Jacek Rońda, ekspert od Macierewicza, przegrał w sądzie. "Mówił o rzeczach, na których się nie zna"
Kłamstwo ma krótkie nogi - to stwierdzenie sprawdziło się w przypadku byłego wiceprzewodniczącego prezydium komitetu naukowego Konferencji Smoleńskiej Jacka Rońdy. Wypowiadał się o prezydenckim tupolewie, a potem przyznał, że nie mówił prawdy. I poniósł konsekwencje. Zawieszono jego działalność na Akademii Górniczo-Hutnicznej, na której wykładał. Co więcej, przegrał z uczelnią w sądzie i musi ponieść koszty procesu.
- Wiele razy próbowaliśmy przekonać profesora, by zrezygnował z wypowiadania się na tematy, na których się nie zna - tak o Rońdzie w rozmowie z "Newsweekiem" mówił szef katedry, w której pracował, prof. Maciej Pietrzyk. Wykładowca był jednak nieugięty i przez to zawieszono jego działalność na Akademii Górniczo-Hutnicznej.
Co takiego powiedział Rońda? W TVP stwierdził, że tupolew nigdy nie zszedł poniżej 100 metrów. Później jednak zmienił zdanie i w rozmowie z Telewizją Trwam powiedział: - Piloci byli gdzieś na wysokości pomiędzy 50 a 60 metrów. Przyznał też wówczas, że poprzednio nie mówił prawdy, a dokument z Rosji, na który się powoływał, nie istnieje. To nie koniec. Później mówił "Newsweekowi", że na pokładzie TU-154 nastąpił wybuch.
Uczelnia, którą reprezentował Rońda, nie mogła słuchać tego bezczynnie. Profesora zawieszono, sprawa trafiła do Uczelnianej Komisji Etyki. W oświadczeniu władze AGH podkreśliły, że Rońda nie jest specjalistą w zakresie badania przyczyn katastrof lotniczych. Ten zaś nie chciał zaakceptować decyzji o zawieszeniu.
Rońda zwrócił się do kancelarii Małgorzaty Wasserman. W jego imieniu posłanka PiS złożyła pozew do sądu przeciwko uczelni.
Na początku wszystko szło po myśli profesora. W marcu Sąd Okręgowy w Krakowie uznał, że decyzja AGH była niezgodna z prawem i nieuzasadniona. Rektor uczelni prof. Tadeusz Słomka miał przeprosić Rońdę za naruszenie profesorskiego dobrego imienia i godności pracowniczej za pośrednictwem mediów.
Uśmiech na twarzy Rońdy zniknął jednak szybko. Odwołano się bowiem od tego wyroku. Pod koniec września Sąd Apelacyjny w Krakowie w całości oddalił powództwo profesora. To nie wszystko. Rońda ma też ponieść koszty procesu.
Okazuje się jednak, że to nie koniec świata dla Rońdy. Profesor odzyskał wszystkie prawa, jakie przysługują pracownikom naukowym.
Macierewicz nie ma szczęścia do ekspertów?
O innym specjaliście ws. badania przyczyn katastrofy smoleńskiej było jeszcze głośniej.
Przypomnijmy, że Wacław Berczyński, ówczesny przewodniczący podkomisji smoleńskiej, w wywiadzie dla "Dziennika Gazety Prawnej" powiedział, że to on "wykończył caracale". Mówił wówczas o przetargu na śmigłowce. - Pamiętam, jak przeczytałem o tych caracalach, o tym, że polski rząd zamierza je kupić, to mi włosy stanęły dęba - podkreślił.
Do jego wypowiedzi odniosło się Ministerstwo Obrony Narodowej, które zaprzeczyło słowom Berczyńskiego. Do opinii publicznej dotarła też informacja, że Berczyński miał dostęp do dokumentów przetargowych.
Ostatecznie Berczyński podał się do dymisji, rezygnując z funkcji przewodniczącego podkomisji smoleńskiej. Później przestał być przewodniczącym rady nadzorczej Wojskowych Zakładów Lotniczych nr 1 w Łodzi. Trwa śledztwo ws. przetargu na caracale.
O zarobkach Berczyńskiego w maju mówił Cezary Tomczyk z PO. Michał Dworczyk, wiceszef MON, przyznał, że Berczyński nadal pracuje w MON, ale zdalnie. Internatom bardzo się to nie spodobało.
Źródło: "Newsweek"/WP