku po habilitacji i nie będzie sprawował opieki nad doktorantem, aby umożliwić mu start w tym konkursie i jego wygranie" - uznał sąd w uzasadnieniu wyroku. Zaznaczył też, że dr hab. Maciej Duda w chwili ogłoszenia konkursu nie miał nie tylko znaczącego dorobku po uzyskaniu habilitacji, co wręcz nie miał żadnego dorobku.

"Tak nierówne i specjalnie 'skrojone' na miarę jednego z kandydatów kryteria pozwoliły na dopuszczenie dr. hab. Macieja Dudy do konkursu" - zauważył sąd.

Nie dał wiary zeznaniom członków komisji konkursowej, którzy przekonywali, że "konkurs nie był ustawiony pod konkretną osobę"; zdaniem sądu nie sposób nie dostrzec, że powód Wojtowicz i Maciej Duda nie byli obiektywnie oceniani.

Sąd postanowił przyjrzeć się także odebraniu powodowi prowadzenia zajęć akurat w trakcie trwania postępowania konkursowego. W tym celu przesłuchał studentów Witolda Wojtowicza. I na tej podstawie sąd uznał, że pismo studentki do dyrektorki instytutu było tak naprawdę pomówieniem wykładowcy.

"Same zeznania tej osoby [studentki - red.] wskazują, że zanim wykonała swoje zadanie tj. złożyła skargę na powoda, to wcześniej zbierała informacje o powodzie nawet u osób, które dawno skończyły uniwersytet, przy czym nie ujawniła, od kogo czerpała informacje o powodzie. Zdaniem Sądu ta aktywność studentki świadczy o tym, że zanim złożyła skargę, musiała rozmawiać z osobami nieprzychylnymi powodowi, którzy zachęcili ją do złożenia skargi i zapewnili, że jej działania będą skuteczne" - stwierdził sąd.

Mętna odpowiedź uniwersytetu

Witold Wojtowicz zaproponował uniwersytetowi ugodowe rozwiązanie sprawy: wystarczy, że uczelnia zapewni mu stanowisko profesorskie. Uniwersytet jednak odmówił. Złożył już apelację od niekorzystnego dla siebie wyroku.

Uczelnia nie potrafiła nam odpowiedzieć na pytania, dlaczego konkurs wyglądał w taki sposób. Przekazano nam, że nadzór sprawowali nad nim nieżyjący już rektor Edward Włodarczyk oraz ówczesny prorektor ds. nauki Marek Górski. Jednocześnie zaznaczono, że za kreowanie polityki kadrowej w poszczególnych jednostkach uczelni odpowiadają ich kierownicy.

"Obecnie w każdym ogłoszeniu wskazane są kryteria, jakie powinien spełniać kandydat do zatrudnienia oraz zakres dokumentów, jakie przystępując do konkursu, powinien złożyć. Ocena kandydatów następuje w oparciu o powszechnie znane kryteria stosowane wobec nauczycieli akademickich, zatrudnianych na poszczególne stanowiska w uczelni oraz specyficzne wymagania dotyczące danej dyscypliny naukowej i indywidualnych zadań pracowników, również w sferze dydaktycznej i organizacyjnej" - zapewniono nas w wiadomości.

Odezwaliśmy się więc do prof. Marka Górskiego. Zaznaczył, że nie pamięta sprawy sprzed pięciu lat, nie prowadził szczegółowego pamiętnika oraz nie ma dostępu do dokumentów, które dotyczą sprawy.

"W ówczesnym stanie prawnym władze wydziału miały stosunkowo dużą swobodę w podejmowanych działaniach, trudno tutaj mówić o bieżącym nadzorze weryfikacyjnym nad taką działalnością sprawowanym przez władze rektorskie. Moje umocowanie odnoszące się do zarządzania sprawami nauki nie obejmowało polityki kadrowej wydziałów, nadzór nad prowadzeniem takiej polityki sprawował z oczywistych względów przede wszystkim rektor; było wtedy i jest teraz oczywistym, że władzom uczelni zależało na zatrudnianiu w Uniwersytecie osób możliwie najlepszych pod względem osiągnięć naukowych i jak najlepiej w tej mierze rokujących na przyszłość" - napisał prof. Górski.

Dodał też, że ma swoje zdanie o jednym z kandydatów, który startował w konkursie, ale nie będzie nas o nim informował. Wszystko zaś okrasił szeregiem uwag dotyczących naszego zachowania - Górskiemu nie spodobało się określenie terminu, w którym chcielibyśmy uzyskać odpowiedź, ani przyjęcie z góry tezy, że doszło do nieprawidłowości.

Pytaliśmy też w instytucie. Profesor Inga Iwasiów, która została wprost wskazana w uzasadnieniu wyroku sądu jako przychylna dr. hab. Maciejowi Dudzie, odpisała nam, że nie zachęcała ani nie zniechęcała Dudy do wzięcia udziału w konkursie. O wyroku nie chce się wypowiedzieć, bo nie zna jego uzasadnienia ani nie była stroną postępowania.

"Zachęcam też do szerszego researchu, bo łatwo pójść w niewłaściwą stronę, co nie przyczynia się ani do jakości dziennikarstwa, ani do transparentności instytucji nauki" - zaleciła nam prof. Iwasiów.

Sam Maciej Duda poczuł się dotknięty naszymi pytaniami - uderzają ponoć w jego motywację i w niego samego. Co do meritum: Duda wskazuje, że warunki konkursu określała uczelnia, a on po prostu złożył wymagane dokumenty. Nie porównywał warunków z tymi, które określano w innych konkursach.

Paweł Figurski i Patryk Słowik, dziennikarze Wirtualnej Polski

Napisz do autorów: Pawel.Figurski@grupawp.pl, Patryk.Slowik@grupawp.pl

Źródło artykułu:WP magazyn

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (290)