"Będzie demolka". Nad Bałtykiem aż kipi od emocji wokół wielkiej inwestycji rządu z Amerykanami
"Atom stop" - takie naklejki i transparenty można zobaczyć we wszystkich miejscowościach wokół nadmorskiego lasu w okolicach Choczewa, gdzie Amerykanie mają postawić pierwszą w Polscę elektrownię atomową. Emocje w Lubiatowie, Kopalinie i Słajszewie aż kipią. Jednak im dalej od planowanej elektrowni, tym w gminie zwolenników atomu lawinowo przybywa.
Oto #TOP2022. Przypominamy najlepsze materiały minionego roku.
Poniedziałkowe przedpołudnie, kilka dni po oficjalnym potwierdzeniu, że z nadbałtyckiej gminy Choczewo (a konkretnie z jej północnej, nadmorskiej części) popłynie energia z atomu do domów milionów Polaków.
Kilkutysięczne Choczewo, choć leży tuż przy granicy ziemi kaszubskiej, to część tzw. ziem odzyskanych.
"Ci z Warszawy nabudowali domów i teraz protestują"
- Do gminy to dalej prosto i zaraz za gospodą w lewo - mówią nam, czekające na przystanku autobusowym, kobiety. - My już stare jesteśmy, ale część młodych się boi - zauważa jedna, kiedy dopytuję o najnowsze wieści na temat amerykańskiej elektrowni atomowej nad samym brzegiem Bałtyku między Łebą a Władysławowem. - Teraz, w tych ostatnich dniach, to nic po ludziach nie słyszałam - zamyśla się druga.
- My jesteśmy za - niemal jednogłośnie odpowiadają na nasze pytanie trzej starsi mieszkańcy gminy, którzy spotkali się przed sklepem w Choczewie. Nie kryją niechęci do tych, co nie chcą atomu, i głośno o tym mówią. - Ci z Warszawy, co tam domki mają przy samym morzu, to nie chcą się pogodzić z tą decyzją. Nabudowali domów i teraz protestują. Ostatni raz latem - dodają.
- Na protesty to już za późno. Spotkania były, wszystko było powiedziane - ucinają niewygodny wątek i zaczynają snuć wizje rozwoju. - Osiedle będzie tam na 10 tys. osób. Kolej odbudują. Ale to już wcześniej było wiadomo... Biedronkę postawili niedawno, w Wejherowie całe nowe skrzydło w szpitalu pobudowali. To chyba pod elektrownię, nie? - zastanawiają się.
- Dobre drogi będą. Młodzi się cieszą, bo weź do tego Gdańska tyle czasu jedź. A jak drogi, to i praca będzie. Może zakłady pobudują. Tu w Choczewie ludzie są za elektrownią - stwierdzają zgodnie i stanowczo.
W Choczewie jakby wszyscy czekali na rozpoczęcie budowy
Po drugiej stronie ulicy jesienne liście grabią Maksymilian i Oskar, najmłodsi współwłaściciele wielopokoleniowej Restauracji pod Kasztanem w Choczewie. Obaj są dobrze zorientowani nie tylko w planach budowy, ale też w samej technologii i zasadach działania elektrowni. Nic dziwnego, bo państwowe agencje już od co najmniej 10 lat organizują w szkołach i świetlicach spotkania (ostatnie w kwietniu) na temat energetyki.
- To dla nas wszystkich szansa. Taka elektrownia da nam bliski dostęp do energii. Inwestycja, już podczas budowy, uruchomi wiele innych firm i zakładów. Drogi, odbudowa linii kolejowej. To ostatnie zresztą już się dzieje - mówią bracia. Na uwagę, że mogliby zatrudnić się jako PR-owcy u Amerykanów z Westinghouse i zachwalać budowę, odpowiadają, że chcieli i musieli poznać, jak ta elektrownia ma działać.
- Nie wyprowadzimy się stąd. My żyjemy z turystyki, bo mamy rodzinną restaurację, ale jesteśmy za budową. W samym Choczewie ludzi "przeciw" można policzyć na palcach. Na nic zdały się wakacyjne stoiska aktywistów z grupy "Stop Atom", z tego, co wiemy, współfinansowanych przez Zielonych, ale tych z Niemiec. Koszulki i przypinki brali z ich stolika na ulicy tylko turyści - opowiadają dwudziestolatkowie.
Wójt liczy na rozwój. "To będzie demolka""
Kiedy w końcu trafiamy do urzędu, wójt przyjmuje akurat interesantów. Żaden z nich w poniedziałek nie przyszedł w sprawie nowych doniesień na temat budowy, która zmieni na zawsze tę część polskiego wybrzeża. - Zdemoluje. To będzie "demolka" - poprawia Wiesław Gębka, rządzący gminą od kilkunastu lat. - Ta budowa, a później już działająca elektrownia, "zdemoluje", czyli zmieni gminę - powtarza, choć zaraz zaznacza, że reprezentuje obie grupy mieszkańców: zwolenników i przeciwników potężnej inwestycji.
Ostatnie potwierdzenia lokalizacji właśnie na północ od Choczewa to jednak duża zmiana. - Tak, ale my naprawdę czuliśmy wcześniej, że nas wybiorą. To prawda, że przez wiele lat rząd PiS nie za bardzo z nami rozmawiał, ale ostatnio, od kilku miesięcy, to się zmieniło - mówi wójt i jasno formułuje oczekiwania.
