Jak pokroić morze? Przybywa chętnych na kawałek Bałtyku. A rybakom wiatr w oczy

Jak pokroić morze? Przybywa chętnych na kawałek Bałtyku. A rybakom wiatr w oczy

Statki na Bałtyku
Statki na Bałtyku
Źródło zdjęć: © Getty Images | © 2023 Bloomberg Finance LP
23.01.2023 12:52

To tylko złudzenie, że na Bałtyku jest bezmiar przestrzeni. Jest coraz ciaśniej i coraz więcej chętnych, którzy chcą wyrwać kawałek morza dla siebie - pisze Ryszarda Socha w tygodniku "Polityka".

To nie żart. Miasto Gdynia będzie wkrótce graniczyć z miastem Hel. Jego powierzchnia wzrośnie o ponad 25,6 tys. ha, czyli niemal trzykrotnie. Helowi też przybędzie hektarów. Dzięki temu administracyjnie się zetkną. A Gdańsk urośnie do ponad 68 tys. ha i stanie się najrozleglejszym miastem w Polsce. Z tym że większość hektarów będzie pod wodami Zatoki Gdańskiej. Podwodne będzie też sąsiedztwo gdyńsko-helskie. Co na to mieszkańcy? W internecie dowcipkują, że z nowych terenów nie trzeba będzie jesienią na koszt miasta zmiatać liści. No i dziur w drogach tam nie będzie. Choć trafiają się pesymiści: "Wszystko fajnie – gorzej, jak rząd postanowi pobierać za wodę podatek od nieruchomości. A deweloperom się tego sprzedać nie da".

Ta operacja ma wymiar czysto formalny. Ułatwi życie urzędnikom i wykonawcom takich prac wodnych, jak np. remont mola, układanie na dnie kabli czy budowa falochronów. Nie będą już wypisywać długich litanii współrzędnych, tylko numer działki. Faktem jest jednak, że przestrzeń morska stała się łakomym kąskiem. I coraz więcej się na tym mokrym terytorium dzieje.

– Kiedy byłem studentem, a mój ojciec pracował w Morskim Instytucie Rybackim, polskie statki pływały po całym świecie. Mogły łowić ryby wszędzie – wspomina prof. Jacek Zaucha, kierownik Katedry Ekonomii Międzynarodowej i Rozwoju Gospodarczego na Uniwersytecie Gdańskim. – To był przełom lat 70. i 80. ubiegłego wieku. Dominowała idea morza jako dobra wspólnego. Ale gdy się okazało, że morza sprzyjają bogaceniu, to państwa najpierw włączyły w swoje granice 3 mile morskie, potem 6 mil... w końcu cały szelf kontynentalny, gdzie tkwi ropa, gaz, cenne metale. Zawłaszczanie było stabilne i konsekwentne.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Profesor jest współautorem planu zagospodarowania przestrzennego polskich obszarów morskich. Plan, przyjęty przez Radę Ministrów w 2021 r., został opracowany, podobnie jak plany innych państw unijnych, w związku z dyrektywą Komisji Europejskiej. Przybywa bowiem chętnych do tego, by czerpać pożytki z morza, i trzeba godzić sprzeczne interesy. Do rybołówstwa, transportu morskiego (korytarze żeglugowe, porty) i turystyki dołączyły platformy wydobywcze górnictwa morskiego i farmy wiatrowe. Gaz przewozi się nie tylko statkami, ale też tłoczy rurociągami ułożonymi na dnie. Tam też ciągnie się światłowody i kable energetyczne. Do tego trzeba dodać poligony, obszary chronione, obszary badawcze, koncesje na wydobycie, miejsca zatopienia broni chemicznej, wraki... – Jak to wszystko nałoży się na mapę, to okazuje się, że nie ma gdzie wetknąć szpilki – opisuje prof. Zaucha. – Już obecnie pustych obszarów jest bardzo mało.

Dotychczasowi użytkownicy przechodzą też różne metamorfozy. Np. porty wysuwają się w morze. Budują na wzór sztucznych wysp nabrzeża-terminale, zwane portami zewnętrznymi. Ułatwiają one przyjmowanie gigantycznych kontenerowców o dużym zanurzeniu, którym za ciasno w tradycyjnych kanałach portowych. Przy okazji rozwiązuje to częściowo problem niedostatku terenów na lądzie.

