"Och, taka jestem" - "Miss Szlafroka" wita księdza
Podczas kolędy księżom zdarza się wiele zabawnych i niespotykanych sytuacji. Choć, jak podkreślają, nie wszystko, co śmieszy księdza, jest śmieszne dla ludzi.
Podczas kolędy duszpasterz sprawdza m.in. jak żyją mieszkańcy w obrębie jego parafii. Przydałoby się gruntownie zbadać teren, dlatego wielu parafian wręcz ochoczo prezentuje bieliźnianą rewię mody.
- Czekam na księdza od rana i ubierałem się, ubierałem i w końcu się nie ubrałem - przepraszał mnie pan, który przywitał mnie w kalesonach - opowiada ks. Jan Oleszko ze Stowarzyszenia Apostolstwa Katolickiego, rektor kościoła na Karczówce w Kielcach.
Spotkanie z nieubranym mężczyzną, to jeszcze nie powód do zaczerwienienia. Co zrobić, gdy księdzu otwiera półnaga kobieta? - Kiepsko, gdyby dwie osoby czuły się skrępowane. Na szczęście w blokach łatwiej jest wrócić do takiego mieszkania po skończeniu całej klatki - opowiada ks. Kamil Żyłczyński SChr ze Szczecina.
Jednak czasami wizytę trudno odłożyć na inną godzinę, a i nie każdy strój jest w miarę odpowiedni na przyjęcie księdza. Np. przebranie "miss szlafroka", która niczym aktorka z filmu Miś otwiera drzwi słowami "Och, już taka jestem". - Chciałam się tak wykąpać, żeby być gotową na tę wizytę i właśnie w szlafroku jestem - tłumaczyła się ks. Janowi Oleszce parafianka, próbując podkreślić wagę tej wizyty, zwłaszcza ze względu na jej małe zaangażowanie w kościele. Niestety prowokacja się nie udała, a pani została poproszona o przebranie się do kolędy.
Nasi milusińscy na ostro
Zetknięcie się z domowym ulubieńcem nie zawsze należy do tych przyjemnych. Ale zwłaszcza takie spotkania na długo pozostają w pamięci.
Trwa modlitwa. Nagle coś weszło pod sutannę, zaczęło wbijać pazury i wchodzić wyżej i wyżej... Twarz księdza gruntownie się zmieniła, co nie uszło uwadze zaniepokojonego gospodarza. - Myślał, że to mysz albo szczur. Podniósł szybko sutannę, patrzy a tam mały kot - śmieje się z kolegi ksiądz Jan Oleszko.
Najwięcej historii jest z psami. Zwłaszcza z tymi, za których łagodne usposobienie ręczą właściciele. - Pies w zasadzie rzucił się na mnie już podczas modlitwy. Na szczęście był na smyczy. Chodził za mną z otwartą paszczą, więc kropiłem dom tuż przy samej ścianie - wspomina jedną z kolęd ksiądz Jan Oleszko. Innym razem pies podczas modlitwy wypił wodę święconą. Czasami nie ma jej w domu, wtedy po prostu trzeba ją poświęcić. Ale woda to nie problem. - Jak jej brakuje, to nic się nie stanie. Najważniejsza jest wspólna modlitwa i że się gromadzimy - mówi ks. Kamil Żyłczyński. Czasami nie ma też kropidła, bo sąsiadka wzięła i zapomniała przynieść, a czasami na szybko gospodyni robi je z różnych dziwacznych rzeczy.
Akompaniamentem przy modlitwie stał się również dźwięk z telewizora, radia czy dzwoniącego telefonu. To już jednak nie śmieszy. - Ludzie przyzwyczaili się, że prowadzą rozmowy przy włączonym telewizorze - opowiada ks. Jan Oleszko. - Modlitwa to zupełnie inna sprawa - ksiądz często musi prosić o wyłączenie grającego sprzętu podczas wizyty.
Kasa na ławę
Ideą kolędowania jest poświecenie domu i błogosławieństwo jego mieszkańców. Niestety częściej kojarzy się ona z pieniędzmi schowanymi w kopercie niż z modlitewnym spotkaniem.
- Kolęda stwarza klimat do wspólnej modlitwy, spotkania i porozmawiania z księdzem na różne tematy rodzinne i kościelne. Jest najlepszym sposobem dotarcia zarówno do tych, którzy chodzą do kościoła, i do tych, którzy nie chodzą. Pieniądze są absolutnie marginesowym tematem - znaczenie wizyty duszpasterskiej wyjaśnia ks. Jan Oleszko.
Jest kropidło, poświęcona woda, krzyżyk, świeczka, a w okolicy czai się biała, niepodpisana koperta. - Zasadniczo widać, że ona gdzieś tam leży na segmencie czy stole, ale dopóki nie zostanie mi wręczona, sam po nią nie sięgam - mówi ks. Kamil Żyłczyński.
Już podczas nauki w seminariach duchownych, przyszłym księżom wpaja się odpowiednie zachowanie podczas odwiedzin u parafian. Teoria czasami nie ima się praktyki i zdarzają się księża, którzy bez skrępowania sięgają po leżącą kopertę. Mało osób jednak wie, że księża czasami odmawiają przyjęcia pieniędzy. - Wiele razy zdarzyło mi się nie przyjąć koperty, widząc trudną sytuację mieszkańców - opowiada ks. Kamil Żyłczyński. Także ks. Jan nie bierze pieniędzy z ubogich domów. - W wielu miejscach nie tylko nie bierze się pieniędzy, ale jeszcze zostawia z uzbieranych datków - wyjaśnia. W tym roku na 130 odwiedzanych domów, w 17 nie wziął ofiary za kolędę.
Wstyd czy powód do dumy?
Znane są także przypadki wręczania pustych kopert albo z pociętymi gazetami. - Można nie dać ofiary i przecież nic nadzwyczajnego się wtedy nie dzieje - tłumaczy ks. Kamil Żyłczyński.
Odrobina odwagi sprawia, że coraz częściej ludzie przestają patrzeć przez pryzmat sąsiadów, teściowej czy wierzących rodziców i odmawiają wizyty księdza. Jednak w wielu sytuacjach ludzie nie chcąc kolędy, wpuszczają księdza do mieszkania. Taką atmosferę od razu się wyczuwa. Mimo wszystko duchowni pukają do drzwi sprawdzając, czy w ciągu roku coś nie uległo zmianie. - Nigdy nikogo nie omijam. Kiedy jestem po raz pierwszy na jakiejś parafii, chodzę nawet tam, gdzie już dawno postawiono "krzyżyk". Pukam i mówię, że jestem tutaj nowym księdzem i może chcą porozmawiać, pomodlić się wspólnie i w wielu miejscach "odgrzewam" tą relację - opowiada ks. Jan Oleszko.
Nie tylko świeccy się zmieniają, ale także księża i proboszczowie. W końcu to też ludzie.