Samorządowiec ma przygotowany pakiet rozwiązań zarówno dla rządu, jak i dla koncernu, który będzie prowadził budowę. Nie chodzi tylko o rozbudowę infrastruktury (powrót kolei czy nowa droga krajowa od trasy S6 pod Lęborkiem wprost do Choczewa). - Na budowie będzie 20 tys. ludzi. Oni muszą gdzieś spać, a nie chcielibyśmy, aby lokalizować ich w jednym miejscu, tylko - w porozumieniu z nami - na terenie całej gminy - mówi Gębka.
Wspominając o całkowitej zmianie okolicznego krajobrazu, wyjaśnia, że jednym z postulatów jest ukrycie w części nadmorskiej kabli przesyłowych. - Oczywiście, stworzymy też bazę lokalnych firm z tej części Pomorza, aby mogły uzyskać certyfikaty i zostać zaangażowane podczas prac. Teraz najważniejsze są rozmowy właśnie o takich konkretach - stwierdza wójt.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Na uwagę, że w samym Choczewie zaskakuje poparcie dla inwestycji, wójt przytacza wyniki sondaży z trzech ostatnich lat. Wynika z nich, że wśród mieszkańców całej gminy "za" elektrownią było od 54 do 76 proc. ankietowanych. - Nic dziwnego, bo duża część pracowała jeszcze przy niedokończonej elektrowni w pobliskim Żarnowcu i ma dobre wspomnienia. Ale proszę pojechać nad sam Bałtyk, tam te głosy rozkładają się już zupełnie inaczej - dodaje Gębka.
Złość, żal i pytania
I faktycznie: im dalej na północ i bliżej morza, tym poparcie dla atomu słabnie, a może wręcz zmienia się całkowicie w niechęć. Po drodze do miejsca, które zajmie kompleks elektrowni jądrowej w miejscowości Biebrowo, uwagę przykuwa pierwszy baner z hasłem "Atom Stop". W kolejnej wsi - Słajszewie - transparenty widać już na płocie każdej posesji.
- Nawet nie mamy już sił o tym opowiadać... 30 lat inwestowania. A teraz co? - pytają właściciele domów, które leżą nie dalej niż trzy kilometry od miejsca przyszłej elektrowni. Niektórym trudno powstrzymać łzy, inni chcą rozmawiać tylko nieoficjalnie.
Co teraz, jak już wiadomo, że polski rząd i Amerykanie, chcą atomu właśnie tutaj? - Wciąż walczymy. Mamy stowarzyszenie Bałtyckie SOS. W okolicy plaży w Lubiatowie organizujemy protesty - ostatni w niedzielę 30 października - wyjaśniają.
- Zamówiliśmy właśnie nowe banery, a pod koniec listopada organizujemy spotkanie z biologami, bo woda w morzu przez elektrownię będzie w tym miejscu cieplejsza - zapowiadają.
- Pojedźcie tam, jak jest tabliczka: "Do morza". Coś tam kopali już wcześniej - dodaje, wskazując drogę przez rzeczkę Chełst.
"Protestujemy, choć mało kto nas słucha..."
- Chyba sprawdzali stabilność gruntu - wyjaśnia Jerzy Jędruch ze Słajszewa. Jest właścicielem stadniny ze 120 końmi. Razem z pracownikami kończy oporządzanie zwierząt na pastwisku. - Stąd w linii prostej jest mniej niż kilometr. Tu ma się zacząć kompleks, a tam skończyć - pokazuje pas nadmorskiego lasu. - Szkoda plaży, jest najpiękniejsza w regionie, a naturyści zjeżdżają do nas nawet zagraniczni. Jest przecież tyle innych terenów, których nie byłoby tak żal - komentuje Jędruch.
Jego zdaniem nic nie jest jeszcze przesądzone. - Ludzie mówią, że tu różni "ważni" działki pokupowali i liczą na zysk. Może o to chodzi? Nie wiem. Ja będę poszkodowany najbardziej. Nie wiem, ile dostanę, bo ze specustawą i odszkodowaniami czy wykupem ziemi może być różnie. Na razie dla nas nic się nie zmienia. Protestujemy, choć mało kto nas słucha... - stwierdza z rezygnacją w głosie.
Jedziemy za jego radą na parking tuż przy samym lesie. Tam kilka aut na rejestracjach z centrum Polski.
- My właśnie jesteśmy jednymi z takich, którzy wybudowali sobie domek letniskowy dla ciszy i natury - wyjaśnia para w średnim wieku. - Jakie może być nasze zdanie na temat tej elektrowni? Nie podoba się nam ten plan, ale co mamy zrobić? - bardziej stwierdza niż pyta mieszkanka Mazowsza, która swojego "miejsca blisko natury" będzie musiała najpewniej poszukać na nowo.
W drodze ze Słajszewa te ostatnie słowa przypominają się jeszcze kilka razy: "Ale co mamy teraz zrobić?".
Arkadiusz Jastrzębski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Czytaj też: Pierwsza elektrownia jądrowa w Polsce. Jest data, ale czy realna? "To plaga w tej branży"
Bądź na bieżąco z wydarzeniami w Polsce i na wojnie w Ukrainie klikając TUTAJ