Jadą tam, gdzie nikt nie chce. Polak ujawnia, jak wygląda praca medyków w Ukrainie
Rosyjska inwazja trwa. O aktualnej sytuacji w Ukrainie rozmawialiśmy z Damianem Dudą, szefem medyków-ochotników na froncie ukraińskim. - Bywa tak, że karetki ukraińskie, które są na miejscu, nie wyjeżdżają w mieście do przypadków osób rannych, bo nie są przystosowane do działania w strefie wojny. Tam jedziemy my - medycy taktyczni, osoby obyte ze środkami bojowymi - tłumaczył w programie "Newsroom WP". Medyk opowiedział o kulisach pracy podczas rosyjskich ataków na ukraińskie miasta. - My walczymy o czas, aby ranni mogli trafić w ręce specjalistów. Niestety, nie jesteśmy w stanie w polu wykonać skomplikowanego zabiegu - wskazał Duda, zaznaczając, że jeden z poszkodowanych, któremu pomogli jego ludzie, stracił nogi na polu bitwy. - Na froncie mamy do czynienia z wywróceniem procedur medycznych (…), to jest inny świat. Wokół nas są środki bojowe, za plecami jest przeciwnik, żołnierze - mówił medyk. Zapytaliśmy go też, dlaczego zdecydował się na wyjazd do Ukrainy. - Ja i moi ludzie nie jesteśmy medykami z wykształcenia, nas wykształciła wojna. Widzieliśmy doły śmierci w Buczy, widzieliśmy, jak wygląda rosyjski mir. Podjęliśmy decyzję, że chcemy maksymalnie pomóc. Traktujemy się jako przedstawiciele wolnego świata, to jest nasz sprzeciw wobec tego, co się dzieje - podkreślił Damian Duda.