Pięć lat temu rozgorzała batalia o sąsiadującą z gdańskim portem plażę w dzielnicy Stogi. Port chciał wykorzystać pod inwestycje teren przekazany mu w zarząd przez Skarb Państwa. Mieszkańcy bronili funkcji turystyczno-rekreacyjnej. Poparł ich wywodzący się z Gdańska Jerzy Owsiak. Ostatecznie port zmienił swoje plany. Właśnie rozpoczął budowę wysuniętego w morze głębokowodnego nabrzeża T3 Baltic Hub (dawniej DCT Gdańsk). Otwarcie pod koniec 2024 r. Nowy terminal zwiększy zdolność przeładunkową Baltic Hubu o 1,7 mln TEU (kontenerów 20-stopowych) do poziomu 4,5 mln TEU rocznie. Obrońcy plaży mogą więc odetchnąć. A zagwozdkę mają muzealnicy z Narodowego Muzeum Morskiego w Gdańsku. W rejonie rozbudowującego się portu leży bowiem na dnie kilkanaście wraków zaliczanych do podwodnego dziedzictwa kulturowego.

Gospodarcze zakusy na morskie obszary mocno odczuwają rybacy. – Ludzie wyobrażają sobie, że rybak ma jeden punkt, z którym musi się liczyć: główki portu, a potem to już gdzie oczy poniosą. A to nie tak. Coraz częściej pojawia się problem "zajętości wody" – mówi Marcin Jodko, prezes Krajowej Izby Producentów Ryb w Ustce.

On i jego łódź ćwiczą różne formy tej zajętości. Na zachód od Ustki jest poligon sił morskich NATO. Od wtorku do piątku 12-milowy pas między Ustką a Darłowem jest zamknięty, więc w tym czasie tam nie popłynie. Z kolei na wschód od Ustki jest ruchliwa trasa żeglugowa. Do tego wkrótce dojdą wiatraki. Planiści podkreślają, że wybrali dla nich rejony niezbyt zasobne w ryby. Kłopot w tym, że lepsze łowiska są za przyszłymi farmami wiatrowymi. Jeśli przez farmy nie będzie można pływać, to czas potrzebny, aby dotrzeć na te łowiska, zwiększy się w przypadku Marcina Jodko z 4 do 8–10 godzin. To strata czasu i paliwa.

Prąd z farm wiatrowych popłynie kablami na ląd. Po obu stronach takiego kabla musi być wolna przestrzeń, by w razie awarii mógł tam zakotwiczyć statek naprawczy. – Teraz w rejonie środkowego wybrzeża leży jeden kabel Szwecja–Polska – opowiada Jodko. – Każdy rybak to wie i go omija. Nasze urządzenia nawigacyjne tam szaleją. A jak będzie 20 kabli? Bo tyle lokalizacji wytypowano już dla farm wiatrowych. Ma poczucie, że oni, rybacy, tylko z obawą patrzą, jak się dzieli polski fragment Bałtyku, ale w podziale tego tortu nie uczestniczą. – Decydenci – powiada Jodko – stoją na stanowisku, że my jesteśmy mobilni, więc możemy ryby łapać tam, gdzie nikomu nie przeszkadzamy. Ale ryby o tym nie wiedzą.

Są bardziej i mniej opłacalne sposoby gospodarczego wykorzystania przestrzeni morskiej. Prof. Zaucha dokonał oszacowania korzyści, jakie można uzyskać z kilometra kwadratowego naszej części Bałtyku (tzw. renta przestrzenna). Najwyższe wartości wyszły mu dla obszarów portowych (od 2,3 mln zł na km kw. dla Gdyni do 64 tys. zł dla Kołobrzegu) oraz dla turystyki nadmorskiej (2,24 mln zł na km kw. dla województwa zachodniopomorskiego i 431 tys. zł dla pomorskiego). Opłaca się też inwestować w farmy wiatrowe (1,03 mln zł na km kw. przy wsparciu z funduszy publicznych). Rybołówstwo wypadło słabo – od 7,62 tys. zł do 57,21 tys. zł na km kw. To wyceny sprzed kilku lat. Dziś, w dobie inflacji, kwoty byłyby inne, ale hierarchia podobna. "Stąd rynek będzie preferował turystykę, porty, energetykę wiatrową, a dopiero w dalszej kolejności rybołówstwo i żeglugę" – prognozował prof. Zaucha.

