Izraelscy dziennikarze komentują bojkot Morawieckiego. "Netanjahu wybrał hańbę, dostał wojnę"
Decyzja premiera Morawieckiego o rezygnacji z udziału w szczycie Grupy Wyszehradzkiej wywołała spore poruszenie w Izraelu. Niektórzy komentatorzy krytykują szefa izraelskiego rządu za uległość wobec Polski.
17.02.2019 | aktual.: 17.02.2019 16:38
Morawiecki swój bojkot spotkania szefów rządów Grupy Wyszehradzkiej ogłosił w niedzielę, na dzień przed planowanym spotkaniem w Izraelu. Jak poinformował szef kancelarii premiera Michał Dworczyk, premier zrobił to, bo pryncypialnie podszedł do sprawy polskiego honoru po kontrowersjach związanych z wypowiedzianymi w Warszawie słowami izraelskiego premiera o Polakach kolaborujących z hitlerowcami.
Szef Rady Ministrów podjął decyzję o rezygnacji z uczestnictwa, pomimo wcześniejszych zapewnień swoich współpracowników - w tym samego Dworczyka - że przedstawione przez Netanjahu sprostowania zamykają sprawę. Decyzja polskiego premiera oburzyła część izraelskich komentatorów. Niektórzy, jak dziennikarz izraelskiego Kanału 13, Nadav Eyal mówili wręcz o hańbie, która spotkała szefa izraelskiego rządu.
"Premier [Netanjahu] uwielbia Churchilla. W obliczu polskiego sporu o pamięć, miał wybór między wojną i hańbą. Wybrał hańbę, ale dostał wojnę" - napisał na Twitterze Eyal. Dziennikarz odwołał się w ten sposób do słów Churchilla skierowanych do premiera Chamberlaina na temat układu monachijskiego z Hitlerem.
Przeczytaj również: Morawiecki jednak nie poleci do Jerozolimy. Zmiana planów
Inni komentatorzy również krytykowali Netanjahu za decyzję o prostowaniu swoich słów wypowiedzianych w Warszawie.
"Nie było nic złego lub jakkolwiek nieprawdziwego w słowach Netanjahu. Nie powiedział, że wszyscy Polacy lub Polska jako kraj jest odpowiedzialna. Nie powiedział "polskie obozy śmierci". Powiedział, że niektórzy Polacy kolaborowali z nazistami. Morawiecki chce wybielić historię. Nie uda mu się" - napisała Lahav Harkov, redaktor dziennika "Jerusalem Post".
Podobnego zdania był jej redakcyjny kolega Yaakov Katz.
"Decyzja Morawieckiego, aby nie przyjeżdżać do Izraela pokazuje, że ten kryzys nie miał nic wspólnego z tym, jak słowa Netanjahu były przetłumaczone, czy chodziło o Polaków czy o cały naród. Chodzi o to, że Warszawa nie chce pozwolić na jakiekolwiek wzmianki o wielu Polakach, którzy współpracowali z nazistami. Izrael powinien być stanowczy" - stwierdził dziennikarz. Poparła go w tym dziennikarka "Haarec" Noa Landau, która dodała tylko: "Dokładnie!"
Inny dziennikarz "Haarec" Avi Scharf zadał tylko pytanie retoryczne: "Wyjaśnienia Bibiego [Netanjahu] nie były wystarczające dla Polski?"
Z większą wyrozumiałością zareagowali natomiast przedstawiciele izraelskiego rządu.
"Szczyt Wyszehradzki odbędzie się zgodnie z planem mimo braku polskiego premiera. Jesteśmy świadomi, że w Polsce też trwa kampania wyborcza" - napisał dziennikarz Barak Ravid, cytując słowa "wysoko postawionego oficjela w rządzie".
Z kolei Ariel Kahana z gazety "Israel Hayom" podaje, że według "źródeł bliskich polskiemu premierowi", Morawiecki obawiał się demonstracji ocalałych z Holokaustu.
Kampania wyborcza trwa też w Izraelu, a szczyt w Jerozolimie miał być dla Netanjahu jej częścią. Izraelski premier chce zaprezentować, że mimo szerokiej krytyki ze strony Unii Europejskiej polityki Tel Awiwu wobec Palestyny, państwo żydowskie wciąż ma przyjaciół w Europie.
Przeczytaj również: Dworczyk: Kancelaria Netanjahu wyjaśniła nieporozumienie
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl