Idzie ksiądz po kolędzie - przygotuj kopertę
W parafiach archidiecezji katowickiej kolędy sięgają półmetka, w diecezji sosnowieckiej właśnie się zaczęły. Generalnie księdza wpuszczają nawet ci, którzy do kościoła chodzą od wielkiego dzwonu. Wśród tych, którzy kolędy nie przyjmują są ludzie z trudem wiążący koniec z końcem.
Przeczytaj o "wpadkach" księży podczas kolędy: "Och, taka jestem" - "Miss Szlafroka" wita księdza
- Jeden z parafian przyznał się, że przez lata nie wpuszczał kolędy, bo nie miał pieniędzy na ofiarę i źle się z tym czuł - mówi o. Emil Pacławski, franciszkanin, proboszcz tyskiej parafii świętych Franciszka i Klary. - Błędem jest jednak myślenie, że kolędzie musi towarzyszyć ofiara. Nie musi.
- Kościół wprawdzie utrzymuje się z ofiar, ale nikt do ich składania nie jest zobligowany i nie musi się tłumaczyć, dlaczego nie daje - mówi ks. prałat Józef Szklorz, proboszcz parafii bł. Karoliny w Tychach. - Główny cel kolędy zawarty jest w tych trzech literach, jakie wypisuje się na drzwiach: C M B, czyli Christe, mansionem benedicat (Chryste, pobłogosław dom). A przy okazji chodzi o spotkanie, wspólną modlitwę i okazję do indywidualnej rozmowy z parafianami. Odwiedziny duszpasterskie dają księżom okazję do poznania parafian, ich problemów oraz wysłuchania uwag. W naszej parafii, bł. Karoliny, podczas kolędy staramy się informować o różnych formach działalności parafialnej, zachęcać do poszukania tam czegoś dla siebie. W tym roku prowadzimy też peregrynację relikwii naszej patronki, bł. Karoliny z okazji 25. rocznicy jej beatyfikacji.
W 12-tysięcznej parafii bł. Karoliny kolędę przyjmuje 80-85% parafian. W 5-tysięcznej parafii Świętych Franciszka i Klary w Tychach - około 75%.
Obaj proboszczowie zapewniają, że cel dobrowolnej ofiary kolędowej jest parafianom znany. - U nas od 11 lat niezmiennie jest to ofiara na budowę kościoła - mówi o. Emil Pacławski.