Rybołówstwo prezentuje się gorzej nie dlatego, że ryby z Bałtyku zniknęły i połowy (w tym te polskie) drastycznie spadły. Problemem jest brak dorsza, który przynosił rybakom największe pieniądze. W latach 80. XX w. jego połowy oscylowały wokół 350–400 tys. ton, z czego na Polskę przypadało 90–120 tys. ton. W 2019 r. wyniosły one w ramach limitów 11,1 tys. ton (w tym Polska 4,3 tys. ton). A potem limity zastąpił zakaz połowów, żeby dorsz mógł się odrodzić. Ale mało kto jest w tej sprawie optymistą. Bo przełowienie zbiegło się ze zmianą klimatu, która czyni z Bałtyku morze dorszowi niesprzyjające.

KLIKNIJ W OKŁADKĘ, BY PRZENIEŚĆ SIĘ DO AKTUALNEGO WYDANIA "POLITYKI"

Okładka tygodnika "Polityka"
Okładka tygodnika "Polityka"© Polityka

Rybakom wiatr wieje w oczy, a energetykom w śmigła. Polska Grupa Energetyczna, której morskie projekty wiatrowe są najbardziej zaawansowane, zachęca rybaków, żeby się przekwalifikowali na serwisantów farm wiatrowych. Wkrótce mają ruszyć szkolenia pierwszej grupy chętnych z rejonu Ustki.

PGE chce mieć w Ustce port do obsługi tych farm. Zajmie on fragment plaży zachodniej, mniej obleganej przez turystów. Także w rejonie Lubiatowo-Kopalino, gdzie ma powstać elektrownia jądrowa, której morze jest potrzebne do chłodzenia reaktorów, turystyka straci kawał prawie dziewiczej plaży. – Na początku to miał być obszar trzykrotnie większy, nam udało się go zawęzić – relacjonuje prof. Zaucha.

Dla farm wiatrowych płytki Bałtyk to wymarzone miejsce. Bo im głębiej, tym więcej wyzwań technologicznych i wyższe koszty. Wiatrakom sprzyja zapóźnienie Polski w przechodzeniu na energię z OZE oraz konieczność rozwodu energetycznego z Rosją. "Polityka energetyczna Polski do 2040 r." zakłada, że w tym okresie na Bałtyku powstaną farmy wiatrowe o mocy 11 GW. Wskazano dla nich 21 lokalizacji. Z pierwszej farmy Baltica 3 prąd ma popłynąć w 2026 r., z kolejnej (Baltica 2) rok później. Obie farmy zajmą ok. 320 km kw. dla ok. 180 turbin. Baltica 1 – lokalizacja najbardziej oddalona od lądu (80 km, 108 km kw., 60 turbin) – jest na etapie analiz.

Planiści uważają, że na obszarach wskazanych w planie można zainstalować nawet 15 GW mocy. To jednak nie zaspokaja apetytów branży. Polskie Stowarzyszenie Energetyki Wiatrowej przedstawiło w listopadzie 2022 r. raport na nowo oceniający potencjał naszej części Bałtyku. Jego autorzy wskazali 20 nowych obszarów, gdzie widzieliby wiatraki. Zagospodarowanie tych już zaplanowanych i tych postulowanych miałoby zapewnić nie 11 GW, ale 33 GW mocy. To 60 proc. potrzebnej Polsce energii.

Większość tych nowych wskazań to obszary zaznaczone na planie jako "rezerwa dla przyszłego rozwoju", czyli dla przyszłych pokoleń. Jednak to wcale nie znaczy, że nic się tam nie dzieje. Po prostu tym obszarom nie przypisano dotąd funkcji dominującej. Choć lwia ich część, zgodnie z polskim prawem, może być w każdej chwili wykorzystana jako miejsce poszukiwań i wydobycia bogactw naturalnych.

