PublicystykaJacek Żakowski: Mnie już budzić nie trzeba. A was?

Jacek Żakowski: Mnie już budzić nie trzeba. A was?

16.30 to nie jest dobra godzina w Warszawie. Zwłaszcza w listopadowy poniedziałek, jak ten, kiedy ciemno, siąpi, korki i chłód. Ale nie ma wyjścia. Kto nie musi wyjechać z miasta lub może przyjechać, ten musi się stawić pod Pałacem Kultury. Przynajmniej tyle się Piotrowi Szczęsnemu od nas wszystkich należy.

Jacek Żakowski: Mnie już budzić nie trzeba. A was?
Źródło zdjęć: © Agencja Gazeta
Jacek Żakowski

Nie cieszę się, że to zrobił. Nie gloryfikuję. Zniechęcam naśladowców. Ale szanuję tragiczny wybór i czuję zobowiązanie, które z niego wynika. Gdybym w to poniedziałkowe popołudnie był w Polsce, na pewno bym się stawił. Nie dlatego, żeby gloryfikować, ale by dać świadectwo, że już nie trzeba mnie budzić.

Szanuję tych, którzy są szczerze za PiS-em. Szanuję tych, którzy wierzą, że „dobra zmiana” jest dobra i ją popierają. Ludzie mają prawo do błędu nawet w tak zasadniczych sprawach, jeśli tylko mylą się szczerze, a nie interesownie. Nawet widzę w „dobrej zmianie” różne dobre fragmenty i gotów jestem je chwalić. Ale generalnie - podobnie jak Piotr Szczęsny - jestem przekonany, że Jarosław Kaczyński prowadzi Polskę w stronę zbiorowej tragedii, a może katastrofy i że zaprzągł do tego nie tylko naiwność wielu dobrych ludzi, ale też wszelkie mroczne siły, które są w każdym społeczeństwie nie wyłączając naszego.

Staczamy się w czeluść

Bardzo wielu Polaków myśli tak, jak Piotr Szczęsny. W nieco łagodniejszej wersji jest to nawet pogląd podzielany przez większość. Tak wynika z sondaży. Mniej więcej sześćdziesiąt procent krytycznie patrzy na to, co się dzieje, a wśród reszty mniej więcej połowa krytycznie ocenia najbardziej radykalne systemowe zmiany - deptanie Konstytucji, zamach na Trybunał i sądy etc.

Problem polega na tym, że przez blisko dwa lata w zasadzie przyzwyczailiśmy się, że jako państwo i społeczeństwo staczamy się w czeluść. Wtedy widzieliśmy przede wszystkim tę czeluść, a teraz widzimy przede wszystkim zjazd.

Dwa lata temu atak PiS na Polskę szokował nas i oburzał. Choć jeszcze nic się nie stało. Warszawskie ulice pełne były ludzi, którzy wychodzili, a często przyjeżdżali z daleka, żeby protestować przeciw temu, co może się stać. Protestowaliśmy przeciw próbie obalenia Trybunału Konstytucyjnego, przeciw ryzyku skompromitowania Polski zagranicą, przeciw, unieważnieniu Konstytucji RP, przeciw chamskiemu niszczeniu autorytetów, których dorobiliśmy się jako społeczeństwo itd. A potem, gdy to się stało, stopniowo i bezwiednie w zasadzie pogodziliśmy się ze poniesionymi i wciąż ponoszonymi stratami. Po gorącym lecie jesienią górę wziął fatalizm, który wielu z nas wpędził już w apatię.

Obraz
© PAP

Polska usypia

Niezadowolona większość jest dziś chyba bardziej rozczarowana Polską i Polakami, niż wściekła na władzę. To jest teraz nasz najpoważniejszy problem. Opozycyjni posłowie walczą w parlamencie z bezprawiem i bezmyślnością, jakich nie doświadczaliśmy dawno. Opozycyjne media opisują nieprawość, niezborność, niekompetencję władzy, jakiej od kilkudziesięciu lat Polska nie widziała. Nowi aktywiści, którzy się przez te dwa lata wyłonili, próbują podtrzymać aktywność, choć są ciągani po sądach i komisariatach. Kolejni zagraniczni obrońcy praw człowieka i praworządności z ONZ, OBWE, Rady Europy, Komisji Europejskiej, Amnesty International, organizacji prawniczych i strażniczych mówią i piszą o Polsce tak, jak jeszcze niedawno oni i my mówiliśmy i pisaliśmy na przykład o Białorusi. Nasze czarne sny spełniają się jeden po drugim. Nasza duma z polskiego sukcesu i międzynarodowego uznania rozpada się jak marny domek z kart. Nasze wpływy na świecie topnieją, jak Antarktyda. Nasze sojusznicze i przyjacielskie więzi z sąsiadami i mocarstwami się rwą… A Polska usypia. Im niżej zjeżdżamy, tym mocniej usypiamy.

Wiadomo, że to jest naturalne. Żadne społeczeństwo nie może bez końca podtrzymywać ducha irredenty. Taki opór zawsze na przemian wzmaga się i słabnie. Przeważnie, zanim wreszcie wybuchnie z całą mocą, ma coraz dłuższe i głębsze fazy wyciszenia. To wiadomo z historii i z teorii. Społeczeństwa tak mają, gdy są poddane zaskakującym próbom. Socjologowie i politolodzy opisali bezlik takich procesów. Nie jesteśmy pierwsi, ani pewnie ostatni, choć każdy przypadek jest inny i żadna przyszłość nie jest zdeterminowana. Ale to jest groźne. Bo społeczna apatia rozzuchwala złą władzę, a społeczeństwo wpędza w chocholi depresyjny taniec. Jeśli się ten proces widzi i rozumie, nie można się na to godzić.

Obraz
© WP.PL

Trzeba się przebudzić

Piotr Szczęsny nie chciał się zgodzić. Pisząc, byśmy się przebudzili, apelował właśnie żebyśmy się aktywnie nie godzili. Nawet jeśli się jest racjonalnie krytycznym wobec formy protestu, na którą się świadomie zdecydował, trudno być racjonalnie krytycznym wobec tego, o co apelował. I trudno ten apel puścić mimo uszu, zwłaszcza jeśli się rozumie, że gdybyśmy sobie tej jesieni beztrosko nie przysnęli, gdyby nie trzeba było nas budzić, to może nie stało by się to, co się stało. Trzeba się przebudzić, żeby to się więcej nie stało. Tak rozumiem wezwania szlachetnych osób z Marią Janion i Mają Komorowską na czele, by kto może stawił się 6 listopada na zbiórkę bez żadnych politycznych symboli. Ze zwykłą obywatelską troską.

Jacek Żakowski dla WP Opinie

Źródło artykułu:WP Opinie
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)