Aż 21 proc. powierzchni objętej morskim planem przypadło transportowi, czyli trasom żeglugowym, 8 proc. OZE, 6 proc. obronności państwa, 3,9 proc. ochronie środowiska i przyrody, a 2,1 proc. ochronie brzegu morskiego. Prof. Zaucha postrzega plany jako sposób minimalizacji konfliktów albo przynajmniej ich identyfikacji, żeby próbować się z nimi zmierzyć. Ten między rybakami a farmami wiatrowymi został chwilowo załagodzony. Rybacy mają pływać na łowiska przez teren farm. Przy dobrej pogodzie nie będzie problemu, przy złej może to być wyzwanie. Ale przebieg szlaków żeglugowych trzeba będzie skorygować. Prom z Gdyni do Karlskrony między wiatrakami nie popłynie. Będzie musiał nadłożyć drogi, żeby farmy ominąć.

Sporo tych konfliktów. Choćby między turystyką a ochroną brzegów morskich. Chodzi m.in. o te wszystkie mola i pirsy, które chce mieć każdy kurort, a które z czasem generują trudną do opanowania erozję brzegu. Albo między turystyką a przyrodą. Np. na Zatoce Puckiej są wyjątkowo dobre warunki dla sportów wodnych. Ale trzeba uważać z ekspansją, bo dno porasta Zostera marina, trawa wpisana do "Czerwonej księgi gatunków zagrożonych" i objęta tu ochroną siedliskową. Niedawno do zostery doszły zlokalizowane przez archeologów lasy sprzed tysięcy lat, zwane fachowo "zatopionym paleokrajobrazem", pozostałość z czasów, kiedy zatoka była lądem. Planiści o nich nie wiedzieli. Je także trzeba będzie uwzględnić.

Prof. Zaucha jest ekonomistą. Współautorka planu Magdalena Matczak, oceanolożka z Uniwersytetu Morskiego w Gdyni (Instytut Morski), zwraca uwagę na ewolucję w podejściu do planowania morskiego. Przy pierwszych przymiarkach (ok. 2010 r.) miało ono być głównie rodzajem remedium na konflikty między różnymi użytkownikami morza. Każdy miał dostać swoją działkę. Teraz to się zmienia. Ponieważ jest coraz ciaśniej, planiści coraz częściej zaczynają mówić o współużytkowaniu obszarów. Co zrobić, żeby rybak mógł łowić na farmie wiatrowej? Czy da się na terenie farmy ulokować akwakulturę? A może fotowoltaikę?

Ekolodzy ostrzegają, że to może wzmóc presję na środowisko. Farma wiatrowa, do której rybak nie ma wstępu, dla ryb może być niezłym miejscem do życia. Jednak jeśli wpuści się rybaka i jeszcze jakąś formę hodowli, czy nie będzie tego za wiele? Choć są też innowacyjne przykłady akwakultur przyjaznych środowisku – hodowle omułków, które wychwytują biogeny (związki azotu i fosforu), czyli poprawiają jakość wody. Nie nadają się do konsumpcji, może do przerobienia na paszę lub nawozy. Mogłyby się sprawdzić zwłaszcza w rejonach zrzutu ścieków. Ale to przedsięwzięcie niekomercyjne, nie narodzi się bez ekonomicznych zachęt.

Polskie obszary przybrzeżne słabo się nadają do hodowli ryb. Ale w rejonie farm wiatrowych, które mają powstać daleko od brzegu, na większych głębokościach, pojawia się taka możliwość. Odchody ryb skumulowanych w ograniczonej przestrzeni też zanieczyszczają środowisko. Więc specjaliści, żeby rozwiązać problem zanieczyszczeń, dyskutują o akwakulturach obejmujących ryby, omułki i glony. To jednak w ocenie Magdaleny Matczak szybko się u nas nie wydarzy.

Wiadomo, że w rejonie wież wiatrowych w sposób naturalny pojawią się gatunki, których wcześniej tam nie było. Fundamenty wiatraków obrosną małżami. Siedlisko piaszczyste przekształci się w siedlisko rafy. Pewne jest, że będzie inaczej. Nie wiadomo, czy będzie to zmiana na plus.

Im większa gospodarcza presja na morze, tym częściej pojawia się pytanie o granice wytrzymałości środowiska. Jak sobie poradzą ptaki, gdy farmy wiatrowe będą w kilkudziesięciu miejscach? Teraz konstrukcje te osiągają wysokość nawet 300 m (wieża Eiffla to 330 m, Pałac Kultury – 237 m wraz z iglicą). Dla ptaków mogą być śmiertelnym zagrożeniem. Może nauczą się je omijać, ale wtedy wydłuży im się przelot, zużyją więcej energii, mogą nie dolecieć do celu.

– Bałtyk jest jednym z najbardziej zagospodarowanych mórz na świecie. A w związku z globalnym kryzysem energetycznym zanosi się na to, że to wykorzystanie będzie jeszcze intensywniejsze. Ten proces gwałtownie przyspieszył – stwierdza Andrzej Ginalski, starszy specjalista ds. ochrony ekosystemów morskich w ekologicznej Fundacji WWF. – Nawet na poziomie UE trwają dyskusje, czy nie uprościć procedur związanych ze stawianiem wiatraków na morzu. Odbyłoby się to prawdopodobnie kosztem procedur środowiskowych.

Wiatraki, których bardzo potrzebujemy jako źródła "czystej" energii, konkurują też o płytkie wody z ptakami, dla których to miejsce odpoczynku i żerowania. Inwestycje prowadzone na morzu, podobnie jak te na lądzie, muszą być poprzedzone badaniami i oceną oddziaływania na środowisko. Przy niewielkiej liczbie farm można spać spokojnie. Ale jeśli takich miejsc będzie na naszych wodach dużo, jeżeli inne kraje nadbałtyckie obiorą ten sam kurs, zrobi się problem.

Niejedyny i nie wiadomo, czy największy. Magdalena Matczak wspomina niedawny spacer nad morzem w Gdańsku-Jelitkowie. Bezchmurnie, na horyzoncie ze 20 statków. Wyobraziła sobie wtedy, jak tu będzie niebawem. Po jednej stronie port zewnętrzny w Gdańsku, po drugiej nie tylko Sea Towers, ale i port zewnętrzny w Gdyni. Pomiędzy portami tłumy plażowiczów...

Planiści morscy dostrzegają potrzebę zbadania skumulowanego oddziaływania wszystkich projektów. Ostrożność jest obowiązkiem. W kontekście tego, co przydarzyło się Odrze, jej znaczenia nie sposób przecenić. Tam środowisko też było eksploatowane na różne sposoby. I to w warunkach zmian klimatycznych, znoszących część reguł, które sprawdzały się wcześniej.

Co gorsza, środowisko morskie jest nieporównanie słabiej rozpoznane niż rzeczne. Tu jeszcze trudniej o pewniki, do których można się odnieść. Część wiedzy zdobywamy dopiero podczas planowania i przygotowań do inwestycji. Różne rzeczy wyjdą na jaw już w praktyce, gdy to, co na razie na papierze, stanie się rzeczywistością. Przedstawiciele nowej dyscypliny, jaką jest planowanie morskie, z tej niewiedzy i ryzyka zdają sobie sprawę. Jacek Zaucha mówi bez ogródek: – Przesądzamy teraz pewne rzeczy na wiele lat, a dzisiejsze decyzje nie muszą być trafne.

To, że morze będzie rozparcelowane, nie przebiło się do opinii publicznej. Były konsultacje, ale mało kto o tym wiedział, mało kto w nich uczestniczył. Sporo osób może więc przeżyć szok, gdy ich ukochane miejsca drastycznie zmienią swój charakter, wygląd i staną się niedostępne.

Ryszarda Socha

Z wykształcenia filolog-teatrolog, gdynianka z urodzenia, zamieszkania i emocji. Od 1995 r. dziennikarski przyczółek "Polityki" na Wybrzeżu. Przeważnie opisuje zjawiska społeczne, obyczajowe, gospodarcze. Chętnie łączy elementy reportażu i publicystyki.

Źródło artykułu:Polityka
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (20)
Zobacz także